Polacy w królewskich orszakach

Andrzej Macura

Nad tą informacją trudno przejść do porządku dziennego. Coś, co trzy lata temu wydawało się nieco ekscentryczną zabawą, w błyskawicznym tempie zawojowuje całą Polskę.

Polacy w królewskich orszakach

Ponad sto tysięcy osób uczestniczyło w tym roku w imprezach pod nazwą Orszak Trzech Króli. Trzy lata temu chyba nikt, prócz niepoprawnych wizjonerów, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.  Tymczasem jasełka na ulicy zyskują ogromną popularność. I wyrastają na autentyczne święto. Aż nie chce się wierzyć, że tak ogromnej rzeszy Polaków, zasadniczo stroniących od obchodów, pochodów i manifestacji, chciało się na taką imprezę przyjść. I to mimo paskudnej tego roku pogody. Czy to nie jakiś cud?

Prawda, imprezie pomogło ustanowienie Uroczystości Objawienia Pańskiego dniem wolnym od pracy. Ale przecież mamy takich dni całkiem sporo i to z ustalonymi już przez lata zwyczajami. To, że owa zupełnie nowa impreza w zdumiewającym tempie zawojowuje polskie miasta jest – przynajmniej dla mnie – sporym zaskoczeniem. A przy okazji napawa optymizmem.

Zawsze się uśmiecham, kiedy czytam przepowiednie różnych publicystów przewidujących taki, a nie inny rozwój wypadków w świecie. Zwłaszcza czytane po latach pokazują ułomność naszych przewidywań. Bo w historii świata zawsze dzieje się coś, co zaskakuje; co nie mieści się w ramach zdroworozsądkowych przewidywań. Tak było z upadkiem komunizmu w 1989 roku, tak też z niedawną „Arabską Wiosną”. Ludzkie zachowania, zwłaszcza w skali makro, są jak pogoda. Niby można je przewidzieć, ale od czasu do czasu dzieje się coś, co nie mieści się w przyjętych przez nas schematach. To bardzo dobrze.

Pamiętam jak znajomy ksiądz z Nicei tłumaczył mi zawiłości katolicyzmu francuskiego. „Widzisz, w połowie XIX wieku, po walce z religią na jego początku, Francja przeżyła wielkie religijne przebudzenie” – wyjaśniał. „To dlaczego dziś jest tak źle” – głupio spytałem. „Bo Kościół przez sojusz z bogatymi stracił robotników. W ciągu dwóch wieków Kościół francuski dwa razy popadł w ruinę i raz się podniósł”. Dlaczego nie wierzyć, że znów nadejdzie niespodziewane, które zapełni kościoły na Lazurowym Wybrzeżu?

Ta nadzieja dotyczy też Kościołów w innych krajach. Trzeba robić swoje i dać się porywać impulsom do śmiałych pomysłów. Może właśnie na tym polega  odczytywanie znaków czasu i słuchanie Ducha Świętego?