Wojtyłowy czy Michnikowy?

ks. Dariusz Kowalczyk

GN 22/2012 |

publikacja 31.05.2012 00:15

Adam Michnik mówił ostatnio o tym, jak postrzega zmiany w Kościele: „Wydawało mi się wtedy – to był mój błąd – że Kościół będzie konsekwentnie szedł w stronę takiego »Wojtyłowego«, »Tygodnikowego« czy ówczesnego »Więziowego«.

Wojtyłowy czy Michnikowy? ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Niestety się myliłem, o tym świadczy zachowanie Kościoła w Polsce dziś, bitwy o krzyże…”. No cóż! Mam wrażenie, że red. Michnik po prostu nie znał i nie zna Kościoła, patrzy na Kościół z poziomu kanap na Czerskiej, niezdolny oderwać się od różnych schematów i fobii. Bo żeby znać Kościół, to trzeba w nim naprawdę być, mieć żywe doświadczenie przepowiadania, liturgii i wspólnoty. W przeciwnym razie będzie on nam się kojarzył z jakimiś nagłośnionymi sprawami, które w gruncie rzeczy w kontekście całej misji i posługi Kościoła są marginalne. Przecież księża w swej codziennej pracy nie zajmują się żadną bitwą o krzyże. Było napięcie na Krakowskim Przedmieściu, które z powodu manipulacji lub braku kompetencji zostało napompowane do rangi jakiegoś megawydarzenia. „Wyborcza” ma zresztą w tej sprawie swe niewątpliwe „zasługi”. Są też kolejne, wspierane przez media i niektórych polityków, katofobiczne happeningi Palikota, który chce zdejmować krzyż w Sejmie albo robi cyrk ze swego odchodzenia od Kościoła.

Kościół „Wojtyłowy”, „Tygodnikowy”, „Więziowy”, „Łagiewnicki”, „Toruński” – po co te dziwne przymiotniki? Już Paweł Apostoł przestrzegał przed takim gadaniem: „Skoro jeden mówi: »Ja jestem Pawła«, a drugi: »Ja jestem Apollosa«, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami (…). Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost” (1 Kor 3,4-6). Tak! Kościół ma być Chrystusowy, a pod Chrystusowym krzyżem jest miejsce dla każdego. Inna sprawa, że niektórzy wybrali sobie miejsce prześmiewców z Golgoty. Karol Wojtyła, a potem Jan Paweł II nie budował swojego Kościoła. Był wiernym sługą Kościoła Chrystusowego, założonego na fundamencie apostołów. To, jak ten Kościół rozumie sam siebie i swoją misję, można wyczytać m.in. z „Katechizmu Kościoła katolickiego”, którego opublikowanie było jedynym z ważniejszych wydarzeń w okresie pontyfikatu Jana Pawła II.

A skoro już zdecydujemy się użyć wyrażenia „Kościół Wojtyłowy”, to trzeba powiedzieć, że było w nim miejsce i dla słuchaczy Radia Maryja, i dla czytelników „Tygodnika Powszechnego”. Choć jeśli chodzi o tygodnik, to papież w 1995 roku napisał do jego redaktora naczelnego list, w którym znajdujemy znamienne słowa: „Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na episkopat, a także na papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, ażeby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym Kościół był w życiu narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w »Tygodniku Powszechnym«. W tym trudnym momencie Kościół w »Tygodniku« nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; »nie czuł się dość miłowany« – jak kiedyś powiedziałem. Dzisiaj piszę o tym z bólem...”. Warto te słowa papieża przypominać i wcale nie dlatego, by przyłożyć szanownemu TP. Słowa te pokazują po trosze, jak Jan Paweł II oceniał sytuację w III RP u jej początków. Dziś ta ocena byłaby pewno jeszcze bardziej gorzka.

Adam Michnik jest rozczarowany dzisiejszym Kościołem. Nie martwi mnie to. Bo widząc, jaki nurt myślenia prezentuje dziś GW, byłbym zaniepokojony, gdyby pan redaktor stwierdził, iż jest Kościołem zachwycony. Co do poczucia rozczarowania, to „Gazeta Wyborcza”, która powstała na fali przemian jako dziennik mający reprezentować całą solidarnościową opozycję, okazała się wielkim rozczarowaniem. Rozczarowanym można być tzw. lewicą laicką, która w czasach komuny korzystała z pomocy Kościoła, a po 1989 roku bardzo szybko zaczęła straszyć państwem wyznaniowym, grać kartą antykatolicką, by tym spokojniej robić kariery. Niektórym wydawało się, że zoologiczny antyklerykalizm to jedynie „Nie” Urbana.
No, ale potem okazało się, że Urban pozostaje w zadziwiająco dobrych kontaktach z Michnikiem. A dziś GW wydaje się bardzo życzliwa wobec Palikota, który w antykatolickim chamstwie przewyższył już dawno Urbana. To nie Kościół zmienił się na gorsze, to światopoglądowa lewica ukazała, szczególnie po śmierci Papieża Polaka, swą brzydką, chrystofobiczną twarz.

Kościół „Wojtyłowy” jest Kościołem Benedykta XVI, bo obydwaj ci mężowie Boży są świadkami wiary zakorzenionej w Biblii, Tradycji i Magisterium. Kościół ten w naszych czasach na wielu się zawiódł, a przez niektórych został po prostu zdradzony. Ale trwa, mieniąc się wieloma barwami, bo w skali globalnej nigdy nie był tak liczny i tak różnorodny jak obecnie. Dzieje tego Kościoła zostały opowiedziane i zapowiedziane w Księdze Apokalipsy: przyjdą nieszczęścia, ale ostatnie słowo będzie należeć do Baranka i Niewiasty. Niech więc każdy zapyta samego siebie, czy jego obecność w Kościele sprawia, że jest on bardziej Kościołem Chrystusa i Jego Matki,
czy też nie.        

Żeby znać Kościół, trzeba w nim naprawdę być.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.