Amerykanów zgubiła komputeryzacja. Gdy wszystko jest w sieciach informatycznych, zbyt wiele osób ma dostęp do danych. Praktycznie nie da się tego zabezpieczyć - uważa Ryszard Taradejna, b. dyrektor departamentu w MSWiA, autor książek nt. ochrony tajemnic.
Taradejna skomentował w ten sposób opublikowanie w niedzielę przez portal Wikileaks 250 tys. depesz dyplomatycznych z ambasad i konsulatów USA.
Pytany, czy da się obecnie zamknąć krąg osób, które mają dostęp do konkretnego niejawnego dokumentu, Taradejna powiedział, że wszyscy próbują to zrobić, ale bezskutecznie. "Nie ma żadnej wątpliwości, że wcześniej czy później albo ktoś świadomie się włamie i przełamie bariery techniczne bądź ludzkie, albo ktoś od środka wpuści świadomie np. program szpiegujący lub samemu skopiuje dane. Czym sieć większa, tym łatwiej i więcej można wydobyć. I czym więcej tajemnic, tym większa pokusa, by je ujawnić. Dało się to zauważyć także w Polsce" - ocenił Taradejna w poniedziałkowej rozmowie z PAP.
Jak zauważył, ciężar gatunkowy ujawnionych depesz amerykańskiej dyplomacji jest różny. "Nie wszystkie informacje zasługują na wielką tajność. Wiele tych depesz w rzeczywistości mogłoby być jawnych" - powiedział Taradejna. Zastrzegł jednak, że dotychczas Wikileaks nie podało wszystkich posiadanych informacji. "Nie wiemy, co się jeszcze tam kryje. Może być tak, że na początek upubliczniane są wiadomości mniej wrażliwe, delikatniejsze" - mówił Taradejna.
Zwrócił jednak uwagę na sposób redagowania upublicznionych depesz amerykańskiej dyplomacji, np. charakterystyki światowych przywódców. "Społeczeństwa całego świata widzą jak na dłoni sposób rozumowania urzędników amerykańskich. To jest obnażenie ich zachowania. Im oczywiście będzie głupio" - mówił Taradejna. "Dla mnie to nie jest żadne zaskoczenie. Jak widać, Amerykanie tak myślą, tak się zachowują i tak swoim szefom redagują różne opinie" - dodał.
"Złośliwie można powiedzieć, że Wikileaks urzeczywistnił w USA leninowski postulat jawnej dyplomacji" - skomentował Taradejna.
Dokumenty opublikowane przez Wikileaks opatrzone były różnymi klauzulami tajności. W polskim prawie obecnie są to: ściśle tajne, tajne, poufne i zastrzeżone. Jak wyjaśnia Taradejna, różnią się one od siebie ciężarem gatunkowym i kręgami osób upoważnionych. "Czym wyższa klauzula tajności, tym zwiększony system ochrony i tym mocniejsze prześwietlenia osoby, która ma mieć do tego dostęp" - powiedział. Różny jest też wymiar odpowiedzialności karnej za ujawnianie takich informacji: za złamanie tajemnicy państwowej (klauzule ściśle tajne lub tajne) - grozi do pięciu lub do ośmiu lat pozbawienia wolności, za złamanie tajemnicy służbowej (klauzule poufne lub zastrzeżone) - do trzech lat.
Pytany, w jaki sposób chronione są polskie dokumenty dyplomatyczne Taradejna powiedział, że często otrzymują one bardzo wysoką klauzulę tajności. "Niekoniecznie ze względu na samą treść, a na ochronę szyfrów. Jeżeli jakakolwiek obca służba przechwyci treść depeszy zaszyfrowanej, a następnie w jakiś sposób zdobędzie oryginał, to łatwiej będzie poznać szyfr" - wyjaśnił. Podkreślił, że dotyczy to korespondencji dyplomatycznej na całym świecie. Jak dodał, służby specjalne mocarstw podsłuchują wszelką możliwą korespondencję, bo kiedyś może się im ona do czegoś przydać.
Zdaniem Taradejny należy odróżnić ujawnienie informacji od jej upublicznienia, bo ujawnić coś, co dotychczas było tajne, można tylko raz. Zgodnie z tym rozumowaniem tajemnice swojej dyplomacji ujawnili prawdopodobnie amerykańscy urzędnicy, Wikileaks jedynie upublicznił te dane w skali masowej. "W Polsce w sensie formalnym ujawnia ten, który wiedzę posiada służbowo i powinien ją chronić, ale pojawiło się orzeczenie Sądu Najwyższego, w którym mowa jest o tym, że ujawnia nie tylko ten urzędnik, ale również ten drugi, który dostał te informacje, np. dziennikarz" - dodał Taradejna. Jego zdaniem to orzeczenie SN jest niebezpieczne. "Nie rozumiem tego orzeczenia, nie tak - jako dyrektor w MSWiA odpowiedzialny za tajemnice - rozumiałem przepis ustawy, ale SN tak to zinterpretował i inne sądy będą to stosowały" - powiedział.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.