Sobota jest szóstym dniem strajku transportowców drogowych w Grecji, którego skutki odczuwają zarówno Grecy jak i turyści. Paliwo dostarczane jest jedynie do kilku stacji w kraju. Są kłopoty z dostawą produktów żywnościowych na wyspy.
W piątek rząd zdecydował się na wykorzystanie cystern wojskowych do zaopatrzenia stacji w paliwo. Wcześniej zagroził przewoźnikom, że odbierze im licencje i postawi przed sądem, jeśli nie wrócą do pracy.
Greccy hotelarze i firmy turystyczne twierdzą, że już są odczuwalne następstwa demonstracji i strajków, w tym pracowników portów, kontrolerów lotów, a obecnie - dostawców paliwa. Na brak paliwa narzekają też agencje wynajmujące turystom samochody.
"Problemy z zaopatrzeniem są coraz większe, zwłaszcza na wyspach" - podkreślił Jeorjos Telonis, przewodniczący greckiego związku operatorów turystycznych.
Przewoźnicy postanowili w piątek przedłużyć strajk, aby zaprotestować przeciwko projektowi ustawy liberalizującej zasady przyznawania licencji na świadczenie usług. To element posunięć oszczędnościowych, na które przystała Grecja, zabiegając o kredyty z UE i Międzynarodowego Funduszy Walutowego (MFW) dla ratowania pogrążonej w kryzysie gospodarki.
Rząd w celu uniknięcia bankructwa kraju pogrążonego w kryzysie zadłużenia publicznego zgodził się na wprowadzenie najbardziej drastycznych środków oszczędnościowych w historii Grecji. Posunięcia te kontestują od wielu miesięcy różne grupy zawodowe Greków.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.