Mimo tendencji spadkowych „katolicyzm Polaków należy do najbardziej żywotnych w świecie” - twierdzi ks. dr Wojciech Sadłoń.
Zdaniem ks. Sadłonia, polska religijność ulega od wielu już lat głębokim przemianom, wraz ze zmianami całego społeczeństwa. Zmiany te polegają w znacznej mierze na przechodzeniu od „wiary dziedziczonej” do „wiary z wyboru”. Jak określa to George Weigel, od wiary, która przekazywana jest na zasadzie osmozy, do wiary opartej na osobistym przekonaniu i indywidualnej odpowiedzialności nie tylko za swoją wiarę, ale też wiarę innych.
Dyrektor ISKK podkreśla, że „stawia to przed nami wielkie wyzwanie, z jednej strony zachowania ciągłości instytucjonalnej, a z drugiej wejścia w nową jakość wiary, adekwatnej do zmieniającej się kultury i warunków życia”.
Dlatego – uważa - tak bardzo Kościołowi w Polsce potrzebny jest proces dobrego rozeznania, aby na te nowe potrzeby potrafił odpowiedzieć. „Stoimy przed dużym wyzwaniem, aby zrealizować to, co Weigel nazywa „katolicyzmem ewangelicznym”, w którym katolicy inspirują nie tylko swoje osobiste życie, ale też swoje życie zawodowe, rodzinne i społeczne doświadczenia wiary. Takie doświadczenie wiary polskich katolików wyraźnie odróżnia życie osób wierzących od życia innych, dla których wiara pozostała już tylko tradycją” – dodaje badacz religijności Polaków.
Oto pełen tekst wywiadu KAI z ks. Wojciechem Sadłoniem, dyrektorem ISKK:
Marcin Przeciszewski, Dorota Abdelmoula, KAI: O czym świadczą najnowsze wyniki dominicantes w Polsce za 2016 r., pokazujące spadek niedzielnych praktyk w ciągu jednego roku o 3,1 pkt. procentowego? Czy dla Księdza nie jest to zaskoczenie?
Ks. dr Wojciech Sadłoń, ISKK: Było to zaskoczenie, swego rodzaju „zimny prysznic”, gdyż wydawało się, że praktyki religijne w Polsce w ostatnich latach, po spadku z lat 90. i początku obecnego stulecia, jakoś się ustabilizowały, a w 2015 r. nawet nieco wzrosły. Spodziewaliśmy się też efektu ŚDM i przyjazdu papieża Franciszka do Polski, pozytywnego oddziaływania nie tylko na młodzież, ale też przez media na ogół społeczeństwa. Jak widać, nie przełożyło się to na praktyki. Co nie oznacza wcale, że nie przełożyło się na inne aspekty postaw Polaków.
Czy to oznacza, że wchodzimy w scenariusz sekularyzacyjny, jakiego doświadczyła zachodnia Europa kilkadziesiąt la temu?
- Socjologia już się nauczyła, że nie wystarczy mówić o sekularyzacji lub jej braku. Opis świata na zasadzie takiego binarnego podziału - sekularyzacja czy nie sekularyzacja - jest zbyt uproszczony. Dzisiaj na przykładzie różnych zakątków świata i różnych kultur, w tym też Polski widać, że rzeczywistość jest znacznie bardziej barwna i złożona. Teza sekularyzacyjna przystawała do europejskiego świata epoki industrializacji, czyli przełomu XIX i XX wieku. Zakładała religię jako przede wszystkim konkurencję dla naukowego poznania świata.
Dzisiaj w obliczu nie tylko odchodzenia od pozytywistycznego rozumienia świata, ale też migracji i globalizacji lepiej widać, że żyjemy raczej w erze post-sekularnej. Zmianie ulega nie tylko religijność, ale też samo rozumienie religijności.
Trendy w drugiej połowie XX wieku w Europie Zachodniej wyznaczała przede wszystkim rosnąca grupa osób bezwyznaniowych, deklarujących się jako oderwane od chrześcijaństwa. Faktycznie jednak ich funkcjonowanie, schematy myślenia, postrzegania świata, a nawet systemy ekonomiczne i wartości ukształtowane były przez chrześcijaństwo. Obecnie, w momencie, gdy dochodzi do podważenia nawet zasad, widzimy jak istotną rolę zaczyna odgrywać demografia – bardzo korzystna np. w świecie islamu. Obecnie to właśnie ona kształtuje przyszłość religii w świecie.
Być może, zanim doczekamy się w Polsce czegoś, co można by nazwać społeczeństwem bezreligijnym, cywilizacja europejska ulegnie głębokim przemianom. Niezwykle istotne miejsce zajmuje tutaj islam, który do 2050 r. zrówna się w świecie z chrześcijaństwem i którego obecność w Europie do tego czasu będzie cywilizacyjnie znacząca.
