Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro skrytykował niedzielny atak kilku tysięcy swoich zwolenników, którzy wkroczyli na teren obiektów najwyższych organów władz państwowych przedzierając się przez policyjne kordony i demolując m.in. siedzibę Sądu Najwyższego. Atak komentuje też społeczność międzynarodowa.
Funkcjonariusze służb bezpieczeństwa Brazylii ujęli w niedzielę 170 osób, które wdarły się do głównych urzędów państwowych w stolicy kraju Brasilii. Wśród intruzów dominowali radykalni zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Jak podała policja federalna (PCDF), w niedzielę wieczorem wszczęto procedury w celu postawienia zarzutów autorom inwazji na główne organy państwowe. Władze policji federalnej nie potwierdziły doniesień gubernatora stanu federalnego Ibaneisa Rochy, który w wieczornym komunikacie podał, że podczas zamieszek w Brasilii zatrzymano 400 osób.
Przeczytaj też: Czy możliwy jest rozpad Rosji?
Według stołecznych mediów wśród zatrzymanych są osoby, które zostały ujęte przez członków oddziałów szturmowych żandarmerii wojskowej Brazylii. Przy ich wsparciu udało się zatrzymać m.in. 30 intruzów, którzy wdarli się w niedzielne popołudnie do sali plenarnej Senatu, wyższej izby brazylijskiego parlamentu, czyli Kongresu Narodowego. Z doniesień stołecznych mediów wynika, że większość uczestników szturmu na urzędy państwowe, po interwencji służb, wycofało się z rejonu Placu Trzech Władz (Praca dos Tres Poderes), gdzie znajduje się parlament, Sąd Najwyższy i siedziba prezydenta, a następnie rozpierzchła po ulicach Brasilii.
Bolsonaro krytykuje atak
W opublikowanych na Twitterze postach Bolsonaro stwierdził, że nie popiera tego rodzaju działań, gdyż są one niewłaściwe w warunkach demokracji.
"Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule" - napisał Bolsonaro.
Były szef państwa napisał też, że odrzuca "oskarżenia bez dowodów", jakie w niedzielę wysunął prezydent Lula, zarzucając mu, że przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w Brasilii. "Przez cały okres mojej kadencji zawsze przestrzegałem Konstytucji, szanując i broniąc praw, demokracji, przejrzystości i naszej świętej wolności" - podkreślił Bolsonaro. Bolsonaro nie wziął udziału w zaprzysiężeniu swojego konkurenta w październikowych wyborach Luiza Inacio Luli da Silva, który objął urząd 1 stycznia br. Prawicowy polityk od 30 grudnia przebywa w USA, dokąd udał się wraz z żoną i ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Zadeklarował, że "niebawem wróci do kraju".
Część brazylijskich komentatorów twierdzi, że dyskrecja z jaką Bolsonaro zaplanował swój wyjazd z kraju może świadczyć o tym, że obawia się, iż po objęciu władzy przez administrację Luli stanie się celem prześladowań środowiska nowego, lewicowego prezydenta Brazylii. 3 listopada Bolsonaro uznał swoją porażkę w wyborach prezydenckich, a także wezwał swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka jednak w dalszym ciągu organizuje protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą to efekt oszustwa popełnionego podczas wyborów.
Zdecydowane reakcje społeczności międzynarodowej
Opisywany szczegółowo atak przeciwników nowego, lewicowego szefa państwa Inacio Luli da Silvy na siedziby głównych instytucji demokratycznych, w tym na pałac prezydencki w stolicy Brazylii - wyparł w niedzielę wszystkie inne tematy w mediach elektronicznych Ameryki Łacińskiej.
Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva wygrał i ma poparcie demokratycznego świata, w tym Polski - napisał w nocy z niedzieli na poniedziałek na Twitterze prezydent Andrzej Duda. Dodał, że demokracja nie jest doskonała, ale nic lepszego nie wymyślono, żeby zapewnić ludziom pomyślność.
Także prezydent USA Joe Biden skrytykował na Twitterze "atak na demokrację i pokojowe przekazanie władzy w Brazylii" i dodał, że oczekuje na współpracę z nowym prezydentem tego kraju Luizem Inacio Lulą da Silvą.
Z większości stolic krajów Ameryki Łacińskiej i - m.in. - z Europy napływają od szefów państw skierowane do prezydenta Luli da Silvy depesze z wyrazami solidarności z narodem brazylijskim i potępienia sprawców niedzielnych wydarzeń.
Wśród licznych depesz z wyrazami solidarności jakie napływają z całego świata do prezydenta Luli da Silvy nadeszła w niedzielę wieczorem depesza od prezydent Francji Emmanuela Macrona, który planuje w ciągu najbliższych tygodni wizytę w Brazylii" z zamiarem zacieśnienia stosunków z tym krajem". Brazylia i Francja, po okresie głębokiego kryzysu w stosunkach dwustronnych w okresie prezydentury Jaira Bolsonaro, zamierzają intensywnie pracować nad ich zacieśnieniem, jak pisały w ostatnich dniach media obu krajów. Przewodniczący Rady Europejskiej UE Charles Michel wyraził w niedzielę wieczorem "absolutne potępienie zamachu na instytucje demokratyczne Brazylii"'. Lewicowy prezydent Kolumbii, Gustavo Petro wezwał, w związku z niedzielnymi zamieszkami w Brasilii, do pilnego zwołania posiedzenia Organizacji Państw Amerykańskich (OPA).
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.