Cichanouska poinformowała, że nie uznaje wyników wyborów podanych przez CKW. - Oczywiście nie uznajemy. Uzyskane przez nas dane nie są zgodne z tymi, które ogłoszono - powiedziała.
Wyraziła też opinię, że kroki podjęte przez władze przy rozpędzaniu demonstracji powyborczej były nieproporcjonalne. - Opowiadamy się za pokojowymi przemianami. Kroki, które podjęły władze, były nieproporcjonalne. Ludzie zostali w lokalach wyborczych, żeby ochronić swoje głosy. My ze swojej strony zrobimy wszystko, żeby to się więcej nie powtórzyło - oświadczyła Cichanouska.
W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do starć z milicją w Mińsku, Witebsku, Grodnie i innych miastach Białorusi. Protesty wybuchły po ogłoszeniu oficjalnego sondażu exit poll, według którego w wyborach zwyciężył urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka. Obrońcy praw człowieka z centrum Wiasna poinformowali, że w starciach z milicją zginęła co najmniej jedna osoba. Zaprzeczyła temu rzeczniczka białoruskiego MSW w rozmowie z rosyjską agencją TASS.
Cichanouska dodała, że nie zamierza opuszczać Białorusi. - Nie widzę powodu, dla którego należałoby mnie aresztować, i nie zamierzam wyjeżdżać z Białorusi - oznajmiła.
Według wyników podanych przez CKW w poniedziałek rano, Łukaszenka zdobył 80,23 proc. głosów, zaś Cichanouska 9,9 proc.