Kapitan Schettino: od razu zawiadomiłem armatora

PAP |

publikacja 21.01.2012 14:50

Osiem dni po katastrofie statku Costa Concordia włoskie media rozpowszechniły wypowiedź kapitana jednostki, Francesco Schettino, który w niedawnych zeznaniach zapewnił, że natychmiast zawiadomił sztab armatora o tym, co się stało.

To jednak, jak się podkreśla, uboczny wątek całej dyskusji na temat wydarzeń nocy z 13 na 14 stycznia, gdy - co zostało już udowodnione - przez kilkadziesiąt minut po uderzeniu statku o skały kapitan nie poinformował pobliskiego kapitanatu w Livorno o dramatycznej sytuacji na pokładzie i nie wezwał pomocy.

Schettino w zeznaniach powiedział, że zaraz po uderzeniu Concordii o skałę zadzwonił do sztabu armatora Costa Crociere, mówiąc: "Napytałem biedy".

"Doszło do kontaktu z dnem morskim" - miał powiedzieć rozmówcy z centrum operacyjnego firmy. W związku z tym, że dyżurny nie mógł wprost uwierzyć w to, co słyszy, kapitan podkreślił: "mówię ci prawdę".

"Przepłynąłem koło (wyspy) Giglio. Uderzyliśmy" - właśnie takie informacje Schettino miał przekazać armatorowi, jak sam tłumaczył podczas przesłuchania. Ponadto kapitan mówił, że do sztabu Costa Crociere dzwonił kilka razy w ciągu godziny i kwadransa. To zaś znaczy - argumentował przed przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości - że armator wiedział wszystko od początku. Co więcej, kapitan zapewnił, że prosił wtedy o przysłanie helikopterów i holownika.

Jednak sama firma odrzuciła tę linię obrony i oświadczyła, że kapitan nie przekazał jej prawdziwych informacji. "O tym, co się naprawdę wydarzyło, dowiedzieliśmy się nie od kapitana i za późno" - wyjaśnił szef Costa Crociere Pierlugi Foschi.

Prokurator zaskarżył w sobotę decyzję sądu, który postanowił we wtorek umieścić kapitana w areszcie domowym. Obrona Schettino zabiega zaś o to, aby został zniesiony i ten środek zapobiegawczy.

Poszukiwania we wraku statku będą kontynuowane - zapowiedziały miejscowe władze. Wciąż zaginionych jest 21 osób. Potwierdzono natomiast śmierć 11 pasażerów i członków załogi.

Jeszcze w sobotę po południu może rozpocząć się wypompowywanie paliwa z wraku. Lokalne władze przyznały po raz pierwszy po inspekcji, że już doszło do skażenia środowiska.