Nowa nauka z mocą

Marcin Jakimowicz

GN 07/2012 |

publikacja 16.02.2012 00:15

Jechaliśmy z Panewnik autostopem – krztusił się ze śmiechu o. Aaron – a ten wariat Efraim zdążył w tym czasie zewangelizować dwóch kierowców. Oddali życie Jezusowi. Czego jeszcze nauczysz się w Szkołach Nowej Ewangelizacji?

Nowa nauka z mocą Roman Koszowski/GN Wspólnota, która nie ewangelizuje, umiera – przekonują o. Efraim i o. Wit ze Szkoły Nowej Ewangelizacji w Cieszynie

Obrazek sprzed lat. W knajpie w Ustroniu dwóch zmęczonych upałem turystów wyciąga obolałe nogi. Zamawiają piwo, gdy nagle do restauracji wchodzi grupka młodych oazowiczów z gitarą. Widać ich zdeterminowane twarze: „Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki nawracać chcę”. Stają przed spijającymi z kufli piankę facetami (potencjalni kandydaci do ewangelizowania!) i zaczynają śpiewać: „Jezus Chrystus moim Panem jest”. Na zakończenie wręczają osłupiałym turystom balonik z napisem: „Świat potrzebuje Chrystusa”. Odwracają się na pięcie i znikają. Jeden z turystów rzuca znad kufla: „Uff. Wreszcie przestali wyć”.
Kpię? Nie, wśród domorosłych ewangelizatorów byli moi znajomi. Ewangelizacja była jednym z elementów formacji oazowej. Widząc ich sromotną porażkę, złapałem się za głowę: czy tak musi wyglądać głoszenie Dobrej Nowiny? Czy można się tego nauczyć?
„Nowa ewangelizacja” – to hasło głoszone od lat, z powtarzalnością zdartej płyty, troszkę nam spowszedniało. Słyszymy z ambon, że jest potrzebna, konieczna i niezbędna, ale za Chiny nie mamy pojęcia, jak się do niej zabrać.

Nowa, choć stara
– Ewangelizacja zawsze w pewnym sensie jest nowa, jej nowość wynika po prostu z tego, że dojrzewa nowe pokolenie ludzi, do których Kościół, zgodnie ze swoim wezwaniem, kieruje przesłanie ewangeliczne – wyjaśnia bp Grzegorz Ryś. – Nie chodzi o to, że dawny przekaz wiary się przeżył albo że był zły, tylko o to, że mamy nową sytuację świata. Temu „nowemu” światu i człowiekowi trzeba na nowo głosić Ewangelię, skonfrontować go z krzyżem Jezusa Chrystusa.

Jak to uczynić? W 1983 roku w przemówieniu na Haiti Jan Paweł II stwierdził, że ewangelizacja powinna być „nowa w zapale, metodzie i środkach wyrazu”.
Jednym z konkretnych narzędzi głoszenia Ewangelii w epoce iPodów i Facebooka są Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Andrzeja (w skrócie SNE). Nad Wisłą działają dynamicznie 22 takie ośrodki. Każdy z nich jest autonomiczny i podlega biskupowi diecezjalnemu. Wspomniane wspólnoty korzystają z metod opracowanych w Stryszawie. Nad Wisłą istnieją również inne szkoły ewangelizacji (np. w Kielcach), które korzystają jednak z innych niż opisywane metod.
Wielu moich rozmówców zapewniało, że w Polsce mamy od kilku lat do czynienia z nowym przebudzeniem charyzmatycznym, a po latach letargu nadszedł czas na solidną pracę u podstaw. Jak zweryfikować to zjawisko? Jednym z owoców są setki świadectw i napięty plan kursów oraz rekolekcji, jakie znajdziemy na witrynach internetowych Szkół Nowej Ewangelizacji.
Wystarczy wejść na stronę najbliższej takiej wspólnoty, by przekonać się, że tworzący ją ludzie mają ręce pełne roboty.
Pierwsza Szkoła św. Andrzeja powstała w Meksyku 32 lata temu. Jej twórcami są znani na całym świecie ewangelizatorzy o. Emiliano Tardif (autor bestsellera „Jezus żyje”) i José Prado Flores. Dziś na całym świecie działa ponad 2 tysiące podobnych wspólnot.

