Siła pięciu kół

Leszek Śliwa

GN 30/2012 |

publikacja 26.07.2012 00:15

Hitler otwierał jedną z olimpiad, terroryści brali zakładników podczas innej, afery dopingowe wybuchały ostatnio w czasie niemal każdej. I co? I nic. Idei olimpijskiej nic nie jest w stanie pokonać ani skompromitować. Przetrwa wszystko.

Stadion olimpijski w Londynie PAP/EPA/ANDY RAIN Stadion olimpijski w Londynie

Przez ponad dwa tygodnie oczy całego świata będą zwrócone na Londyn. Nastrój wielkiego, sportowego święta udzieli się milionom ludzi na całym świecie. Idea olimpijska wciąż żyje, a przecież tyle razy wróżono już jej zmierzch. Miała zginąć z powodów zewnętrznych (wojny i bojkoty) bądź wewnętrznych (afery w sporcie).

Wojny i bojkoty

Już szóste igrzyska doby nowożytnej (w 1916 r.) nie mogły się odbyć, bo trwała pierwsza wojna światowa. Kolejna wielka wojna nie pozwoliła na rozegranie olimpiady w latach 1940 i 1944. W 1956 roku Hiszpania, Holandia i Szwajcaria swoją absencją na igrzyskach zaprotestowały przeciw wkroczeniu wojsk sowieckich na Węgry. Reprezentacje niektórych krajów afrykańskich nie przyjechały do Montrealu (1976) aby zbojkotować Nową Zelandię – podówczas sojusznika utrzymującej wtedy rasistowski apartheid RPA. Szereg państw zachodnich zbojkotowało igrzyska w Moskwie (1980) po sowieckiej agresji na Afganistan. W rewanżu większość państw bloku wschodniego nie wzięła udziału w olimpiadzie w Los Angeles (1984). W 1936 r. w Berlinie faszyzm, a w 1980 r. w Moskwie komunizm próbowały zawłaszczyć ideę olimpijską. Igrzyska atakowali też terroryści. W Monachium (1972) palestyńscy bojówkarze napadli na sportowców Izraela. Zginęło 18 osób. Flagi olimpijskie opuszczono na znak żałoby do połowy masztów. Ale zawody zostały dokończone. Z kolei podczas igrzysk w Atlancie (1996) w parku olimpijskim wybuchła bomba, zabijając jedną osobę i raniąc ponad 100. Tej olimpiady również nie przerwano. Za każdym razem zapowiadano wtedy schyłek olimpijskiej idei. A jednak okazała się ona bardziej trwała od wszystkich politycznych przeszkód. Wojny mijały, totalitarne imperia upadały, bojkoty sprzed lat z czasem zostaną zapomniane, a igrzyska cieszą się coraz większą popularnością i są coraz bardziej masowe. Kto dziś pamięta, że znicz olimpijski zapalany ogniem wzniecanym w Olimpii po raz pierwszy zapłonął w hitlerowskich Niemczech, w Berlinie w 1936 r.?

Afery stare jak świat

Czystości rywalizacji zagraża także doping, nieuczciwość niektórych sędziów i zawodników, a także komercjalizacja. Przy okazji każdej nowej afery również mówi się o zmierzchu idei olimpijskiej, która niegdyś kwitła, a obecnie rzekomo zamiera. Przypomina to nieco odwieczne narzekania starszego pokolenia na „dzisiejszą młodzież”. Tymczasem afery towarzyszyły igrzyskom zawsze, także w... starożytności. Niektórzy sportowcy przed występami jedli wówczas grzyby halucynogenne, co ponoć zwiększało sprawność organizmu. Atleci pili też mikstury z wina. Tak pomagał sobie ponoć Milon z Krotonu, legendarny zapaśnik. W I w. p.n.e. modny był napar ze skrzypu, który zażywali biegacze. Nie brakowało także przekupstw i nieuczciwości. Eupolos z Tesalii (388 r. p.n.e.) opłacił swych przeciwników i dzięki temu zwyciężył w walkach pięściarskich. Przestępstwo zostało wykryte, a zawodnik oraz jego rywale ukarani grzywnami. Wykryto także przekupstwa, jakich dopuścili się Kallippos z Aten w pięcioboju, Filostratos z Rodos w zapasach (68 r. p.n.e.), czy Damonikos z Elei (12 r. p.n.e.), który tak zapewnił triumf swemu synowi Polyktorowi w zapasach chłopców. Pieniądze z kar finansowych, jakie nakładano na przekraczających przepisy, przeznaczane były na budowę posągów Zeusa. Według Pauzaniasza ustawiono ich 18.

