Ta katolicka dziwaczka z Oksfordu

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 28/2012 |

publikacja 12.07.2012 00:15

Na liście wybitnych angielskich konwertytów pierwsze miejsce wśród kobiet zajęłaby bez wątpienia Elizabeth Anscombe. Światowej klasy filozof, a dla niektórych „okropna profesor” publicznie broniąca katolickiej wiary i etyki.

Elizabeth Anscombe (1919–2001) nawróciła się na wiarę katolicką w wieku 15 lat i trwała w niej jako filozof. Jej życie i naukowa kariera dowodzą, że wiara i rozum to świetny duet Universidad de Navarra Elizabeth Anscombe (1919–2001) nawróciła się na wiarę katolicką w wieku 15 lat i trwała w niej jako filozof. Jej życie i naukowa kariera dowodzą, że wiara i rozum to świetny duet

Na 33 uczelniach w USA działają dziś stowarzyszenia noszące jej imię. Jednoczą one studentów, którzy postanowili bronić małżeństwa, rodziny i czystości na przekór dominującej na uczelniach kulturze rozwiązłości. Pierwsze Anscombe Society powstało na Uniwersytecie w Princeton w 2005 r. Dziś działa już sieć tych organizacji pod nazwą „Love and Fidelity Network” (Miłość i Wierność).

Donosił o tym nawet liberalny „New York Times”. W artykule „Renesans jawnie katolickiej filozof” dziennik odnotował także fakt, że konferencje poświęcone myśli angielskiej uczonej ściągają tłumy z różnych stron świata. I nieco inny obrazek: Jan Paweł II spotkał się kiedyś podczas audiencji z pewnym brytyjskim biskupem i profesorem. Kiedy wspomnieli, że są związani z Oksfordem, papież zapytał: „A czy znacie profesor Anscombe?”. Odpowiedzieli zgodnie: „Nie, a kim ona jest?”.

Dziecko, dlaczego akurat katolicyzm?

Jej studenci mówili na nią „miss Anscombe”, choć była żoną i matką siedmiorga dzieci. Specjaliści z filozofii znają ją jako wybitną przedstawicielkę nurtu analitycznego, uczennicę słynnego Ludwika Wittgensteina, tłumaczącą na angielski jego dzieła, związaną najpierw z Oksfordem, a potem z Cambridge. Dla sporej części, jeśli nie dla większości własnego środowiska była „jędzą z Oksfordu, katolicką dziwaczką”. Elity łatwo wybaczają wybitnym jednostkom różne ekstrawagancje, ale sprzeciw wobec legalizacji aborcji lub krytyka antykoncepcji to już „grzechy” niewybaczalne. Jako naukowiec Anscombe osiągnęła absolutne szczyty.

Niektórzy uważają ją za najwybitniejszą kobietę filozofa na przestrzeni kilku ostatnich wieków. Zajmowała się filozofią Arystotelesa i Tomasza z Akwinu. Za jej największe dzieło uchodzi wydana w 1957 r. „Intention”. Niektóre jej prace z etyki dostarczały racjonalnej podbudowy pod moralne nauczanie Kościoła katolickiego, zawarte w „Gaudium et spes” czy encyklice Jana Pawła II „Veritatis splendor”. Urodziła się jako Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe w 1919 r. w kochającej rodzinie. Rodzice byli wykształconymi, areligijnymi ludźmi. Tymczasem nastoletnia Elizabeth pożerała wręcz książki o tematyce religijnej.

Efekt był taki, że jako 15-latka oświadczyła, że chce zostać katoliczką. Rodzice przełknęliby pewnie bez problemu buddyzm, ewentualnie anglikanizm. Ale katolicyzm!? W desperacji posłali ją do anglikańskiego księdza, aby sprowadził ją na właściwą drogę. Wszystko na nic. Po rozmowie z 15-letnią Elizabeth duchowny oświadczył, że nigdy nie spotkał nikogo o tak ugruntowanej wierze katolickiej. Rodzice nie pozwolili jednak na jej chrzest przed 18. rokiem życia. Anscombe rozpoczęła studia w Oksfordzie, przygotowując się jednocześnie do chrztu. Przyjęła go w kościele dominikanów w 1938 r. Tam też wkrótce podczas Mszy św. poznała Petera Geacha, początkującego filozofa, równie świeżego jak ona konwertytę. Mimo sprzeciwów obu rodzin wzięli cichy ślub w 1941 r. Trwała wojna.

Młoda studentka napisała list otwarty, w którym ostro zaprotestowała przeciwko nalotom dywanowym brytyjskiego lotnictwa na niemieckie miasta. Anscombe nie była pacyfistką, głosiła teorię wojny sprawiedliwej, ale uważała, że odwetowe bombardowanie wymierzone w ludność cywilną nie mieści się w tej kategorii.