Stryszawa Centralna
– Odstąpiłem od pomysłu tworzenia jakiejś rady mędrców, która wymyśli, co to jest nowa ewangelizacja – wyjaśnia bp Grzegorz Ryś, przewodniczący Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Nowej Ewangelizacji. – Zamiast tego powstał sekretariat – miejsce, gdzie wszystkie inicjatywy mogą się ze sobą spotkać. Bo tych inicjatyw jest bardzo dużo. Na przykład fantastyczny ośrodek w Stryszawie…
Stryszawa to niewielka, ukryta w Beskidach wioska. To tu przez kilkadziesiąt lat niepozorna góralka Kunegunda Siwiec otrzymywała przesłanie z samego nieba. Dzień w dzień rozmawiała z Jezusem, który powiedział wprost, że lubi u niej… odpoczywać. Przesłanie mistyczki promieniuje po kilkudziesięciu latach, a podyktowane przez nią sentencje studiują mnisi Karmelu. „Po śmierci – usłyszała kiedyś Kundusia – będziesz szafować łaskami przez Matkę moją do końca świata. Będziesz pomagać Kościołowi i duszom”.
Czy to przypadek, że na pierwsze rekolekcje ks. Blachnicki zabrał setkę ministrantów do… Stryszawy? Że tu właśnie lubił odpoczywać Prymas Tysiąclecia? Że na Siwcówce ruszyła prowadzona przez zmartwychwstańców prężna Szkoła Nowej Ewangelizacji? To tu znajduje się biuro wszystkich Szkół Nowej Ewangelizacji św. Andrzeja. Prowadzona przez o. Krzysztofa Czerwionkę szkoła z powodzeniem wykorzystuje opracowane przez José Prado Floresa metody ewangelizacji. I promieniuje na całą Polskę.
Czym są SNE św. Andrzeja? To różnorodne wspólnoty (diecezjalne czy zakonne), które w dziele ewangelizacji realizują ściśle określony program i formy 21 kursów opracowanych przez Jose Prado Floresa. Dlaczego? Bo program ten od lat sprawdza się „w praniu”.
Na czym polega skuteczność kursów prowadzonych przez te szkoły? – Treści, które usłyszałem, nie były dla mnie nowe, bo są one ściśle ewangelizacyjne – opowiada redakcyjny kolega Franciszek Kucharczak, który właśnie wrócił z jednego z kursów SNE. – Co mnie porwało? To, że na tych kursach organizatorzy pozwolili działać Panu Jezusowi wszędzie tam, gdzie to było możliwe. Oni jedynie podprowadzają cię do Jezusa, a On robi resztę. To nieustanne zderzanie teorii z praktyką. Przez lata widziałem, że mnóstwo rekolekcji polegało na zachwalaniu Pana Jezusa i mówieniu o tym, jaki jest fajny. Ale to jest jedynie „swatanie na odległość”. Na kursach SNE jest inaczej: one umożliwiają spotkanie. Co to konkretnie znaczy? Gdy na wykładzie jest mowa o modlitwie o uzdrowienie, to zaraz po nim jest… modlitwa o uzdrowienie. Nie ma teoretyzowania bez praktyki. Jest też sporo modlitwy wstawienniczej. Zresztą słowo „kurs” idealnie tu pasuje. Kojarzy się z kursem prawa jazdy. A po takim kursie wsiadasz do samochodu i jedziesz.