Patrząc przez pryzmat praktyk religijnych, spadek religijności w Polsce postępuje poczynając od końca lat 80., aczkolwiek jest to proces powolny, a nie gwałtowny, tak jak to było w zachodniej Europie w ostatnich dziesięcioleciach XX wieku. W latach 80. około 50% polskich katolików uczestniczyło w niedzielnej Mszy św., a w 1989 r. 46,7 %. Dziś mamy 36,7 %, czyli dokładnie o 10 pkt. procentowych mniej niż w 1989 r. Jest to istotny spadek, ale w dość długim czasie, w ciągu 27 lat.
Jednocześnie przez te lata wciąż rosła grupa osób przystępujących do Komunii św. Nie zapominajmy też, że chrześcijaństwo to nie tylko chodzenie do kościoła. W polskiej kulturze jest to szczególnie istotne, ale w Ameryce Południowej praktyki religijne wcale nie stanowią najistotniejszego przejawu religijności. Można też postawić pytanie, czy korzystanie z treści religijnych przez internet też jest praktyką religijną. Inne podejście do praktyk religijnych jest też w chrześcijaństwie wschodnim.
Czy pod względem praktyk religijnych jesteśmy obecnie na pierwszym miejscu w Europie?
- Tworzenie rankingów państw i społeczeństw w kwestiach religijności jest bardzo karkołomne. Choć rzeczywiście pod względem poziomu praktyk religijnych wyprzedza nas tylko Malta, a Irlandia jest na podobnym poziomie.
To, co jednak świadczy o polskiej specyfice, to przede wszystkim silna pobożność ludowa. Ta polska pobożność naznaczona głębokimi ofiarami i męczeństwem, zrodziła niezwykle silną tkankę spajającą polski katolicyzm. To właśnie ona zrodziła w pewien sposób Jana Pawła II, który przeszczepił polskie doświadczenie na cały katolicki i nie tylko katolicki świat. Do Polski przyjeżdżają katolicy z całego świata inspirujący się duchowością maryjną i św. Faustyną. Rozwój kultu fatimskiego w Polsce należy do największych w świecie.
Polski katolicyzm jest też wyjątkowy siłą kapłaństwa. Jest to bez wątpienia efekt pontyfikatu Jana Pawła II. Specyfikę polskiej pobożności na tle Europy zachodniej wyznacza też praktyka spowiedzi. Choć trudno tu o dokładne, twarde dane. Można szacować, że około 60% Polaków przynajmniej raz w roku przystępuje do spowiedzi.
W Polsce nie doszło też do radykalnego załamania się przekazu wiary w rodzinach, tak jak miało to miejsce na Zachodzie. Polski nie dotknął też radykalny liberalizm w łonie Kościoła, tak jak na Zachodzie, gdzie zaowocował głębokimi podziałami i wykrystalizowaniem się schizmy tradycjonalistów.
Warto pamiętać, że jesteśmy w centrum Europy i warto patrzeć na to, co dzieje się też na Wschodzie. Można mówić o całym regionie Europy wschodniej, a ściślej Europy środkowo-wschodniej. W maju ub. r. prezentowaliśmy międzynarodowe dane Pew Research dotyczące tej części Europy. W Europie wschodniej, poczynając od lat 90. religijność wzrosła. Nie wynika to tylko z uwolnienia się od komunizmu. Wschód wyraźnie cechuje inna wrażliwość cywilizacyjna. Takie kraje jak Rumunia, Ukraina, a nawet Gruzja, są wyraźnie kształtowane przez prawosławie. Na Wschodzie Europy religia nie zamiera, tak jak na Zachodzie. Ale jest też zupełnie inna niż na Zachodzie.
Mówimy o spadku niedzielnych praktyk religijnych w Polsce o 3,1 pkt. Ale czy można powiedzieć w jakich grupach wiekowych spadek ten jest największy?
- Spadek religijności wśród młodzieży jest większy niż w pokoleniach starszych. W zeszłym roku przeprowadziliśmy po raz kolejny badania młodzieży licealnej i studentów. Wskaźniki religijności młodych dzisiaj są niższe niż wśród młodzieży przed dwudziestu laty. Oczywiście przyszłość najlepiej widać przede wszystkim w najmłodszym pokoleniu. To pokolenie jednak też najlepiej odzwierciedla ducha epoki.
Modele edukacji z ostatnich lat wyraźnie zakładały kształtowanie przede wszystkim kompetencji zawodowych i postrzegały wolność przede wszystkim jako brak ograniczeń. W takim modelu ukształtowało się moje pokolenie, które dzisiaj jest pokoleniem rodziców. Taki model jest na pewno częściowo wypadkową systemu liberalnej demokracji i społeczeństwa opartego na wolnym runku. Widzimy jednak, jak szybko zmianie mogą ulegać te założenia. Młodzi ostatnio nieco częściej mają konserwatywne poglądy. Częściej też kontestują obecny system ekonomiczny. Rozwijają się też ruchy narodowe i patriotyczne. Pozwala to dostrzec pewne zmiany w paradygmacie funkcjonowania polskiej młodzieży.