Zadziwiający duet filozofów

W 1939 r. Ludwig Wittgenstein, słynny austriacki filozof, objął katedrę w Cambridge. Płynęła w nim w trzech czwartych krew żydowska, choć został ochrzczony i wychowany w wierze katolickiej. Odrzucił ją, będąc w tym samym wieku, w którym Anscombe ją znalazła. Nie był szczęśliwym człowiekiem, jego osobowość była pokręcona, miał skłonności homoseksualne. Nie przepadał za kobietami. Uważał je za niezdolne do logicznego myślenia, szczególnie nie lubił kobiet filozofów, katolików uznawał za zniewolonych dogmatami. Trudno byłoby znaleźć dwie bardziej różne osobowości niż Wittgenstein i Anscombe, ale przeciwieństwa się przyciągają.

Tych dwoje ekscentrycznych pasjonatów filozofii, lubujących się w dyskusji, w argumentowaniu, szukających jednak szczerze prawdy, połączyły relacja mistrz–uczeń oraz przyjaźń. Anscombe dojeżdżała raz w tygodniu do Cambridge, aby słuchać wykładów profesora. On sam stwierdził, że nikt nie słuchał go nigdy uważniej niż ona. Nie rozumiał, jak młoda studentka może pogodzić katolicką wiarę z precyzyjnym, logicznym myśleniem. (To, dodajmy, dość typowy zabobon nowoczesnych intelektualistów uważających, że ateizm jest bardziej logiczny niż wiara). Cenił jej zdolność do zadawania pytań, które kwestionowały także jego poglądy. Opowiadają, że Wittgenstein odwiedził kiedyś dom Elizabeth i Petera w Oksfordzie. Kiedy zobaczył trójkę brzdąców ganiających po domu i niemowlę śliniące się na ramieniu matki, zapytał: „Jak możesz skoncentrować się na filozofii?”. Elizabeth uśmiechnęła się i wyciągając zatyczki z uszu odpowiedziała: „Oj, daję radę”.

W wieku 29 lat Anscombe wzięła udział w debacie z C.S. Lewisem. To spotkanie stało się głośne. Rozmowa dotyczyła trzeciego rozdziału książki Lewisa o cudach. Młoda, ambitna pani filozof skutecznie podważyła argumentację słynnego już wtedy chrześcijańskiego pisarza. Zażądała precyzyjniejszej intelektualnie obrony cudów. Sam Lewis uznał krytykę i przepracował na nowo ten rozdział swojej książki. Sama Anscombe wierzyła w cuda. Anegdota opowiada, że skutecznie przekazała najmłodszej córce swoją wiarę w realną obecność Jezusa w Eucharystii. Podczas Mszy, kiedy Elizabeth wróciła do ławki po Komunii, 3-letnia Basia szepnęła: „Mamusiu, czy Jezus jest w tobie?”. Kiedy Anscombe potwierdziła, dziewczynka wyskoczyła z ławki i w nawie padła na twarz przed mamą.

Anscombe ukończyła studia z tytułem najlepszego absolwenta roku i podjęła pracę na Oksfordzie. Wykładała i pisała, zajmowała się filozofią języka, rodziła i wychowywała dzieci. Przez 10 lat ściśle współpracowała z Wittgensteinem. Profesor za życia wydał tylko „Traktat logiczno-filozoficzny”. Powierzył jednak swoje rozproszone notatki Anscombe, która zajęła się tłumaczeniem i wydawaniem jego prac. Już po jego śmierci wydała m.in. „Dociekania filozoficzne”, w kongenialnym przekładzie na angielski, choć sama nie podzielała wszystkich poglądów swojego mentora. W 1951 r. Wittgenstein umierał. Poprosił Anscombe o „niefilozofującego księdza” i o modlitwę katolickich przyjaciół. Nie zdążył świadomie pojednać się z Bogiem, ale na łożu śmierci przyjął sakrament chorych. Anscombe wywalczyła dla niego katolicki pogrzeb w Cambridge.

Anscombe płodzi nieśmiertelnych

W latach 50. Anscombe podjęła w zastępstwie wykłady z etyki. Zapoznając się z pracami XX-wiecznych filozofów moralności, stwierdziła ich jedną wspólną cechę: brak moralnego absolutu, całkowite uzależnianie oceny czynu od okoliczności. To było faktycznie zerwanie z 20 wiekami tradycji judeochrześcijańskiej, a nawet z klasyczną etyką starożytną. Nie mogła się z tym pogodzić. W tekście „O współczesnej filozofii moralnej” krytykowała rozpowszechniony pogląd, że cel uświęca środki, broniła klasycznej etyki opartej na „cnotach”. Wykazywała także, że ci, którzy używają pojęcia prawa moralnego, muszą zakładać istnienie Dawcy tego prawa.

