Polacy lubią trzynastkę

Marcin Jakimowicz

GN 19/2012 |

publikacja 10.05.2012 00:15

Czy Kasia Sobczyk śpiewająca: „Trzynastego nie liczy się strat trzynastego od morza do Tatr” myślała o niezwykle popularnych nad Wisłą nabożeństwach fatimskich?

Polacy lubią  trzynastkę Henryk Przondziono/GN Nabożeństwa fatimskie na całym świecie przyciągają tłumy wiernych

Grunt był przygotowany: zakorzeniona w genach, przekazywana z dziada pradziada duchowość maryjna plus narodowa skłonność do publicznego manifestowania wiary. Gdy w 1917 w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria objawiła się Maryja, oznajmiając słowa, które miały wstrząsnąć Kościołem, Polacy odpowiedzieli na to wezwanie.

Rosja kipiała, przygotowując bolszewicką rewolucję, wokół wybuchały bomby I wojny światowej, a na krańcu Europy troje pastuszków otrzymało przesłanie mające przesądzić o losach świata. Łucja miała dziesięć lat, Franciszek dziewięć, Hiacynta jedynie siedem. Nigdy nie wytknęli nosa poza swą zabitą dechami wioskę. Łucja usłyszała, że „grzechy niewdzięcznych ranią Niepokalane Serce Maryi”. Gość z nieba poprosił o zadośćuczynienie przez odprawienie nabożeństwa przez kolejnych pięć pierwszych sobót miesiąca. Niebawem doszła do nich praktyka tzw. nabożeństw fatimskich. Trzynastego dnia każdego miesiąca skupiały w kościołach coraz większe rzesze wiernych.

Nabożeństwo stało się szczególną formą odpowiedzi na przesłanie płynące z portugalskiej wioski. I znakomicie przyjęło się nad Wisłą.

Podkarpacie w ogniu

By przekonać się, jak mocno nabożeństwo fatimskie zakorzeniło się w Polsce, trzeba spakować manatki i ruszyć do Miejsca Piastowego. Przy ruchliwej ulicy stoi ogromny ceglany kościół i parafia, w której działał założyciel michalitów ks. Bronisław Markiewicz, a nieco dalej, na „Górce” – klasztor otoczony łąkami. Raz w miesiącu zamieniają się one w morze światła. Podkarpacie staje w ogniu, a wielotysięczny tłum śpiewa „Ave Maria”.

Nabożeństwo fatimskie w Miejscu Piastowym ma 30-letnią tradycję. O skali jego popularności świadczą ogłoszenia na krośnieńskim dworcu PKS: „Uwaga podróżni. W każdą pierwszą sobotę miesiąca od 1 maja do października PKS w Krośnie SA organizuje wyjazd na nabożeństwo fatimskie do Miejsca Piastowego. Wyjazd z przystanków PKS o godzinie…”.

Na miejscu w Miejscu pod figurą św. Michała Archanioła mieszają się języki. Płyną słowa Różańca po słowacku (przejście graniczne w Barwinku jest zaledwie rzut beretem), angielsku (w nabożeństwie biorą udział emigranci i pielgrzymi z Anglii i Irlandii), a nawet w afrykańskim języku kirundi. W czerwcu do Miejsca Piastowego zjeżdżają młodzi. Są „w zawieszeniu”: dziękują za zdaną maturę i proszą o indeks na wymarzony kierunek studiów.

