Co najmniej sześć osób zginęło w starciach między rebeliantami a siłami Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu (SPLA). 9 stycznia w południowym Sudanie rozpoczyna się tygodniowe referendum w sprawie niepodległości. Jeśli zakończy się zwycięstwem zwolenników secesji, to na mapie Afryki powstanie nowe państwo.
Perspektywa niepodległości
Do udziału w referendum zarejestrowało się niemal 4 mln wyborców. Referendum będzie ważne, jeśli głosy odda 60 proc. z nich. Próg ten może okazać się trudny do przekroczenia w związku z niewielkim doświadczeniem wyborczym obywateli oraz z wysokim poziomem analfabetyzmu. Jedynie 2 proc. mieszkańców południa Sudanu kończy szkołę podstawową.
Jeśli mieszkańcy południa wybiorą kartę do głosowania z rysunkiem dwóch dłoni w uścisku, 42-milionowy Sudan pozostanie jednym państwem. Jeśli z wizerunkiem jednej dłoni, Sudan podzieli się na dwa kraje. Oficjalne ogłoszenie wyników nastąpi w pierwszej połowie lutego w stolicy Sudanu, Chartumie.
W przypadku powstania nowego państwa przywódcy Północy i Południa będą musieli rozwiązać wiele kwestii praktycznych, wśród których wymienia się przyznawanie obywatelstwa, uzgodnienie przebiegu granicy i sposobów jej patrolowania, podział zasobów ropy i aktywów, uzgodnienie statusu spornego regionu Abyei, czy koordynację strategii gospodarczych. Wciąż nie wiadomo, jaką nazwę będzie nosić nowe państwo. Mówi się m.in. o Nowym Sudanie czy Republice Nilu.
Kościół wobec wyzwań secesji południa
Jednym z problemów, którym będą musiały stawić czoła władze nowopowstałego państwa, są uchodźcy masowo napływający z Północy. „Kiedy minie euforia związana z niepodległym bytem, trzeba będzie zmierzyć się z twardą rzeczywistością – mówi bp Macram Max Gassis. – Na Południu nie ma szkół, szpitali, brak nawet domów, w których mogliby zamieszkać. Przybysze praktycznie przywożeni są ciężarówkami i wysadzani w szczerym polu”. Hierarcha przypomina, że tylko w samym Chartumie mieszka ok. 4 mln południowych Sudańczyków, którzy mogą zdecydować się na powrót w rodzinne strony. To wszystko, jak dodaje, może być zapowiedzią ogromnej tragedii humanitarnej.
Pojawiające się obawy nie przysłaniają zarazem nadziei wiązanych z secesją. Dla wielu referendum jest szansą na trwały pokój dla Sudanu. „ Referendum jest dla Sudanu szansą. Dane nam zostały możliwości, których nigdy dotąd nie mieliśmy. Jest to dla nas szansa, nie problem. Szansa na trwały pokój, raz na zawsze – mówi bp Hiboro Kusala z Tambura Yambio. – Jeśli dobrze, mądrze i z czystym sumieniem z tej szansy skorzystamy, zapobiegniemy w ten sposób wojnom i wielu ludzkim cierpieniom w tym kraju. Udział w tym referendum zależy od przygotowania”. Sudański hierarcha dodaje, że każdy głęboko musi się zastanowić nad motywami swego wyboru. „Nie możemy się kierować emocjami. Referendum musi się odbyć w spokojnej atmosferze. O to się modlę. Podejmujemy bowiem decyzję, która będzie wiążąca nie tylko dla nas, ale dla całego narodu i dla przyszłych pokoleń. Dlatego też potrzebny jest spokój, a nasza motywacja musi być jasna i mieć oparcie w czystym i wolnym sumieniu. Bo decyzja, którą podejmę będzie miała natychmiastowe i długofalowe konsekwencje. Jednym słowem, nasze motywacje muszą być wolne od nienawiści” – podkreślił bp Hiboro Kusala.
Ewentualny podział kraju na Sudan Północny, zamieszkany głównie przez muzułmanów, i Sudan Południowy, w którym większość stanowią chrześcijanie, nie jest obojętny także dla życia Kościoła. Sudańscy biskupi przywołują na pamięć sytuację po odzyskaniu przez Erytreę niezależności od Etiopii. Z powodu sytuacji politycznej biskupi musieli się wówczas spotykać np. w Rzymie czy w Nairobi. Stąd już teraz episkopat Sudanu apeluje, by po ewentualnym podziale kraju biskupi pozostali zjednoczeni i by wciąż istniała jedna wspólna konferencja episkopatu.
Referendum niepodległościowe poprzedziła modlitewna akcja „101 dni dla pokoju”. Włączyli się w nią nie tylko chrześcijanie, ale i wyznawcy innych religii obecnych w Sudanie.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.