Zeus i jezuici

Dążenie do doskonałości, do pokonania swej słabości, do tego, by być coraz lepszym – to cel, który winien przyświecać każdemu człowiekowi. Ucieleśnieniem tych idei może być sport – tak myślał dominikanin o. Henri de Didon, gdy na I Kongresie Olimpijskim w Paryżu (1894) zaproponował motto, które do dziś towarzyszy igrzyskom: Citius, altius, fortius (szybciej, wyżej, mocniej). Ojciec Didon był przyjacielem barona Pierre’a de Coubertina, twórcy nowożytnej idei olimpijskiej. Obaj widzieli w sporcie coś więcej niż tylko rywalizację. Olimpizm oznaczał dla nich uniwersalny, humanistyczny system wychowania poprzez sport. Na ogół potocznie przyjmuje się, że nowożytna idea olimpijska jest po prostu odtworzeniem starożytnej. Zapomina się przy tym, że igrzyska starożytne miały wymiar sakralny. Była to cykliczna uroczystość ku czci Zeusa. To zresztą stało się przyczyną likwidacji igrzysk przez rzymskiego cesarza Teodozjusza Wielkiego. W 394 r. n.e. zakazał on kultywowania tego pogańskiego obrzędu. Baron Pierre de Coubertin, tworząc nowożytny olimpizm, doskonale o tym wiedział. Zapożyczył więc ze starożytności tylko niektóre idee. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi nadać igrzyskom nową treść, którą ludzie będą mogli uznać za swoją. Baron był wychowankiem prowadzonego przez jezuitów paryskiego Kolegium św. Ignacego. Znawca historii idei olimpizmu, prof. Wojciech Lipoński podkreśla wpływ, jaki jezuickie metody wychowawcze wywarły na Couber- tina: „Księża jezuici znali dobrze psychikę młodzieży. Życiu szkolnemu nadali formę współzawodnictwa: o wyższe noty w nauce i gimnastyce, o zaszczyt służenia do Mszy św., a nawet o miejsce przy stole. Nauka w jezuickim Kolegium jest mało docenianym szczegółem w biografii Coubertina, a to dzięki jezuickiej szkole uwierzył on, że współzawodnictwo, umiejętność osiągania czegoś własnym wysiłkiem jest obiektywnym (...) czynnikiem w życiu człowieka. Stąd już tylko jeden krok dzielił go od przeświadczenia, że współzawodnictwo sportowe, jako forma aktywności najlepiej trafiająca do umysłów młodzieży, jest najskuteczniejszym środkiem wychowawczym” – pisze Lipoński w swej książce „Olimpizm dla każdego. Popularny zarys wiedzy o historii, organizacji i filozofii ruchu olimpijskiego”. Po inspirację chrześcijaństwem Coubertin sięgnął zupełnie świadomie, skoro na najbliższego współpracownika wybrał dominikanina, wspomnianego już o. Didona. Dziedzictwem starożytności we współczesnej idei olimpijskiej są hieromenia i kalokagathia. Hieromenia to zawieszenie broni, pokój zawierany na czas igrzysk oraz w okresie przygotowania do nich. Kalokagathia natomiast pochodzi od greckiego określenia kalós kai agathós (piękny i dobry). Oznaczało to ideał harmonijnego rozwoju człowieka. Kalós (piękny) określało przymioty ciała osiągnięte dzięki ćwiczeniom i treningowi, zaś agathós (dobry) mówiło o zaletach duchowych, osiągniętych siłą woli.

Skandale miną, idea pozostanie

Szlachetna, uczciwa rywalizacja prowadzona w duchu fair play, umacniająca przyjaźń i wzajemny szacunek ludzi wszystkich ras i narodów. Tak wygląda to w teorii. Oczywiście praktycznie podczas każdych igrzysk zdarzały się szokujące przykłady pogwałcenia tych idei. Nie można jednak zapominać, że to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Tysiące sportowców z całego świata uczciwie rywalizuje, dostarczając radości i wzruszeń milionom kibiców. Czasami zdarza się, że bezprecedensowa decyzja sportowca przypomina opinii publicznej, że idea olimpijska wciąż żyje. Do historii przeszedł szkocki pastor Eric Lidell, gdy na olimpiadzie w Paryżu (1924) zrezygnował z udziału w biegu na 100 metrów, którego był faworytem. Eliminacje zaplanowano na niedzielę, a religia wyznawana przez Lidella zabraniała mu startowania w ten dzień. Ostatecznie pobiegł na 400 m i zdobył złoty medal. Można byłoby powiedzieć, że to zamierzchła przeszłość. Biografia Lidella oraz innego bohatera tamtych igrzysk, Harolda Abrahamsa, zainspirowała jednak twórców filmu „Rydwany ognia”, który powstał w roku 1981. Film o znaczeniu sportu w życiu ludzi i o idei olimpijskiej nie tylko został nagrodzony Oskarem, ale także zdobył ogromną popularność na całym świecie. Idea olimpijska jest bowiem zrozumiała i akceptowana pod każdą szerokością geograficzną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.