Żaden z lekarzy krakowskiego aresztu, oskarżonych w sprawie śmierci rumuńskiego aresztanta Claudiu Crulica, nie przyznaje się do winy. W piątek zarzutom zaprzeczyła przed sądem kolejna oskarżona - dyrektor szpitala w areszcie Katarzyna L.
Na poprzedniej rozprawie swojej winie zaprzeczyła dwójka pozostałych oskarżonych. Wszyscy lekarze kwestionują ustalenia biegłych i dowodzą, że nie ponoszą odpowiedzialności za śmierć aresztanta.
Katarzyna L. złożyła w piątek przed krakowskim sądem obszerne wyjaśnienia, z których wynikało, że z jej strony nie było żadnych zaniedbań, które przyczyniłyby się do śmierci głodującego aresztanta. Podważała także ustalenia biegłych wskazujące, że aresztant znajdował się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia.
Sprawa dotyczy 33-letniego obywatela Rumunii, który we wrześniu 2007 roku trafił do krakowskiego aresztu jako podejrzany o kradzież pieniędzy z bankomatu, a także o to, że ukradł sędziemu dokumenty. W areszcie Crulic odmówił przyjmowania jedzenia i w styczniu 2008 r. zmarł w szpitalu na zapalenie płuc i mięśnia sercowego w wyniku wielonarządowej niewydolności organizmu spowodowanej długotrwałą głodówką.
W czerwcu ubr. krakowska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko trójce lekarzy ze szpitala w areszcie. Zarzucono im niedopełnienie obowiązków i narażenie rumuńskiego aresztanta na niebezpieczeństwo utraty życia lub nieumyślne doprowadzenie go do śmierci.
Kierowniczkę ambulatorium Krystynę M. prokuratura oskarżyła o to, że w okresie od 13 do 23 grudnia 2007 roku nie dopełniła obowiązków i nie wystąpiła do sądu o wydanie zgody na przymusowe leczenie Crulica, czym - zdaniem prokuratury - naraziła go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Dyrektor szpitala Katarzynę L. i ordynatora oddziału wewnętrznego Piotra S. prokuratura oskarżyła o to, że od 3 do 11 stycznia 2008 nieumyślnie doprowadzili do śmierci aresztanta, ponieważ w porę nie podjęli decyzji o ratowaniu go w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia.
Według ustaleń prokuratury, jeszcze w grudniu można było uratować życie aresztanta poprzez przymusowe leczenie. Natomiast już od 3 stycznia lekarze powinni byli zacząć ratować jego życie, bo wtedy głodujący znalazł się w stanie bezpośredniego zagrożenia. Tymczasem dopiero wtedy wystąpili oni z wnioskiem do sądu o zgodę na przymusowe leczenie go. Zgoda dotarła do aresztu już po śmierci Crulica.
Na poprzedniej rozprawie kierowniczka ambulatorium, stomatolog Krystyna M. nie przyznała się do winy i wyjaśniła, że rumuńskiego aresztanta widziała tylko raz - we wrześniu 2007 r., podczas rutynowego przeglądu dentystycznego po przyjęciu do aresztu. Pięć tygodni później dowiedziała się, że osadzony odmawia jedzenia - skierowała go więc na konsultację psychiatryczną i internistyczną do przywięziennego szpitala. Zapewniała, że gdyby wiedziała, iż sytuacja aresztanta w dalszym ciągu się pogarsza, podjęłaby podobne działania. Jednak żadne informacje w tej sprawie do niej już nie dotarły.
Z kolei ordynator oddziału wewnętrznego szpitala w areszcie Piotr S. wyjaśniał, że jego zdaniem stan zdrowia aresztanta 3 stycznia nie stanowił bezpośredniego zagrożenia życia, a jedynie "potencjalne". Wyjaśniał, że głodujący Rumun nie zgadzał się na leczenie, dlatego on nie mógł podjąć kuracji wbrew woli aresztanta. Powoływał się także na wyniki badań aresztanta z 11 stycznia i twierdził, że nie dokumentują one ciężkiego stanu chorego.
Jak podał, podczas próby dożylnego odżywiania aresztanta doszło do przebicia opłucnej i powstania odmy opłucnowej, ale "nie było to błędem lekarskim ani nie stanowiło zagrożenia życia". Chory trafił na oddział chirurgiczny, gdzie w nocy z 15 na 16 jego stan pogorszył się. 17 stycznia trafił do jednego z krakowskich szpitali, gdzie zmarł.
"Opinia publiczna wierzy, że lekarze ze szpitala w areszcie beznamiętnie przyglądali się, jak umiera głodujący człowiek. Ale to nie była prawda. Pacjent do 14 stycznia był w stanie stabilnym i wszystko wskazywało na to, że to się dobrze zakończy" - powiedział Piotr S. na poprzedniej rozprawie. Zapewnił, że razem z innymi lekarzami "wydzwaniał po krakowskich szpitalach", poszukując pomocy dla Claudiu Crulica.
W przypadku uznania winy lekarzom grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.