Świadek Chrystusa

Trudno nie zauważyć, że tempo papieskiej pielgrzymki nie jest imponujące. Ale może dzięki temu łatwiej zauważyć, kim jest nasz stary papież: niestrudzonym świadkiem Jezusa Chrystusa.

Świadek Chrystusa

Długo trwał odpoczynek papieża po przylocie. Drugi dzień pielgrzymki to głównie przejazdy, spotkanie z prezydentem i z dziećmi, a trzeci – jak na razie, bo choć u nas noc na drugiej półkuli do wieczora daleko – Msza. W mediach świeckich, owszem, wizyta została odnotowana. Niewspółmiernie jednak wiele miejsca poświęcają temu, czego nie było – spotkaniu z ofiarami założyciela Legionistów Chrystusa, Marciala Maciela Degollado. Widać dziennikarzy zwykłe informacje już nudzą, dlatego szukają sensacji. Tyle że w tym przypadku mocno już odgrzewanej. Tymczasem zwykłemu obserwatorowi wizyty rzuca się w oczy przede wszystkim widok rozentuzjazmowanych Meksykanów i wielka radość papieża. Radość nieco przygaszona zmęczeniem, ale autentyczna.

Bo jest papież w Meksyku tym, kim być powinien: niestrudzonym świadkiem Jezusa Chrystusa. Dzieciom tłumaczy: „Uczeń Jezusa nie odpowiada złem na zło, ale zawsze jest narzędziem dobra, głosicielem przebaczenia, nosicielem radości i sługą jedności”. Dorosłym przypomina: „Korony, które (Jezus) nosi – jedna jako władca, druga cierniowa – wskazują, że Jego królewskość nie jest taka, jak to wielu rozumiało i rozumie. Jego panowanie nie polega na sile Jego wojsk, aby ujarzmić innych siłą lub przemocą, ale zasadza się na większej sile, która podbija serca: na miłości Boga, którą przyniósł światu swą ofiarą i na prawdzie, której dał świadectwo”.

Choć skierowane do Meksykanów i w Polsce wskazania Benedykta XVI powinny znaleźć oddźwięk. Wszak Ewangelia, którą przypomina papież jest jednakowa dla wszystkich. Tymczasem, mam wrażenie, wśród polskich katolików coraz głośniej „grają surmy bojowe, a werble warczą do szturmu”.  Szkoda. To przecież styl diametralnie inny od tego, który wybrał Jezus Chrystus.