W Bawarii trwa spór o miejsce krzyża w przestrzeni publicznej.
Z mieszanymi uczuciami śledzę wypowiedzi polityków i kościelnych hierarchów dotyczące decyzji bawarskich władz, by w tamtejszych urzędach zawiesić krzyże. Zdaję sobie sprawę, że jedna i druga strona tego sporu ma swoje racje. Na dodatek z polskiej perspektywy wszystko może wyglądać nieco inaczej. Po czyjej stronie się opowiedzieć? Jasne, zawsze trzeba oburzyć się na próbę instrumentalnego traktowania krzyża. Pytanie tylko czy w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z takim właśnie działaniem, próbą zyskania poparcia wierzących w nadchodzących jesienią wyborach, czy raczej faktycznie z „przypomnieniem podstawowych wartości porządku prawnego i społecznego w Bawarii i w Niemczech”? Wbrew pozorom, w obliczu tego co dzieje się ostatnimi laty w Niemczech i samej Bawarii, to drugie wcale nie musi być wymówką.
Zdania samych Niemców są podzielone. Niemieckich biskupów – co w ostatnim czasie zaczyna być normą – także. Lewica oczywiście jest oburzona. Centralny Komitet Katolików Niemieckich zaleca ostrożność, ale generalnie jest za, ustami swego przewodniczącego przypominając, że krzyż nie oznacza wykluczana kogokolwiek. Pomysł – choć też ostrożnie – poparł przewodniczący Rady Kościołów Ewangelickich w Niemczech (EKD) Heinrich Bedford-Strohm przypominając płynące z krzyża takie uniwersalne wartości jak godność człowieka, miłość bliźniego i humanitaryzmu. Nie podoba się muzułmanom, którzy mówią o religijnej neutralności państwa (!). Za to popierają go.... Żydzi, widząc w nim dobry sposób na „zdefiniowanie norm i wartości oraz żądanie ich uznania” w obliczu „mamuciego zadania” jakim jest integracja przybyłych do Niemiec imigrantów.
Padło oczywiście przy tej okazji sporo innych wyjaśnień na temat tego, czym krzyż jest. I to one najbardziej mnie zasmuciły. Bo mam wrażenie, że przypominając wiele jego znaczeń drugorzędnych zapomniano o znaczeniu najbardziej podstawowym: że to znak przypominający, iż Jezus zbawił nas przez swoje posłuszeństwo Ojcu aż do śmierci. A naszym zadaniem jest wiernie kroczyć Jego śladem. Czyli być posłusznym Bogu nawet wtedy, gdy będzie to groziło śmiercią, o groźbach zmarginalizowania, lekceważenia, wyśmiania czy utraty wpływów już nawet nie mówiąc. Chrześcijanin po prostu zawsze, w każdej sprawie, musi być wierny Bogu. Co z całą pewnością oznacza też wierność każdemu, bez wyjątku, Bożemu przykazaniu.
Jeśli krzyż traci tę swoja podstawową wymowę, staje się tylko ozdobnym emblematem. A ile warte jest takie „chrześcijaństwo emblematów”, chrześcijaństwo troski o gzymsy i sztukaterie, a zaniedbujące fundamenty i nośne ściany – wiadomo.
PS. Dopiszę, bo z komentarzy wynika, że to niejasne: dwa ostatnie zdania odnoszą się zarówno do tych, którzy chcą krzyże na ścianach urzędów wieszać jak i do tych wierzących, którzy się temu sprzeciwiają; dla tych drugich krzyż też może być tylko emblematem, fasadą z której można zrezygnować, bo tak naprawdę go nie rozumieją.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.