"Znajdujemy się na początku tej epidemii" - powiedział w środę Lothar Wieler, szef Instytutu im. Roberta Kocha (RKI) w Berlinie, państwowej niemieckiej instytucji zajmującej się zagrożeniami wirusologicznymi.
"Pozostaje w pełni otwarte, jak będzie się to dalej rozwijało. Dopiero rozpoczęliśmy zwalczanie koronawirusa" - powiedział podczas konferencji prasowej Wieler.
"W Niemczech nie zachorowało jeszcze tak dużo osób starszych, które narażone są na ciężki przebieg zakażenia COVID-19" - wymienił jedną z hipotez, dlaczego na terenie RFN umiera dużo mniej zakażonych osób niż w innych krajach Europy.
Przeciętny wiek ludzi zarażonych koronawirusem na terenie RFN wynosi 45 lat. Osoby, które zmarły z powodu choroby miały przeciętnie 81 lat. Wieler dodał, że wśród potwierdzonych zachorowań dużo jest "łagodnych przypadków".
Ekspert stwierdził, że na podstawie aktualnych danych nie da się ocenić, czy ograniczenia dotyczące m.in. wychodzenia z domu, wprowadzane przez niemiecki rząd, odnoszą skutek. "Oczekujemy wzrostu liczby przypadków" - dodał.
Do przeprowadzenia testu na obecność koronawirusa kwalifikują się osoby, które miały kontakt z zarażonym, osoby z grupy ryzyka, personel medyczny i ciężko chorzy - wymienił szef RKI. Powodem do zrobienia testu nie jest już przyjazd z terenu o wysokim zagrożeniu epidemicznym. "To jest pandemia. Nie ma już sensu rozróżniać różnych obszarów" - powiedział Wieler.
Ekspert wyjaśnił, że RKI podaje tylko urzędowo potwierdzone dane przesyłane przez właściwe urzędy medyczne wszystkich krajów związkowych. Odniósł się tym samym do medialnych zarzutów, że państwowy instytut zbyt wolno podaje nowe informacje o zakażonych i zmarłych z powodu COVID-19.
Według podanych w środę rachunków RKI w Niemczech zidentyfikowano 31 554 przypadki zachorowań i 149 zgonów. Używający innej metodologii liczenia Uniwersytet Johnsa Hopkinsa podaje liczbę 33 593 zakażenia i 164 zmarłych.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.