Obama walczy z wolnością

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 07/2012 |

publikacja 16.02.2012 00:15

Relacje między prezydentem a katolikami nigdy nie były tak złe. Zmuszanie kościelnych instytucji do finansowania antykoncepcji, sterylizacji i środków poronnych wywołało falę protestów nawet zwolenników Obamy.

Obama walczy z wolnością PAP/EPA/SHAWN THEW Barack Obama

Reforma ubezpieczeń zdrowotnych to sztandarowy projekt Baracka Obamy, który wprowadzany jest w życie przy dużej niechęci sporej części społeczeństwa amerykańskiego. Niechęć bierze się głównie stąd, że Amerykanie nie lubią, gdy państwo wtrąca się zanadto w ich sprawy. Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych popierał reformę w tym zakresie, w którym dawała ona obietnicę lepszej ochrony najuboższych. Sprzeciwiał się jednak stanowczo próbom połączenia reformy z finansowaniem aborcji z ubezpieczeń zdrowotnych, a takie pomysły od początku forsowała administracja obecnego prezydenta. Skrajne rozwiązania proaborcyjne zostały ostatecznie zablokowane. Teraz burzę wywołały wytyczne ministerstwa zdrowia (The Department of Health and Human Services) ogłoszone 20 stycznia br. Do obowiązkowego pakietu ubezpieczeń zdrowotnych włączono antykoncepcję, sterylizację i środki poronne. Każdy pracodawca, a więc także instytucje kościelne, ma obowiązek ubezpieczania pracowników. W myśl nowych przepisów został  zmuszony do wydawania pieniędzy na to, co uznaje za niemoralne. Prawo ma być wdrożone w ciągu tego roku. Biskupi amerykańscy zareagowali natychmiast i bardzo zdecydowanie. Najdosadniej bp David Zubik z Pittsburgha, który stwierdził: „To jest policzek. Administracja Obamy powiedziała po prostu katolikom amerykańskim: »do diabła z wami!«. Inaczej nie da się tego ująć”.
 

 

Rok na podeptanie sumienia
Kilkakrotnie głos w sprawie zabierał abp Timothy Dolan z Nowego Jorku, przewodniczący Konferencji Episkopatu. „To nie powinno się wydarzyć w kraju, gdzie swobody religijne zagwarantowane są konstytucją jako jedno z pierwszych praw”, stwierdził. „Prezydent powiedział nam właściwie, że mamy rok na to, by zastanowić się, w jaki sposób mamy podeptać nasze sumienia”. To zdanie najczęściej cytowane. Abp Dolan podkreśla, że wytyczne departamentu zdrowia są atakiem na wolność sumienia i religii. Rząd Obamy przekonuje, że antykoncepcja i środki wczesnoporonne to część tzw. opieki profilaktycznej. Kościół odpowiada, że profilaktyka oznacza zapobieganie chorobom, a ciąża nie jest chorobą. Jeśli ktoś stosuje antykoncepcję, to jego sprawa, ale nie powinno się zmuszać wszystkich obywateli, by ich składki zdrowotne finansowały tego typu „służbę zdrowia”. Biskupi amerykańscy wezwali katolików i ludzi dobrej woli do czynnego protestu, wysyłania listów, e-maili i telefonowania do kongresmanów. Specjalne listy pasterskie zostały odczytane w kościołach 29 stycznia br. Listu, jaki napisał abp Timothy Paul Broglio, biskup polowy, nie mogli usłyszeć żołnierze w wojskowych kaplicach na skutek ingerencji Biura Naczelnego Kapelana Sił Zbrojnych. Ten incydent pokazuje, że sprawa jest rzeczywiście gorąca.

Rząd broni się, twierdząc, że nowe regulacje zawierają pewne wyjątki dla wspólnot religijnych. Owszem, ale kryteria tych wyjątków są tak wąskie, że jak mówią niektórzy komentatorzy, nie spełniliby ich nawet Jezus Chrystus i Apostołowie. Wyjątki obejmują wąską grupę instytucji zajmujących się działalnością czysto religijną, ale rzecz w tym, że Kościół katolicki w USA prowadzi mnóstwo szpitali, szkół, domów opieki i innych ośrodków charytatywnych. Te instytucje w myśl nowych zasad nie kwalifikują się jako „religijne” i dlatego są zmuszone do wykupywania ubezpieczeń zdrowotnych finansujących środki antykoncepcyjne, wczesnoporonne i sterylizację.  

Fani Obamy: czujemy się zdradzeni
Protesty piszą także prawosławni, protestanci, ortodoksyjni żydzi i ludzie niewierzący. Wielu Amerykanów nie zgadza się z Kościołem w kwestii moralnej oceny antykoncepcji czy środków poronnych, ale protestują dlatego, że w decyzji Obamy widzą zamach na zasadę wolności religijnej. A wolność w Ameryce to rzecz święta.

