We Włoszech pojawiają się nowe ogniska koronawirusa, wciąż jest za dużo zakażeń, a sytuacja na północy kraju jest katastrofalna - tak kolejny dzień epidemii w kraju opisał szef departamentu chorób zakaźnych w Krajowym Instytucie Zdrowia Giovanni Rezza.
"Jesteśmy nadal w fazie wzrostu zachorowań" - podkreślił Rezza w opublikowanym w piątek wywiadzie dla rzymskiego dziennika "Il Messaggero".
"Liczby mówią nam, że jest wysoce prawdopodobne to, że pojawiły się inne ogniska" - zaznaczył ekspert.
Przypomniał, że najgorsza sytuacja panuje w Lombardii, zwłaszcza w rejonie Bergamo i Brescia.
"Poważne ogniska są także w Emilii-Romanii i w Marche" - dodał dyrektor departamentu chorób zakaźnych.
Jak zaznaczył, w stołecznym regionie Lacjum ogniska są ograniczone. "Ważne jest to, by je jak najszybciej wygasić. Trzeba uniknąć tak dramatycznej sytuacji, jak w Lombardii" - dodał.
Rezza uważa, że należy sprawić, aby reguły walki z epidemią były respektowane w całym kraju. "A wydaje mi się, że tak nie jest" - ocenił.
Jego zdaniem co najmniej tydzień trzeba jeszcze czekać na rezultaty podjętych kroków.
Poza tym - przypomniał - należy liczyć się ze skutkami "fali migracyjnej", jaka na początku epidemii ruszyła z północy na południe Włoch, gdy do domu powrócili ludzie pracujący i mieszkający w Lombardii.
Wypowiadając się na temat rosnącej liczby zakażeń wśród personelu medycznego, przedstawiciel Instytutu Zdrowia podkreślił: "To wielki problem, konsekwencja tego, że zapewne nie wystarczająco poważnie i rygorystycznie podeszliśmy do ich ochrony. Prawdą jest też to, że naszemu personelowi medycznemu zabrakło środków ochrony osobistej i że nasi europejscy sąsiedzi nie byli pomocni".
Obecny bilans koronawirusa we Włoszech to 3405 zmarłych, czyli więcej niż w Chinach, i ponad 41 tysięcy potwierdzonych przypadków zakażeń.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.