Kto się boi cyfryzacji szkół?

jad

publikacja 16.05.2012 16:00

Na stronach MEN opublikowano listę szkół, które wylosowano do pilotażowego programu „Cyfrowa szkoła”. Tymczasem, jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna” (DGP), nauczyciele zwyczajnie boją się tego programu i nowinek technicznych, które ze sobą niesie.

Kto się boi cyfryzacji szkół? Henryk Przondziono/GN Nowe technologie same nie sprawią edukacyjnego cudu w polskich szkołach

Jak powiedziała DGP Ewa Józefowicz, dyrektor Gimnazjum nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim program jest wprowadzany bez wcześniejszego sprawdzenia, czy placówki w ogóle będą mogły z nowych rozwiązań korzystać.
W wielu miejscach problemem jest dostęp do szerokopasmowego Internetu. W małych miejscowościach jego prędkość to około 1Mbps. W tych warunkach tablety, którymi mają posługiwać się uczniowie, mogą okazać się bezużyteczne, bo wczytywanie potrzebnych stron internetowych będzie trwało zbyt długo. To może zniechęcić zarówno nauczycieli jak i uczniów do tej formy zajęć.
Na inne „wąskie gardła”planu cyfryzacji polskich szkół wskazał wczoraj w Warszawie podczas konferencji „Nowoczesne technologie cyfrowe w edukacji. Model chmury obliczeniowej – szansą dla szkół” Marek Jędryka, Digital Project Manager wydawnictwa Pearson, które zajmuje się tworzeniem podręczników do nauki angielskiego i niemieckiego.
Przykładowo, gdy wprowadzano cyfryzację w szkołach norweskich, produkcją e-podręcznika zajęło się państwo. W niektórych okręgach wręcz nakazano korzystanie tylko i wyłącznie z państwowych podręczników. Projekt wzbudził wątpliwości. Szczególnie w największym okręgu – Oslo – pojawiły się protesty. Nauczyciele sprzeciwiali się monopolowi. Woleli mieć swobodę w doborze pomocy naukowych, co miało stanowić korzyść metodyczną. Z kolei uczniowie raczej byli skłonni wrócić do tradycyjnych książek papierowych, niż korzystać z e-podręcznika.

Nieco inny problem zaobserwowano w USA, gdzie cyfryzacja szkół zaczęła się najwcześniej. Już w 2006 roku powstała w Filadelfii eksperymentalna Szkoła Przyszłości. Nie posługiwano się tam w ogóle podręcznikami tradycyjnymi. E-podręczniki tworzyli sami pracujący tam, bardzo zaangażowani nauczyciele. Szkoła jednak nie cieszyła się dużym powodzeniem. Po latach zarówno nauczyciele, jak i uczniowie przyznawali, że byli sfrustrowani ciągłymi zmianami w systemie nauczania. Problemem miał być tam brak jasno sprecyzowanych celów edukacyjnych, które byłyby spójne z przyjętą metodologią pracy.
W Peru z kolei zastosowano taktykę 1 laptop na 1 dziecko. Rząd zainwestował 225 milionów dolarów. Zakupionych zostało850 tys. przenośnych komputerów. Niestety, za wprowadzeniem nowych technologii nie poszło przygotowanie nauczycieli do pracy w nowych warunkach. Testy wykazały, że uczniowie ani nie uczyli się lepiej, ani też nie mieli większej motywacji do pracy. Olbrzymie pieniądze praktycznie poszły na marne.
W Katalonii uczniowie otrzymali dofinansowania na zakup laptopów i e-podręczników. Do szkół trafiły tablice multimedialne i potrzebne pomoce naukowe. Wszystko szło dobrze aż do wyborów i zmiany rządu. Kryzys sprawił, że na dalsze dofinansowania zabrakło środków. Całość kosztów spadła na rodziców i szkoły, które samodzielnie musiały utrzymywać koszty dostępu do szerokopasmowego Internetu.

Z podobnymi bolączkami możemy spotkać się w Polsce – ostrzegają wydawcy. Nie ma sprecyzowanego celu projektu „Cyfrowa szkoła”, nauczyciele nie są wystarczająco przygotowani do jego realizacji, nie ma też gwarancji, na jak długo wystarczy pieniędzy na realizację programu.
Jak ominąć te „wąskie gardła”? Wydawcy radzą, by uczyć się na cudzych błędach i wprowadzić program, uwzględniając problemy, na które natrafiono w innych krajach.  W Polsce są już bowiem wykorzystywane pewne sprawdzone formy cyfryzacji – przekonują wydawcy. Problem nie jest zapewnienie uczniom urządzeń, na których mają pracować czy dostępu do Internetu. Z danych GUS cytowanych przez Marka Jędrykę wynika, że około 70 proc. gospodarstw domowych ma obecnie dostęp do sieci. E-podręczniki również istnieją. Trzeba jedynie pokazać uczniom, jak mają z nich korzystać, tymczasem nauczyciele sami nie potrafią dobrze z tego typu pomocy dydaktycznych korzystać. Jak mówił Jędryka, w polskich szkołach jest około 18 tysięcy tablic interaktywnych, a niewiele z nich jest właściwie wykorzystywanych.
Wydawcy edukacyjni starają się nadążyć za zapowiedziami cyfryzacji szkół. Przygotowali m.in. gotowe multibooki na tablice interaktywne, ale i off- i on-line’owe e-podręczniki do wykorzystania przez nauczycieli i uczniów na komputerach osobistych, laptopach lub tabletach. „Rozwiązanie, które według naszej najlepszej wiedzy doskonale sprawdza się w polskich szkołach wyposażonych w odpowiedni sprzęt i zatrudniających przeszkoloną kadrę nauczycielską, to model oparty na dostępności w szkole oprogramowaniu do tablic interaktywnych. Nie wymaga to posiadania ani łącza internetowego, ani też komputera dla każdego ucznia. W domu natomiast, gdzie większość uczniów ma dostęp do Internetu świetnie sprawdza się platforma z zadaniami on-line, która automatycznie sprawdza zadania i generuje raporty dla nauczyciela” – tłumaczył Marek Jędryka.