Ewangelizatorzy i chorzy
Cieszyńska wspólnota Zacheusz na dobre ruszyła przed rokiem, a więc jest nową Szkołą Nowej Ewangelizacji. A jednak kilkanaście miesięcy wystarczyło, by zaczęło być o niej głośno. Franciszkanie, którzy w samym centrum zabytkowego Cieszyna uczą setki ludzi, jak ewangelizować, właśnie przekraczają granice. Za trzy dni odprawią Mszę z modlitwą o uzdrowienie w Jabłonkowie, tuż za czeską granicą.
Kiedy złapali taki ewangelizacyjny power? – Od dawna byliśmy związani z ruchem charyzmatycznym – wyjaśnia o. Efraim Kostrzewa (w Cieszynie od trzech lat) – ale dla mnie momentem przełomu był wyjazd na kurs ewangelizacyjny „Paweł” do Stryszawy. Tam otwarły mi się oczy. Byłem diakonem i kurs był dla mnie praktycznym podsumowaniem wiedzy z seminarium. Przez 10 dni doświadczałem działania Ducha Świętego. Taki kurs daje niezwykłego kopa do wyjścia na ulice...
...Do tego stopnia – wybucha śmiechem siedzący obok o. Wit Chlondowski – że gdy czekałem na Efraima w Bytomiu, nagle spostrzegłem, że idący obok niego ulicą o. Aaron aż kuli się ze śmiechu. Co się stało? – Jechaliśmy tu z Panewnik autostopem – wykrztusił Aaron – a ten wariat Efraim zdążył w tym czasie zewangelizować dwóch kierowców, którzy nas zabrali. – Zdążyli oddać życie Jezusowi? – pytam o. Efraima. – Zdążyli – śmieje się franciszkanin.
Dlaczego założyliśmy SNE? Bo taka szkoła daje konkretne narzędzie: 21 szczegółowo opracowanych propozycji formacyjnych kursów. Dla wszystkich. Dla letnich katolików, dla tych, którzy kościoły omijają szerokim łukiem, i dla kapłanów. Dla osób zewangelizowanych i dla ewangelizatorów. To propozycja 21 form rekolekcji
(ich charakterystykę znajdziemy na stronach internetowych szkół).
– Wspólnota, która nie wychodzi na zewnątrz z Dobrą Nowiną, umiera – nie ma wątpliwości o. Wit. – Jest mnóstwo pomysłów na ewangelizację i każda grupa powinna znaleźć coś dla siebie. Do Gedeona Pan Bóg powiedział: „Idź z tą siłą, którą masz”. Nieważne, że jest was niewielu...
– Może to, co powiem, zabrzmi bardzo okrutnie, ale myślę, że wspólnota, która nie ewangelizuje, nie jest potrzebna Duchowi Świętemu – dopowiada ojciec Efraim.
– My skorzystaliśmy z opracowanych, sprawdzonych metod: z oferty 21 kursów, które proponują szkoły św. Andrzeja.
Skąd wziął się Andrzej w nazwie szkół? – To przecież on przyprowadził Piotra do Jezusa – wyjaśnia o. Wit. – To kwintesencja naszej posługi, jedyne nasze zadanie: mamy przyprowadzić ludzi do Jezusa. On zrobi resztę. Wszystkie znaki i uzdrowienia (duchowe i fizyczne) dokonały się poprzez ewangelizację. Głosimy słowo, które Pan Bóg potwierdza znakami. Na pierwszą Mszę z modlitwą o uzdrowienie przyszło
30 osób. Teraz kościół jest pełen.
Z cieszyńską szkołą współpracuje już ponad 130 osób, w większości młodych. Sieć się rozrasta. Schemat jest prosty jak budowa warszawskiego metra.
– W ośrodku ewangelizacyjnym w Stryszawie przed dwoma laty na rekolekcjach było 50 osób, w ubiegłym roku już 150 – wyjaśnia bp Ryś. – Tamta pięćdziesiątka powróciła do domów i każdy – po roku – przywiózł dwie kolejne osoby. To jest najbardziej naturalny model ewangelizacji i przekazu wiary.
– Nasza najmłodsza ewangelizatorka Zuzia ma jedenaście lat – opowiadają cieszyńscy franciszkanie. – Przyprowadziła już sporo osób. Gdy kiedyś dowiedziała się na basenie, że rodziny jej koleżanek przeżywają zawirowania, wypaliła: to przyjdźcie do franciszkanów, bo tam jest błogosławieństwo małżeństw. I przyszli! Niebawem wystartujemy z nową formą rekolekcji dla młodych. Kurs Eureka skierowany jest do gimnazjalistów. Jest „randką z Panem Jezusem”. To nie będzie nudna przesiadówa, gdzie młodzi siedzą i słuchają. To pełne dynamiki aktywne formy zaangażowania, poparte – jak zawsze – osobistym świadectwem. Dla tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na kilkudniowy wyjazd na rekolekcje, organizujemy Seminaria Odnowy Wiary. Raz w tygodniu takie osoby przychodzą na katechezę i modlitwę do parafii.