Krytykują Obamę również jego dotychczasowi zwolennicy, do których należą tzw. liberalni katolicy. Rektor katolickiego uniwersytetu Notre Dame, który przyznał Obamie doktorat honoris causa (co, zważywszy na proaborcyjne poglądy prezydenta, wywołało wiele kontrowersji), wydał oświadczenie, w którym wyraził rozczarowanie decyzją z 20 stycznia. Napisał m.in.: „Ta niepotrzebna interwencja rządu w religię lekceważy przywiązanie naszego narodu do praw sumienia i wieloletni wkład wspólnot religijnych w budowanie bardziej wrażliwego społeczeństwa i żywotnej demokracji. Uważam to za głęboko niepokojące z wielu powodów”. Arturo Chaves, współpracujący z Białym Domem reprezentant hiszpańskojęzycznych katolików, napisał wprost: „Czujemy się zdradzeni”. Podkreślił, że latynoscy Amerykanie głosowali w zdecydowanej większości na Obamę. „Teraz jego administracja zmusza nas do wybierania między wiarą a nieuczciwą regulacją prawną”. Michael Sean Winters, publicysta „National Catholic Reporter”, magazynu liberalnych katolików, kończy swoją polemikę słowami: „Kiedy tylko dowiedziałem się o tej decyzji, wiedziałem, że w zgodzie z sumieniem nie mogę zagłosować powtórnie na pana Obamę. Kiedyś mocno wierzyłem w jego przywództwo. Nie odwołuję żadnego słowa, którym wspierałem reformę zdrowia, wycofanie wojsk z Iraku, walkę z recesją. Ale nigdy nie przekonam się, że osoba zdolna do tak strasznej decyzji jest warta mojego szacunku lub głosu w wyborach”. Chyba sam prezydent nie przypuszczał, że z pozoru mało istotne administracyjne zarządzenie zgromadzi taką chmurę nad jego głową w roku wyborczym.
 

Miękki totalitaryzm
George Weigel zauważa, że decyzja Obamy świadczy o tym, że obecna administracja „traktuje wolność religijną jako rodzaj prawa do prywatności, jako prawo do kultu traktowanego analogicznie jak prawo do rozrywki”. Weigel dziwi się, że administracja nie dostrzega, że dochodzi tutaj do pogwałcenia Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA, która gwarantuje m.in. wolność religijną. Zdaniem czołowego katolickiego publicysty pokazuje to ideologiczne nastawienie ekipy rządzącej. „Nie będzie przesadą określenie ich ideologii jako »miękkiego totalitaryzmu«. To próba ograniczania roli niezależnych instytucji społecznych w dziedzinie służby zdrowia, edukacji i opieki socjalnej, aż staną się one przedłużeniem państwa”. Weigel przypomina, że nauka społeczna Kościoła podkreśla ważność tzw. instytucji pośrednich. Jan Paweł II mówił często o „podmiotowość społeczeństwa” i odnosił to pojęcie do instytucji rodziny, wspólnot religijnych czy organizacji wolontariatu. „Papież nauczał, że te instytucje pełnią rolę kluczowych szkół wolności, w których tyrani, którymi wszyscy jesteśmy w wieku dwóch lat, zmieniają się w demokratów – ludzi zdolnych do budowania społeczeństwa wolnego i prawego. Widać coraz wyraźniej, że administracja Obamy nie podziela tej wizji demokracji, w której społeczeństwo obywatelskie gra ważną i niezależną rolę. Przeciwnie, widzi tylko państwo i jednostkę, a instytucje społeczne uznaje jedynie w takiej mierze, w jakiej można je przekształcić w namiastkę państwa. Ironią historii jest fakt, że Kościół katolicki długo podejrzewany o antydemokratyczne tendencje, znalazł się dziś w roli głównego obrońcy fundamentalnych zasad demokracji. To zadanie powierzono katolikom i musimy je wypełnić dla naszego dobra i dla przyszłości amerykańskiej demokracji”, kończy autor.
Pod naciskiem krytyki prezydent złożył 10 lutego br. oświadczenie, w którym zapowiedział, że jako zasadę utrzymuje pokrywanie kosztów antykoncepcji i środków poronnych z ubezpieczenia zdrowotnego, ale instytucje religijne nie będą zmuszane do finansowania tych usług w swoich planach ubezpieczeniowych. Kto więc miałby za to płacić? Firmy ubezpieczeniowe, twierdzi prezydent. Nie dodając, że firmy te mają pieniądze ze składek. Wystąpienie Obamy wyglądało raczej na mydlenie oczu i próbę kupienia katolickich wyborców. Episkopat wydał tego samego dnia oświadczenie, w którym zaznaczył, że zaproponowane przez prezydenta zmiany są niejasne i niekonkretne i dlatego wezwał do kontynuowania akcji mających na celu wycofanie przepisu o obowiązkowym finansowaniu antykoncepcji i środków poronnych. Nie wiadomo, jak sprawa się potoczy dalej. Jeśli Obama nie ustąpi, to Kościół katolicki, prowadzący w USA mnóstwo szkół, uczelni, szpitali i dzieł charytatywnych, znajdzie się w trudnym położeniu.

Rozwiązanie mogą przynieść jesienne wybory. Ale ich wynik jest trudny do przewidzenia. Barack Obama nie może pochwalić się wieloma sukcesami swojej prezydentury, a naobiecywał wiele. W tej chwili wydaje się, że republikanie musieliby bardzo się starać, by przegrać. Ale kampania dopiero się rozkręca. A słowa to mocna strona prezydenta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.