W Polsce fenomenem, jeśli chodzi o wysokość praktyk, jest południe kraju, w szczególności diecezja tarnowska. Jakie czynniki o tym zadecydowały?
- Polska 100 lat temu została sklejona z trzech części, które przez 123 lata pozostawały pod różnymi zaborami, które reprezentowały różne wyznania. Do dziś widać wyraźnie wpływy zaborcze. Do tego dochodzi przesunięcie granic Polski po 1945 r. i wielkie migracje ludności z tym związane. Ludność, która oderwana jest od swoich korzeni – jak obserwował to już Emil Durkheim – jest mniej religijna. Do tego dochodzą regiony Łodzi i Sosnowca, które powstały z ludzi migrujących za pracą. Już w XIX wieku rozwijał się tam intensywnie przemysł. W odróżnieniu natomiast od niemieckiej Nadrenii nie było tam polskich księży społeczników na miarę biskupa Kettelera czy Kolpinga. Przyjeżdżali tam ludzie wykorzenieni ze swych środowisk i trafiali do zupełnie nowego. Potem na tych terenach dokonywali inżynierii społecznej komuniści, nie pozwalając na budowę kościołów i silnie ateizując mieszkańców.
Natomiast południe Polski pod zaborem austriackim było znacznie bardziej katolickie. Religia państwowa Austro-Węgier pokrywała się z wyznaniem Polaków. Poza tym na południu, od czasów Marii Teresy istniała bardzo dobra sieć parafialna, która dzisiaj rozwinęła się w najintensywniejszą w Polsce siatkę parafialną. Tutaj działało też wielu księży społeczników, którzy stymulowali rozwój ruchu chłopskiego. W innych zaborach silniejsze były represje przeciw katolicyzmowi, kasacje klasztorów, eliminowanie oznak pobożności.
Poza tym na południu Polski dominowały przez lata małe gospodarstwa rolne o charakterze rodzinnym. Na terenach północnych i zachodnich organizowano PGR-y, które nie sprzyjały integrowaniu życia społeczności lokalnej wokół parafii. Na południowym wschodzie mamy też mniej dużych aglomeracji miejskich.
Pytanie o powołania kapłańskie. Obecnie mamy o połowę mniej alumnów w seminariach duchownych, niż 10 – 15 lat wcześniej. Jak ta sprawa się kształtuje?
- Mamy w Polsce ponad 33 tys. kapłanów. Co trzeci ksiądz w Europie jest Polakiem. Wciąż mamy względną zastępowalność powołań, choć księża tak jak społeczeństwo zaczynają się starzeć.
Powołań w Polsce nie brakuje, choć w latach 80. było ich znacznie więcej, mniej więcej trzykrotnie tyle, co dziś. Był to prawdziwy „wysyp” powołań, zainspirowany w dużej mierze przez pontyfikat Jana Pawła II. Ale nie znaczy to, że dziś mamy zapaść w sferze powołań kapłańskich. Wciąż te powołania są, choć mniej liczne. Obecnie w diecezjalnych seminariach duchownych jest ok. 3 tys. kleryków, a bywało ok. 8 tys.
Ale też warto pamiętać, że rozpoczął się kryzys demograficzny i znacznie mniejsza jest populacja młodych mężczyzn. O ile w latach 60. rodziło się rocznie ok. 600 tys. dzieci, a one dojrzewały w latach 80., to w latach 90. rodziło się ok. 350 tys. rocznie. Dziś pokolenie wtedy urodzone dokonuje wyborów życiowych, a jest ono o wiele mniej liczne.
A czy obecna liczba kleryków w seminariach gwarantuje zastępowalność księży, tych, którzy odchodzą na emeryturę bądź umierają?
- Obecnie jest ona na podobnym poziomie, ok. 600 nowych księży jest święconych rocznie i mniej więcej tyle samo zaprzestaje pracy z powodu podeszłego wieku lub śmierci. Ale za kilka lat liczba starzejących się księży będzie zdecydowanie wzrastać i trudniej będzie z ich zastępowalnością. Niebawem będziemy mieli wielki problem, kiedy w wiek emerytalny wchodzić będzie najbardziej liczna fala księży z lat 80. Do 2010 r. średni wiek księdza w Polsce spadał, a teraz będzie systematycznie wzrastać. Za kilkanaście lat wśród duchownych będzie znacznie więcej starszych księży, niż ludzi starszych w całym społeczeństwie.
A ilu księży porzuca kapłaństwo? To był olbrzymi problem Kościoła na Zachodzie.
- W skali kraju średnio ok. 40 rocznie, a więc przeciętnie jeden kapłan na diecezję. A kapłanów diecezjalnych mamy 29 tys. Nie można więc mówić o kryzysie analogicznym z tym, co widzieliśmy na Zachodzie w drugiej połowie XX wieku. Tam bywały roczniki księży, z których większość odchodziła.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.