Widzieli w domach kałuże krwi

PAP |

publikacja 15.07.2012 07:47

Obserwatorzy ONZ, którzy dotarli do syryjskiej wioski Tremseh, by zbadać doniesienia o dokonanej tam masakrze cywilów, widzieli na miejscu skutki ostrzału, którego celem - jak podkreślili - byli głównie rebelianci.

Widzieli w domach kałuże krwi PAP/EPA Protest przeciwko reżimowi rządzącemu w Syrii po krwawym ataku na wioskę Tremseh.

"Atak skierowany był przede wszystkim przeciwko wrogom reżimu prezydenta Baszara el-Asada, działaczom opozycji i dezerterom z armii" - oświadczyła ONZ w komunikacie wydanym w sobotę późnym wieczorem w Damaszku.

Obserwatorzy widzieli w domach kałuże krwi oraz wiele zniszczonych przez ostrzał budynków, w tym dopalające się ruiny szkoły, a także łuski po pociskach artyleryjskich i moździerzowych. Ich zdaniem, wojska rządowe ostrzeliwały miasto z wielu rodzajów broni, w tym artylerii, moździerzy i granatników.

Liczba ofiar tego ostrzału - jak podkreśliła ONZ - pozostaje nieznana. Obserwatorzy chcą w niedzielę powrócić do Tremseh, by kontynuować swoje dochodzenie.

W piątek syryjska opozycja poinformowała, że dzień wcześniej siły rządowe dokonały w Tremseh masakry ponad 200 osób, głównie cywilów. Wioska była zamieszkana przez sunnitów wrogo nastawionych wobec reżimu Asada. Większość rządzącego Syrią establishmentu politycznego i wojskowego rekrutuje się z mniejszościowej sekty alawitów, będącej odłamem szyickiej wersji islamu. Natomiast wśród opozycji i powstańców przeważają sunnici.

Władze Syrii oświadczyły, że była to operacja militarna przeciwko "terrorystom", jak Damaszek określa przeciwników reżimu, i że nie było ofiar wśród ludności cywilnej. Państwowa telewizja syryjska pokazywała ujętych "terrorystów", skonfiskowaną im rzekomo broń i amunicję.