To była dla mnie jedna z najtrudniejszych misji. To kobiety żyjące w głębokim cierpieniu. Trzeba było znaleźć odpowiedni moment, aby do nich dotrzeć. Inaczej one też były w niebezpieczeństwie - mówi s. Linah Siabana, MSOLA
S. Linah Siabana MSOLA, przez siedem lat pracowała w Meksyku, pomagając kobietom uwikłanym w prostytucję. Od tego roku jest w Ugandzie, gdzie pomaga kobietom z obozu dla uchodźców z Sudanu Południowego.
Pochodząca z Zambii misjonarka współtworzy aktualnie nową wspólnotę w Usukijoni razem z Polką, s. Magdaleną Orczykowską. - To misja pełna wyzwań, ale i dobry czas. Pierwszy raz pracuję w wiejskim terenie. Specyficzny jest kontekst w jakim powstaje nasza misja, dla ludzi którzy przybywają z Sudanu Płd. Nasza obecność tutaj, to dla nich znak nadziei. Dla mnie młodej misjonarki to też doświadczenie wiary - mówi.
S. Linah zwraca uwagę na trudną sytuację kobiet oraz dziewcząt. - To bolesne widzieć, jak wiele z tych dziewcząt pozbawionych zostało szkoły. Wydawanych jest za mąż w wieku 15 albo 16 lat. Widzę też te, które powinny być w szkole średniej wciąż są w podstawowej. Populacja uchodźców jest wielka. Obecnie szukamy co jest priorytetem dla ludzi, czego potrzebują. Jest oczywiście wielka potrzeba pracy pastoralnej. Budować wspólnotę, działać na rzecz pojednania w rodzinach.
S. Linach jest z wykształcenia psychologiem. - Widać tu wiele frustracji, bólu. Ludzie żyjący w traumą, nie mają sposobności aby komukolwiek o tym mówić. Kobiety, które straciły dzieci, sytuacje przemocy w rodzinach. Frustracja mężczyzn, którzy są pozbawieni pracy, zapewnienia utrzymania rodzin. My staramy się wzmacniać pozycję kobiet. Kobiety mają potencjał. Są otwarte na proces pojednania. Dla dzieci są w stanie ryzykować, poświęcać się. To daje nadzieję.
Przed Ugandą s. Linach pracowała w Meksyku, w ramach programu na rzecz sprawiedliwości społecznej rozwoju. Ostatnie dwa lata jest misja obejmowała pomoc ofiarom handlu ludźmi, kobietom wciągniętym w prostytucję.
- To było we współpracy z inny zgromadzeniem. W Meksyku, mieście tam jest punkt La Marcede, gdzie jest duża skala problemu. Docierałyśmy do kobiet, rozmawiałyśmy z nimi. Oferowałyśmy pomoc medyczną, psychologiczną, edukację dla dzieci. Ale ostatecznie decyzja należała do tych kobiet. Kilkakrotnie nam grożono. "Jeśli chcecie przeżyć wynoście się stąd". To była dla mnie jedna z najtrudniejszych misji. To kobiety żyjące w głębokim cierpieniu. Trzeba było znaleźć odpowiedni moment, aby do nich dotrzeć. Inaczej one też były w niebezpieczeństwie. To była moja ostatnia misja zanim zaczęłam tą pośród uchodżców.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.
Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny.
Są też bardziej uczciwe, komunikatywne i terminowe niż mężczyźni, ale...
Rodziny z Ukrainy mają dostęp do świadczeń rodzinnych np. 800 plus.