Nic za darmo

Tomasz Rożek

GN 14/2012 |

publikacja 04.04.2012 00:15

Facebook, YouTube czy gmail. Choć za nie nie płacimy, wcale nie są darmowe. Jak zarabia się na czymś, za co nie pobiera się pieniędzy?

Nic za darmo east news/TOPSHOTS/AFP PHOTO/Kimihiro Hoshino Mark Zuckerberg, gdy zakładał Facebooka, miał 20 lat. W 2008 roku został najmłodszym miliarderem świata 3,2 mld USD – tyle Facebook zarabia rocznie na samych reklamach.

Nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady (there’s no such thing as a free lunch) powiedział kiedyś Milton Friedman, amerykański ekonomista i laureat Nagrody Nobla. Za wszystko jakoś i ktoś musi zapłacić. Skąd pochodzą pieniądze, jakie zarabia np. serwis społecznościowy Facebook? A zarabia sporo. Niedawno jego wartość wyceniono na 10–15 miliardów dolarów. Sporo, biorąc pod uwagę fakt, że firma została założona w 2004 roku. Nawet jeżeli powyższe kalkulacje są przesadzone, Facebook zarabia krocie, choć od swoich klientów nie bierze ani centa. Jak to robi?

Jest tłum, jest kasa

Pieniądze są tam, gdzie są ludzie – to chyba najkrótsza definicja sukcesu. Siłą serwisów takich jak Facebook jest to, że nie trzeba go wypełniać. Co to znaczy? Po to, by gazeta się sprzedawała, trzeba zatrudnić dziennikarzy. W portalach społecznościowych nie trzeba tworzyć treści, bo tym zajmują się sami odwiedzający. Próżno szukać analogii takiej sytuacji w świecie realnym. W świecie wirtualnym zaciera się granica pomiędzy „nadawcą” i „odbiorcą”. Dobrym przykładem są serwisy blogerskie (jak chociażby salon24.pl). Właściciel dostarcza narzędzi, treść tworzą sami zainteresowani. To bardzo obniża koszty prowadzenia takich serwisów. Przecież blogerom nikt nie płaci za to, że piszą artykuły.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.