W środę kwadrans po północy w kopalni Pniówek w Pawłowicach (Śląskie) doszło do wybuchu i zapalenia metanu. Zgodnie z informacjami Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia, w rejonie prowadzącej wydobycie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników.
Pisaliśmy o tym:
W czasie, gdy w rejonie akcji przebywały dwa zastępy ratowników, poszukujące trzech pracowników, doszło do kolejnego, wtórnego wybuchu. Dotąd poinformowano o śmierci pięciu górników: czterech zginęło pod ziemią, a czwarty zmarł po przewiezieniu do szpitala w Siemianowicach Śląskich. Wszyscy zmarli byli pracownikami kopalni Pniówek.
W popołudniowej rozmowie z dziennikarzami prezes JSW zrelacjonował, że drugi wybuch w kopalni został stłumiony przez pyłową zaporę przeciwwybuchową, ograniczając skutki i zagrożenie dla ok. 30 pracujących w pierwszej fazie akcji osób. Po tym wybuchu zdecydowano odtworzyć zaporę, żeby umożliwić pracę ratownikom w bezpiecznych warunkach. "Naprawiliśmy zaporę, przeprowadziliśmy rekonesans, piąta osoba, czwarta z dołu, została wytransportowana do bazy, gdzie lekarz stwierdził zgon" – powiedział Cudny.
Pytany o to, jak wyglądała akcja po pierwszym wybuchu prezes JSW zaznaczył, że ratownicy szli do poszkodowanych z dwóch stron, mając dane z czujników. Kierownik akcji wysłał jeden zastęp na chodnik podścianowy, aby naprawić zniszczoną w pierwszym wybuchu przegrodę wentylacyjną – tam ratownicy usłyszeli głos jednego z pracowników, który nie był w stanie się poruszać. Po poprawie wentylacji ratownicy ruszyli w kierunku dwóch pracowników po drugiej stronie ściany.
Gdy ratownicy zaczęli transportować jednego z tych dwóch pracowników do bazy nastąpił wtórny wybuch - najprawdopodobniej metanu.
Przeczytaj też:
Cudny zasygnalizował, że decyzja o ponownym wejściu do rejonu zagrożenia "to nie będzie decyzja tylko na podstawie analizy atmosfery, jeszcze musimy sprawdzić dodatkowe warunki". "Mówimy o trójkącie wybuchowości (określonym stężeniu metanu w powietrzu, w którym powstaje mieszanina wybuchowa), rozciągnięciu linii chromatograficznej (czujników). Wtedy będą podjęte decyzje" - uściślił.
Jak zaznaczył, ogólnie wiadomo, gdzie znajdują się poszkodowani, problemem nie są też kwestie odległości czy stanu wyrobisk po wybuchu – nie są one zniszczone. "Musimy znaleźć takie rozwiązanie, aby wejście ratowników w strefę zagrożenia, nie było obarczone ryzykiem kolejnego wybuchu i zagrożenia pracy zespołu, który tam będzie" - stwierdził.
Pytany przez PAP o obecnie wykonywane prace w ramach akcji ratowniczej Cudny odpowiedział, że są to pomiary (składu atmosfery), przygotowywanie wentylatorów i lutni (przewodów powietrznych), aby wchodzić w ten rejon przy sukcesywnym przewietrzaniu wyrobiska.
Prezes JSW powiedział, że na razie nie jest znane dokładne miejsce pierwszego wybuchu i zapalenia metanu – czy było to w samej ścianie czy w tzw. zrobach (miejscach po eksploatacji węgla). Nie ma też pewności, co do charakteru drugiej eksplozji, choć z dużym prawdopodobieństwem również chodziło o metan.