12 maja 1947 roku na godz. 19.00 ks. Ewald Kasperczyk, świeżo upieczony farorz w Turzy Śląskiej, zapowiedział pierwsze nabożeństwo majowe. Chciał na nim zaproponować parafianom Matkę Boską Fatimską jako patronkę kościoła, który mieli zamiar wybudować. Następnego dnia przypadała 30. rocznica pierwszego objawienia. Propozycję przyjęto z ogromnym entuzjazmem. Ruszyła budowa, a wkrótce tuż przy granicy z Czechosłowacją stanęło sanktuarium. I choć komuniści robili co mogli, by zakłócić ruch pielgrzymkowy, kult Maryi Fatimskiej wybuchł z nieprawdopodobną siłą. Tylko w 1957 roku do Turzy przybyły pielgrzymki z 223 parafii. Sytuacja się zaostrzyła, gdy proboszcz postanowił ściągnąć oryginalną figurkę Maryi z Fatimy. Udało się. Powitanie figury 29 sierpnia 1959 roku było wielką uroczystością, a sama procesja trwała 3 godziny! Dziś do Śląskiej Fatimy ściągają rzesze wiernych, by uczestniczyć w nabożeństwach fatimskich, nocach pokuty i wynagrodzenia, odpustach czy dniach chorych.

Strumyczki światła

Trzynastego dnia miesiąca do mojego parafialnego kościoła w Katowicach-Józefowcu maszeruje tłum ludzi ze świecami w dłoniach. Nabożeństwa fatimskie przyciągają też wiernych z sąsiednich parafii. Mieszkańcy wychodzący na papierosa na balkony kilkunastopiętrowych bloków Tysiąclecia Górnego widzą strumyk światła leniwie oplatający kościół Matki Boskiej Fatimskiej. Wierni okrążają świątynię ze świecami w rękach i pieśnią na ustach. Nie tworzą oni rzeki światła jak w samej Fatimie, a jednak te małe strumyczki ognia wypływające z wielu parafii nad Wisłą pokazują jak na dłoni, jak silna jest polska odpowiedź na portugalskie objawienie.

Dlaczego nabożeństwa fatimskie zakorzeniły się nad Wisłą? Bo są poświęcone Maryi – odpowie wielu. I będą mieli rację. Wystarczy zerknąć na frekwencję na nabożeństwach majowych czy na październikowym Różańcu. O nabożeństwach zrobiło się znów głośno, gdy 13 maja 2009 r. ruszyła Wielka Nowenna Fatimska – międzynarodowa inicjatywa związana z przygotowaniami do 100. rocznicy objawień.

Matce Fatimskiej, hej!

Troje pastuszków z obrazu w kościółku na Stecówce podziwia rozległą panoramę Istebnej. Za Młodą Górą (tonącym w zieleni garbem, który odpoczywający w swej chałupie na Wilczym Jerzy Kukuczka miał zostawić sobie na emeryturę) sączą piwo w swych domach Czesi. Mieszkający nieopodal Józef Broda gra na potężnej trąbicie, kobiety w Koniakowie dziergają swe misterne koronki, a drwale wycinają rachityczne, chorowite świerki. W ślicznym drewnianym kościołku pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej tłumy górali z Trójwsi w regionalnych czerwonych bruclikach śpiewają pieśni… o portugalskiej wiosce. Popularne fatimskie odpusty czy nocne czuwania przyciągają do kościoła tłumy wiernych.

Na jeszcze większą skalę widać to zjawisko w innym góralskim kościele – w słynnym sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach. W nim słowa „Łucja”, „Fatima” i „Jan Paweł II” wymienia się na jednym oddechu. Stanowią one naczynia połączone. To klucz do zrozumienia fenomenu popularności nabożeństw fatimskich.

Gdy 13 maja 1981 na Placu św. Piotra padły strzały, świat zamarł w bezruchu. Śmiertelnie raniony Jan Paweł II ocalał. Gdy po zamachu zapoznał się z dokumentacją objawień w Fatimie, stał się apostołem tego orędzia. Jak sam często podkreślał, swe ocalenie wiązał z objawieniami Maryi w portugalskiej wiosce. 13 maja 2000 r. spotkał się na rozmowie w cztery oczy z siostrą Łucją. Praktykował nabożeństwo pierwszych sobót (Pan Bóg zabrał go zresztą do siebie w pierwszą sobotę miesiąca). – Wiele razy przy różnych okazjach papież mówił wprost: „kolejne lata pontyfikatu są mi darowane” – wspomina abp Mieczysław Mokrzycki. – Miał świadomość, że Ktoś poprowadził kulę tego śmiertelnego strzału.

