Wspomnienie z pewnego Wielkiego Postu

Maria Sołowiej Maria Sołowiej

publikacja 15.03.2025 07:22

Na pewno był to okres Wielkiego Postu. Późne lata osiemdziesiąte czy wczesne dziewięćdziesiąte?

Może osiemdziesiąte - czas, kiedy w placówkach wychowawczych obowiązywała zasada „świeckości”. Za wprowadzenie jakiegokolwiek elementu religijnego wychowania groziły rozmaite nieprzyjemności, na przykład nagana z wpisem do akt. Na szczęście w praktyce kończyło się na szorstkim przypomnieniu, że „to państwowa, świecka placówka, a nie prywatny folwark”. Mimo to dzieci nawet do pierwszej Komunii przystępowały - przyjęcie gdzieś prywatnie w domu, a w kolejnych latach już w udostępnionej przez proboszcza salce, przygotowane przez niezastąpione panie z probostwa.

Może lata dziewięćdziesiąte… Wtedy wprawdzie zasada świeckości odeszła do lamusa, ale ni stąd, ni zowąd atmosfera wokół religii i wychowania religijnego zaczęła się zagęszczać. No bo jakim prawem „czarni” się nam wtrącają?

W każdym razie była to jedna z niedziel Wielkiego Postu. Skądś dowiedziałam się, że w sąsiedniej parafii wyświetlany będzie film o życiu i męce Pana Jezusa. Który? Nie pamiętam. Nic nadzwyczajnego, produkcja, która nie powala na kolana, ale w Wielkim Poście może warto… Kilkanaście dziewcząt wyraziło chęć wyjścia na seans, grupa skompletowana, ruszyłyśmy. W salce osób niewiele, głównie starszych, trochę dzieci. Z tyłu tych dwoje młodych, wysokich, wysportowanych, którzy jakoś dziwnie tu nie pasują. Może pomylili drzwi… Nie pomylili. Przyszli tu przeszkadzać, pośmiać się, głośno komentować. „Pani Marysiu, niech im pani coś powie” – słyszę sceniczny szept. No więc „coś” mówię, ale mój głos jakiś taki, jakby to powiedział poeta Majakowski, „cieńszy od pisku” i rezultat raczej mizerny.

Wtem wchodzą spóźnialscy. Duża grupa Romów – kobiety, dzieci i mężczyźni, stąd, a może z sąsiedniej dzielnicy, bo tam ich sporo. Przeszkadzacze z tyłu jeszcze próbują się odzywać, ale po chwili cichną. Męka Jezusa. Powoli zbliża się chwila Jego śmierci na krzyżu. I nagle Romowie – mężczyźni, kobiety i dzieci -wszyscy jak jeden mąż klękają na salkowym linoleum i trwają tak klęczący, jedni pochyleni, drudzy z uniesionymi w górę rękami. Dziwnie mi jakoś. Klęczy się przecież w kościele, kiedy rzeczywiście uobecnia się Ofiara Chrystusa, a nie przed obrazkami z taśmy. Ale cóż tu wielce filozofować? Klęczący w swojej pobożności uznali, że tak trzeba.

Wieczorny powrót. Stoimy na przystanku. Podchodzą „przeszkadzacze”, próbują wypytywać: a skąd to i czy na pewno te dzieciaki dobrowolnie, a nie pod przymusem. Chłodem od tych dwojga wionie, a może mi się wydaje, przecież to wieczór przedwiosenny i za ciepło nie jest. Rzucam jakieś półsłówka. Nie czas wdawać się w słowne utarczki z dziwnymi osobami, kiedy trzeba dziewczyny bezpiecznie dowieźć z powrotem. Nie zapytałam więc tych dwojga, skąd im się wzięła chętka na przeszkadzanie, komentarze, drwiny. I dlaczego przeszła nagle? Film jednak ich wciągnął czy co? A może poczuli, że przy tej przybyłej nieco później grupie widzów przyzwolenia na niestosowne zachowanie nie będzie?

No, no, Sołowiejka, znów cię wzięło na wspominanie. A komentarz -jak sama nazwa wskazuje- powinien dotyczyć spraw aktualnych. Tyle, że -jakby to powiedzieć- są sprawy, które niby stare, a ciągle na naszych oczach stają się aktualne od nowa.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama