Na niebezpieczeństwa związane z subiektywizmem etycznym wskazał Benedykt w katechezie podczas audiencji ogólnej 4 listopada w Watykanie.
Opat z Clairvaux podważał., jak wspomnieliśmy, zbyt intelektualistyczną metodę Abelarda, który w jego oczach sprowadzał wiarę do zwykłej opinii, oderwanej od prawdy objawionej. Obawy Bernarda nie były nie uzasadnione, podzielali je zresztą inni wielcy myśliciele tamtych czasów. Istotnie nadmierne wykorzystanie filozofii przyczyniło się do niebezpiecznego osłabienia nauki Abelarda o Trójcy Świętej i tym samym jego idei Boga. W dziedzinie moralności jego nauczanie nie było wolne od dwuznaczności: nalegał on na uznanie zamiarów podmiotu za jedyne źródło do opisania dobra bądź zła czynów moralnych, zaniedbując w ten sposób obiektywne znaczenie i wartość moralną uczynków: jest to niebezpieczny subiektywizm. A jest to – jak wiemy – aspekt bardzo aktualny w naszych czasach, gdy kultura jawi się często naznaczona nasilającą się tendencją do relatywizmu etycznego: tylko ja decyduję, co jest dla mnie dobre w danym momencie. Nie należy jednak zapominać także o wielkich zasługach Abelarda, który miał licznych uczniów i w zasadniczy sposób przyczynił się do rozwoju teologii scholastycznej, która w bardziej dojrzały i owocny sposób miała się wyrazić w następnym stuleciu. Nie można też nie docenić niektórych jego intuicji, gdy na przykład stwierdzał, że w niechrześcijańskich tradycjach religijnych znajduje się już przygotowanie do przyjęcia Chrystusa, Słowa Bożego.
Czego my dzisiaj możemy nauczyć się z konfrontacji, tonów często gwałtownych między Bernardem a Abelardem i ogólnie między teologią monastyczną i scholastyczną? Przede wszystkim uważam, że ukazuje ona użyteczność i konieczność zdrowej dyskusji teologicznej w Kościele, szczególnie wtedy, gdy dyskutowane kwestie nie zostały zdefiniowane przez Urząd Nauczycielski, który pozostaje jednak niezbędnym punktem odniesienia. Św. Bernard, ale także sam Abelard, uznawali zawsze bez wahania jego autorytet. Ponadto potępienia, jakie ten ostatni ściągnął na siebie, przypominają nam, że na polu teologii musi istnieć równowaga między tym, co możemy nazwać zasadami architektonicznymi danymi nam przez Objawienie i które zachowują w związku z tym priorytetową wagę, a zasadami interpretacyjnymi podpowiadanymi przez filozofię, to znaczy przez rozum i które tym samym odgrywają istotną rolę, ale jedynie instrumentalną. Kiedy tej równowagi między architekturą a narzędziami interpretacyjnymi brakuje, refleksja teologiczna jest narażona na skażenie błędami i wówczas do Urzędu Nauczycielskiego należy pełnienie tej niezbędnej służby prawdzie, która jest mu właściwa. Poza tym należy podkreślić, że wśród powodów, dla których Bernarda „starł się” z Abelardem i domagał się interwencji Magisterium, była także troska o uchronienie prostych i pokornych wiernych, których należy bronić, gdy grozi im zamęt bądź pobłądzenie z powodu opinii zbyt osobistych i pozbawionych skrupułów argumentacji teologicznych, które mogłyby wystawić na szwank ich wiarę.
Na koniec chciałbym przypomnieć, ze konfrontacja teologiczna między Bernardem a Abelardem zakończyła się ich całkowitym pojednaniem, dzięki pośrednictwu ich wspólnego przyjaciela, opata Cluny – Piotra Czcigodnego, o którym mówiłem w jednej z poprzednich katechez. Abelard okazał pokorę, uznając swoje błędy, Bernard wykazał wielką wyrozumiałość. U obu górę wzięło to, co winno naprawdę leżeć na sercu, gdy dochodzi do sporu teologicznego, a mianowicie obrona wiary Kościoła i triumf prawdy w miłości. Oby również dziś było to postawą, z jaką ścieramy się w Kościele, mając zawsze na celu poszukiwanie prawdy.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.