13 maja 1930 r., dokładnie 13 lat po rozpoczęciu objawień fatimskich, Kościół potwierdził wiarygodność objawień w Cova da Iria. Portugalia jako pierwsza dokonała uroczystego poświęcenia kraju Niepokalanemu Sercu Maryi. Owoce? Kolebkę fado ominęła krwawa rewolucja komunistyczna niszcząca sąsiednią Hiszpanię, a Portugalia do końca II wojny zdołała zachować neutralność – wyliczali portugalscy wierni.

Decyzja o poświęceniu narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi zapadła na Jasnej Górze podczas plenarnej Konferencji Episkopatu Polski 3–4 października 1945 r. Poświęcenie to przygotowywano w konspiracji. Na centralne uroczystości na Jasną Górę, do których biskupi przygotowywali się przez dwudniowe rekolekcje, z całego kraju ściągnęły nieprzebrane tłumy. 8 września 1946 r. z wałów jasnogórskich popłynęły słowa: „Niepokalana Dziewico, Przeczysta Matko Boga! (…) Tobie, Twemu Niepokalanemu Sercu, poświęcamy siebie, cały Naród i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną służbę, zupełne oddanie oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy”.

Na końcu Rosja się nawróci

Nabożeństwa fatimskie nie mają jednakowej struktury. Panuje tu raczej liturgiczna wolnoamerykanka. Nie wszystkie odbywają się nawet 13. dnia miesiąca. Wspólnym mianownikiem jest Różaniec i procesja ze świecami.

– Często inicjatorami takich nabożeństw są sami wierni – wyjaśnia o. Maria Dąbek, benedyktyn. – Kiedy byłem proboszczem w Tyńcu, niektórzy parafianie udawali się na nabożeństwa fatimskie do sanktuarium w Trzebini. Kiedy wyrazili życzenie, by także i u nas wprowadzić takie nabożeństwa w okresie letnim, od maja do października, odprawialiśmy je, rozpoczynając marszem z centrum Tyńca do figury. Odmawialiśmy w drodze pierwszą część Różańca, potem była Msza św. i następne części. W czasie nabożeństwa fatimskiego ważne jest nastawienie serca, postawa człowieka, który chce zrozumieć Bożą naukę i odpowiedzieć na nią swoim życiem. Kiedy rozpocząłem posługę proboszcza w Tyńcu, umierał tam w wielkich cierpieniach mężczyzna, którego życie przedtem nie było zbyt porządne. Godnie znosił chorobę, z radością przyjmował Komunię św., a kiedy siostra opiekunka chorych zapytała go, czy odmawia Różaniec, odpowiedział: „Tak. To mój najlepszy przyjaciel!”.

W czasie kolejnych objawień Maryja pokazała dzieciom swe Niepokalane Serce otoczone cierniami. Dzieci miały zobaczyć również piekło. Ta wizja bardzo je przeraziła. Czy Polacy masowo uczestniczący w nabożeństwach przejęli się do żywego tymi infernalnymi opisami? A może raczej zapamiętali obietnice: „na końcu Rosja się nawróci, a moje niepokalane Serce zatriumfuje”? „Osoby, które będą oddawały cześć Niepokalanemu Sercu Maryi – notowała Łucja – będą przez Boga kochane jak kwiaty, postawione przeze Mnie dla ozdoby Jego tronu. Jeśli się zrobi, to co wam powiem, wielu zostanie uratowanych przed piekłem i nastanie pokój na świecie...”.

Brzmi to nierzeczywiście, niemal jak pobożne życzenia. Ale kto wie? Skoro Ona to obiecała?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.