Dalsze zmniejszenie liczby urodzeń, jako skuteczny sposób walki ze zmianami klimatycznymi i globalnym ociepleniem proponuje chińska wiceminister do spraw populacji i planowania rodziny Zhao Baige.
Uczestnicząca w trwającym w Kopenhadze szczycie klimatycznym Baige dowodzi, że Chiny wnoszą olbrzymi wkład w ochronę planety, gdyż dzięki swej polityce proaborcyjnej co roku rodzi się 400 mln mniej ludzi. Zdaniem minister, dzięki temu emisja CO2 nie wzrasta o 18 mln ton każdego roku.
"Nie twierdzę, że to, co zrobiliśmy jest stuprocentowo właściwe, ale jestem pewna, że idziemy w dobrym kierunku, a teraz 1.3 milliardów ludzi czerpie z tego korzyści" – mówi Zhao na łamach dziennika "China Daily".
Raport ONZ przewiduje, że jeżeli światowa populacja do roku 2050 wyniesie 8 miliardów ludzi, zamiast przewidywanych 9, „może to spowodować mniejszą o 1-2 miliardy ton emisję dwutlenku węgla”.
W Państwie Środka oficjalnie zabija się 13 mln dzieci nienarodzonych rocznie. Zdaniem ekspertów liczba aborcji jest znacznie wyższa. Oficjalne dane pochodzą z zarejestrowanych szpitali i klinik, tymczasem wiele aborcji przeprowadza się „na czarno”. Szacuje się, że rocznie sprzedawanych jest w Chinach 10 mln pigułek wczesnoporonnych.
Komunistyczna Partia Chin w 1979 r. – gdy liczba Chińczyków przekroczyła miliard – wprowadziła politykę jednego dziecka. Efektem przepisów jest ścisła kontrola urodzin. Kobiety zmusza się do aborcji, nawet w zaawansowanej ciąży. Narzuca się także przymusową sterylizację po urodzeniu pierwszego dziecka. Za ukrywanie ciąży grożą wysokie kary. W niektórych regionach Chin burzono nawet domy tym rodzinom, które nie chciały podporządkować się rygorystycznemu prawu.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.