Cyryl i jego metody
Ewangelizacja powinna być „nowa w metodach”. Dlatego ruszyłem do Bielska-Białej do SNE śś. Cyryla i Metodego (zbieżność imion przypadkowa).
– Ja jestem ortodoksyjnym oazowiczem i na Szkołę Nowej Ewangelizacji patrzyłem początkowo z podejrzliwością – uśmiecha się ks. dr Przemysław Sawa. – Do czasu, gdy sam pojechałem na jeden z kursów. Tam dokonała się rewolucja. Dlaczego? Bo wreszcie dostałem do ręki konkretne narzędzie ewangelizacji. Nie musiałem już improwizować. Szkoła ma znakomite materiały formacyjne. Teoria zawsze łączy się z praktyką, a wykład kończy modlitwą. Tu nie ma chaosu, wszystko jest uporządkowane, przejrzyste. Wystarczy zerknąć w internecie na rozpiskę poszczególnych kursów. To naprawdę działa! Widzę to po setkach ludzi, którzy do nas trafiają. Każda szkoła nad Wisłą jest autonomiczna, ale korzysta z doświadczenia José Prado Floresa i materiałów szkoły w Stryszawie.
W czasie rekolekcji, które prowadzimy w parafiach, nie unikamy pantomimy czy happeningów. Ludzi trzeba wybudzić z letargu. Niektórzy księża pytają: A czy to zgodne z normami liturgicznymi? A ja odpowiadam: A czy więcej osób przyszło do spowiedzi, a potem do Komunii? Tak? To odpowiedź. Jasne, nie można przesadzić, nie wolno „cudować”. Ale nie wystarczy już dziś sucha gadka. Wiernych trzeba „uruchomić”, zaangażować.
W działającej od 2006 roku szkole w Bielsku-Białej zaangażowanych jest aż 150 osób. Wszystkie przechodzą solidną formację. Spędzają przy przygotowaniu kursów mnóstwo czasu. Wyjeżdżają do parafii na rekolekcje, prowadzą konferencje, kursy, gotują.
Największe tłumy przyciąga organizowana przez szkołę Msza z modlitwą o uzdrowienie. – Takie Msze powinny być w Kościele normą – nie ma wątpliwości ks. Sawa. – Bo Jezus zostawił uczniom trzy nakazy: głoście, uwalniajcie od demonów i uzdrawiajcie. Więc głosimy, ale częściej raczej prawo i moralność niż kerygmat. Uwalnianie (mówię to jako diecezjalny egzorcysta) w zasadzie w duszpasterstwie nie istnieje, a „uzdrawianie” kojarzy nam się z odwiedzinami ludzi w czasie dnia chorego. A to nie wystarcza. To musi być Ewangelia głoszona z mocą. A skoro sam Bóg zapewnia, że będzie potwierdzał nasze nauczanie znakami, dlaczego nie mielibyśmy zaryzykować? Na ponaddwugodzinne Msze z modlitwą o uzdrowienie przychodzi w Bielsku kilkaset osób. – Czy może być lepszy punkt startowy do ewangelizacji? – pyta ks. Przemek. – Przecież przychodzi wówczas sporo ludzi, którzy dotąd omijali kościoły szerokim łukiem. Proponujemy im konkretną formację i miejsce we wspólnocie.

Pokolenie wybrało Pepsi
Każda SNE działa w oparciu o trzy filary: kerygmat, charyzmaty (czyli głoszenie Ewangelii z mocą) i wspólnota. – Ewangelizacja bez charyzmatów jest ideologizacją. A same charyzmaty bez podpory kerygmatu mogą się przekształcić w niebezpieczną zabawę w efekciarstwo – wyjaśnia ks. Sawa.
– Dziś, w absolutnie pogańskim świecie, nie można wzrastać bez wspólnoty. Wspólnoty są przyszłością Kościoła. Pisał o tym już przed laty kard. Ratzinger – dopowiadają franciszkanie z Cieszyna. – Nie zostawiamy ludzi samym sobie. Ewangelizacja nie polega na tym, że zaczepisz kogoś na ulicy, a potem zostawisz go na lodzie. Proponujemy konkretną formację i kursy.
Jak głosić Dobrą Nowinę w epoce Pepsi Coli? Metodą Pepsi – odpowiadają członkowie dynamicznych Szkół Nowej Ewangelizacji. Czyli: Permanentnie, Progresywnie, Systematycznie i Integralnie.
Szkoły Nowej Ewangelizacji to rzeczywistość bardzo uporządkowana – podsumowuje ks. Przemysław Sawa. – Przekaz proponowanych 21 kursów dostosowany jest do mentalności współczesnego człowieka. Spory nacisk kładzie się na obraz. Jesteśmy społeczeństwem obrazu. To samo kazanie głoszone z ambony (z nieśmiertelnym „Umiłowani w Chrystusie bracia i siostry”) robi o wiele mniejsze wrażenie niż te same słowa wypowiedziane przy zejściu na poziom ławek tuż po tym, gdy wierni usłyszeli poruszające świadectwo wiary. „Ewangelię trzeba zrozumieć” – mawiają niektórzy księża. A ja dopowiadam: Ewangelię trzeba przeżyć na własnej skórze. Ona musi dotrzeć do serca.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.