Zwycięstwo Legii ze Sportingiem. Będzie ciąg dalszy europejskiej przygody

Jeśli w pierwszych 30 minutach Legia była przy piłce, to dużym prawdopodobieństwem można było przewidzieć, że akcja skończy się spalonym. Legioniści raz po raz byli łapani przez lizbońską obronę na ofsajdzie. Sporting grał spokojnie, dłużej utrzymywał się przy piłce, ale nie stwarzał sobie jakichś nadzwyczajnych okazji do strzelenia gola. Już bliżej tego byli warszawianie. Najpierw Prijović trafił do siatki, ale - jakże by inaczej - ze spalonego. Potem ten sam napastnik po błędzie drużyny portugalskiej wyszedł sam na sam z Rui Patricio, ale strzelił w boczną siatkę.

W 36 minucie padła bramka dla Legii. Akcja toczyła się z prawej strony boiska. Piłkę w polu karnym dostał Prijović, dośrodkował do Guilherme, a ten z kilku metrów strzelił w krótki róg, pokonując bramkarza Sportingu.

W drugiej połowie drużyna portugalska przycisnęła Legię. Trzy niezłe sytuacje zmarnował rezerwowy napastnik Sportingu Andre. Dwa razy próbował strzelać z paru metrów - raz nie trafił w piłkę, za drugim razem spudłował. Trzeci strzał pod poprzeczkę obronił Malarz. Najgoręcej jednak było w akcji, w której warszawianie dwa razy zagrali rękoma we własnym polu karnym. Sędzia nie podyktował jednak rzutu karnego, a protestujący kapitan Sportingu Adrien Silva zarobił żółtą kartkę.

W końcowych minutach legioniści mogli dwukrotnie dobić graczy z Lizbony. Jednak ani Kucharczyk, ani Radović nie trafili do siatki w sytuacjach sam na sam z Rui Patricio.

Już w doliczonym czasie gry sędzia w gorącej sytuacji niesłusznie odgwizdał spalonego Portugalczyków.