Takie poglądy w jej środowisku nie były przyjmowane z entuzjazmem. Kiedy w 1956 r. uniwersytet w Oksfordzie postanowił nadać tytuł honoris causa Harry’emu Trumanowi, stanowczo zaprotestowała. Uważała, że jako prezydent USA, który podjął decyzję o zrzuceniu bomb atomowych na Japonię, odpowiada za ludobójstwo. Wsparło ją tylko trzech profesorów. Elżbieta Anscombe i Peter Geach, oboje czynni naukowcy filozofowie, wciąż powiększali swoją rodzinę. Dom filozofów był pełen pieluch i hałasujących dzieci, co szokowało uniwersyteckie środowisko. Anscombe nigdy nie przejmowała się specjalnie swoim wizerunkiem. Nigdy nie nosiła też togi, która była do połowy lat 60. obowiązkowym strojem profesora na Oksfordzie.

Widywano ją w spodniach z lamparciej skóry i skórzanej kurtce, często z cygarem w ręku. Jedna z licznych anegdot opowiada, że kiedy profesor była w ciąży z siódmym dzieckiem, ktoś napisał złośliwie na tablicy w sali wykładowej: „Anscombe płodzi”. Po rozpoczęciu zajęć bez słowa dopisała ciąg dalszy: „nieśmiertelnych”. W latach 60. Oksford, podobnie jak większość uczelni na Zachodzie, dopadła rewolucja seksualna. Anscombe otwarcie przyznająca się do wiary w Boga, do katolicyzmu, broniąca czystości i rodziny odstawała od swojego środowiska. Ta, która protestowała przeciwko zabijaniu bezbronnych w Dreźnie i w Hiroszimie, z równą siłą stanęła w obronie nienarodzonych dzieci zabijanych w majestacie prawa.

„Każdy naród, który ma »liberalne« prawo aborcyjne, wkrótce stanie się narodem morderców, o ile już nim nie jest”, mówiła. W jednej z gazet znalazła się fotografia, na której dwóch policjantów odprowadza ją siłą spod kliniki aborcyjnej. Zdjęcie nie było jednak podpisane jej nazwiskiem. Światowej klasy filozof protestująca przeciwko aborcji – czegoś takiego nie można nagłaśniać. Jej dwie córki były kilkakrotnie karane grzywnami i trafiały do aresztu za obronę nienarodzonych.

Spodnie, cygara i antykoncepcja

Anscombe wystąpiła także otwarcie z krytyką antykoncepcji. Uczyniła to, zanim ukazała się encyklika „Humanae vitae”, czyli w momencie gorących oczekiwań, także wśród katolików, na to, że Kościół pójdzie liberalną drogą. Anscombe podkreślała, że żyje wystarczająco długo, by widzieć, iż wszystkie obietnice, które dawali entuzjaści antykoncepcji, okazały się fałszywe. Zmniejszenie liczby niechcianych dzieci, wyeliminowanie aborcji, redukcja liczby rozwodów, więcej satysfakcji w życiu seksualnym małżonków – wszystkie te nadzieje okazały się ułudą. Na teologicznym kongresie w Toronto w 1967 roku przeprowadziła precyzyjną logicznie krytykę antykoncepcji.

Część dziennikarzy przekręciła w relacji jej wypowiedź i napisała, że opowiedziała się za. Dlaczego? Kiedy zażądano sprostowania, dziennikarze odpowiedzieli, że kobieta w spodniach, paląca cygara, musi popierać antykoncepcję. W 1970 roku Elizabeth Anscombe otrzymała katedrę filozofii w Cambridge, którą zajmował niegdyś Wittgenstein. Pozostała na tym stanowisku do emerytury w 1986 roku. Jej pracy naukowej towarzyszyły cały czas pasja i poszukiwanie prawdy, niezadowalanie się jej podróbkami. Katolicy zapraszali ją na wykłady poświęcone zagadnieniom moralnym: czystości, małżeństwa, miłości.

Wykazywała realizm nauczania Kościoła o małżeństwie, które wskazuje drogę między surowością lekceważącą uczucia i cielesność a oczekiwaniem ciągłej namiętności i spełnienia. Rodzina Anscobe-Geach sama była przykładem udanego połączenia życia rodzinnego i sukcesu w pracy zawodowej. W 1996 roku Anscombe o mały włos nie zginęła w wypadku samochodowym. Ostatnie lata spędziła w Cambridge pod opieką swojej rodziny: dzieci i wnuków. Wszystkie dzieci są praktykującymi katolikami, jedna z córek została zakonnicą. Profesor odeszła do Boga w wieku 81 lat otoczona modlitwą bliskich. Ostatnim jej świadomym aktem było ucałowanie męża.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.