Do Gniezna po inspirację

Kto jest winien, że chrześcijaństwo traci swoją pozycję? Znam odpowiedź. My. My nieudolni chrześcijanie.

Do Gniezna po inspirację

Pod hasłem „Europa obywatelska. Rola i miejsce chrześcijan” odbył się w dniach 16-18 marca IX Zjazd Gnieźnieński.  W programie – wykłady, dyskusje panelowe i warsztaty oraz towarzyszące obradom nabożeństwa i imprezy kulturalne. Wśród obecnych – wiele ważnych postaci życia religijnego,  społecznego, goście z  zagranicy, przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich, a w ostatnim dniu także przedstawiciele świata judaizmu, islamu i niewierzących. Zastanawiano się między innymi nad tym, co znaczy zbitek Polak – katolik – obywatel, nad możliwością lobbingu chrześcijańskiego w Unii Europejskiej, nad odpowiedzialnością Europejczyków za resztę świata, nad wykorzystaniem potencjału tkwiącego w parafiach, uzdrawianiem pamięci czy nad rolą Kościoła w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. No i co z tego? Co to da?

Myślę, że to błędne postawienie problemu. Tego typu imprezy nie są po to, by przyjąć jakieś rozwiązania. Raczej mają służyć inspiracji. Zauważeniu problemów i wskazaniu kierunków ich rozwiązania.

Narzekać jest łatwo. Powiedzieć, że czasy złe, że ludzie niedobrzy. Że wszystkiemu winni Żydzi i masoni albo liberalizm i relatywizm moralny. Tyle że przez XX wieków trwania chrześcijaństwa nigdy nie było różowo, a problemy z którymi borykali się nasi przodkowie w wierze były znacznie trudniejsze. W pierwszych wiekach, nawet kiedy nie byli zabijani, musieli tłumaczyć, że nie są czcicielami oślej głowy czy zwolennikami „wolnej miłości”. Musieli trwać przy Chrystusie i ewangelizować, gdy zamieszkane przez nich ziemie zdobyli barbarzyńcy. Musieli poskramiać apetyty swoich możnych współbraci, gdy w dobie feudalizmu istniało niebezpieczeństwo identyfikacji Kościoła i władzy. Mieli odwagę reformować się, gdy inni woleli się definitywnie odciąć od zła przez reformację. Znosili kpiny Oświeconych i prześladowania w czasach rewolucji. Ocalili wiarę mimo doświadczeń gułagów i obozów koncentracyjnych. A my? Mając pełną swobodę działania oburzamy się, że ktoś się krzywi albo powie na nas coś złego?

Wiary trzeba bronić. To prawda. Ale myślę, że najlepszą metodą jest nie prześciganie się w posądzeniach czy obraźliwych określeniach naszych adwersarzy, ale zawstydzanie ich naszym mądrym, dobrym i uczciwym życiem. Tak by ludzie patrząc na nas naprawdę mogli zobaczyć zbawiającego świat Jezusa Chrystusa.

Relację czytaj na stronie kosciol.wiara.pl