Z wewnątrz

Joanna Kociszewska

W Kościele czeka na mnie wspólnota wierzących. Wspólnota, do której jestem zaproszony, do której – jeśli tylko zechcę – będę przyjęty. Pozostaje pytanie, co dzieje się dalej.

Z wewnątrz

O nowej ewangelizacji powiedziano już wiele. Bardzo ciekawy opis tego, czym jest i jak działa zespół ewangelizacyjny można przeczytać dziś na naszym serwisie liturgia. Zwrócę uwagę tylko na jedno zdanie: Służba liturgiczna musi zatem przygotować czytania, komentarze, śpiewy, modlitwy wstawiennicze. Musi zadbać o odpowiedni wystrój świątyni i powitanie przychodzących na rekolekcje, by od samego początku mogli doświadczyć, że czeka na nich wspólnota wierzących.

Kościół jest domem – to hasło powraca ostatnio niemal codziennie. Pewnie jeszcze nie raz je usłyszymy. Wspaniałe hasło. Realizowane właśnie przez taki gest: przez doświadczenie, że w Kościele czeka na mnie wspólnota wierzących. Wspólnota, do której jestem zaproszony, do której – jeśli tylko zechcę – będę przyjęty.

Pozostaje pytanie, co dzieje się dalej. Co dzieje się, gdy człowiek w tej wspólnocie się znajdzie. W pierwszej fazie neofickiego zachwytu wszystko zdaje się piękne. Potem wkracza codzienność. I doświadczenie obojętności.

Dom i wspólnota to piękne słowa. Dużo obiecują. Czasem wiele więcej, niż mogą zaoferować. Zewsząd słychać wezwania: zaangażuj się! Włącz! Zacznij działać! Wspólnotę trzeba tworzyć. To TY masz być bliźnim dla innych. Oparcia szukaj w Bogu. Wspólnota TOBIE zaoferuje modlitwę.

To bardzo dużo. Ale czasem potrzeba chleba, czasem zwykłej rozmowy, czasem bardzo praktycznej pomocy. I co? Od tego to już są wyspecjalizowane instytucje. Zgłoś się do nich, nie do nas.

Dom to jest miejsce, które oczekuje mojego zaangażowania. Prawda. Dom to jest jednak także miejsce, gdzie mogę znaleźć pomoc. Tymczasem czasem doświadcza się tego, że od brania jest wspólnota, ale od dawania Bóg. Wyłącznie i bez pośrednictwa człowieka.

Nie, to nie jest – nie ma być – krytyka z zewnątrz. Nie ma opcji Ja kontra Kościół, Ja kontra wspólnota. Jest pytanie do mnie samej: czy dostrzegam człowieka obok mnie. Czy staram się dostrzec, czego potrzebuje. Czy jestem dla niego – na tyle, na ile mogę i potrafię.

Kościół będzie domem i wspólnotą na tyle, na ile my będziemy umieli być rodziną dla innych. Zwłaszcza tych, którzy tej obecności potrzebują najbardziej. Nie ma innej drogi.