Dyktat możności

Franciszek Kucharczak

GN 33/2012 |

publikacja 16.08.2012 00:15

Jeśli wolno dokonywać zbrodnię, dlaczego nie wolno pokazywać jej skutków?

Dyktat możności Franciszek Kucharczak

Kolega żołnierz, patrząc na zniszczony pociskami pociąg, zapytał dobrego wojaka Szwejka: – Czy wolno strzelać do wagonów Czerwonego Krzyża?
– Nie wolno, ale można – odparł Szwejk.

Tej samej odpowiedzi należałoby udzielić na pytanie, czy wolno policjantom w Polsce zatrzymywać obywateli, którzy nie robią nic złego, a za to realizują swoje uprawnienia. Bo że można, dowiedli policjanci z Kostrzyna w czasie Przystanku Woodstock. Bez żadnych podstaw prawnych zatrzymali i zawieźli więźniarką na komisariat dwóch ludzi (w tym Mariusza Dzierżawskiego) z plakatem antyaborcyjnym, który ci wcześniej trzymali. Główny zatrzymujący policjant uzasadniał to tak, jakby nie znał obowiązującego prawa o zgromadzeniach. A to coś takiego, jakby chirurg myślał, że ślepa kiszka to wada wzroku.

Ale co z tego – efekt osiągnięto: pikieta utrącona, a organizatorzy, zamiast wystawiać, muszą wystawać po komendach i sądach. Co z tego, że aż sześć procesów w takich samych sprawach skończyło się uniewinnieniem.

Nie ma u nas zasady precedensu, można się więc procesować siedem razy, a nawet, ewangelicznie, siedemdziesiąt siedem. Nękanie obrońców życia dzieci wytaczanymi w kółko procesami, nawet gdy wynik jest wiadomy, to ciekawy pomysł. Trzeba mieć tylko przychylność policji, a tę entuzjaści aborcji dziwnie często mają.

Pokazało się to szczególnie wyraźnie przed tygodniem na Ursynowie. Od kilku tygodni wisiała tam wystawa antyaborcyjna. Była wielokrotnie niszczona przez sprawców, którzy chwalili się tym mejlowo „Gazecie Wyborczej”.

Organizatorzy wystawy kilka razy zgłaszali te akty wandalizmu na Komisariacie Policji Warszawa Ursynów, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Aż w końcu 7 sierpnia Kinga Małecka-Prybyło z Fundacji Pro została wezwana na ursynowski komisariat, gdzie… usłyszała, że „wywołała zgorszenie publiczne, zlecając umieszczenie przy ogrodzeniu kościoła nieprzyzwoitych ogłoszeń, zawierających zdjęcia przedstawiające wizerunek ludzkich płodów i ich fragmentów, tj. czyn z art. 51 § 1 w związku z art. 141 kodeksu wykroczeń”.

Przesłuchująca ją policjantka obojętnie przyjęła informację popartą dokumentami, że kilkakrotne procesy wykazały zgodność wystawy z prawem.

– Moje wyjaśnienia nie miały dla niej znaczenia, gdyż od początku była zdecydowana wnieść sprawę do sądu – mówi pani Kinga. Filmową relację z tego wydarzenia nakręciła telewizja Razem.tv (zobacz film). Młoda kobieta z dwojgiem małych dzieci na tle zniszczonej wystawy o zabijaniu dzieci – bardzo wymowny obraz.

Mnie jednak najbardziej poruszyły słowa syna pani Kingi, kilkuletniego Maksymiliana. Zapytany, czy nie boi się tych zdjęć, odpowiada: „Jak się nie boję ciemności, to się nie boję takich strasznych zdjęć”.

Niezwykle symboliczne słowa. Aborcja jest ciemnością, czarną otchłanią, która wsysa miliony istnień. Już choćby w imię ich ocalenia nie wolno unikać prawdy o aborcji, nie wolno udawać, że nie ma mroku tam, gdzie jest – i to najgęstszy.

Nie wolno. Ale można.

Biznes motelowy

Sąd australijskiego stanu Queensland uznał właściciela jednego z moteli za winnego dyskryminacji, bo odmówił wynajęcia pokoju prostytutce, chcącej tam prowadzić „działalność biznesową”. Prostytucja jest bowiem w Queensland legalna, zaś zabroniona jest dyskryminacja z powodu zgodnej z prawem aktywności seksualnej. Prostytutka domaga się teraz 30 tys. dolarów odszkodowania. Jak tak dalej pójdzie, to ci „dyskryminowani” będą się utrzymywać głównie z dyskryminacji.

Co łamie logo

W logo miasta Steubenville w USA w stanie Ohio widniał zarys kaplicy Uniwersytetu Franciszkańskiego. Ale już go nie będzie, bo radni miejscy przestraszyli się Fundacji Wolność od Religii. – Logo jest symbolem tego, że Steubenville jest teokracją i miastem chrześcijańskim, w którym innowiercy i niewierzący nie należą do uprzywilejowanych mieszkańców – powiedziała lokalnej gazecie przedstawicielka organizacji. Uznała ona, że logo łamie konstytucję USA, bo jest sprzeczne z zasadą rozdziału Kościoła od państwa. I tak garstka obsesjonatów wymusiła zmiany dotyczące wszystkich. W Polsce też się takie myślenie zalęgło. Zgodnie z nim „rozdział Kościoła od państwa” będzie zrealizowany, gdy Kościół stanie się w państwie rozdziałem zamkniętym, a uparci katolicy znajdą się na oddziałach zamkniętych.

Księdzem go

Po serii okładek „Newsweeka” z facetami w koloratkach, ilustrującymi degrengoladę Kościoła, przed tygodniem trafił się tam prawdziwy ksiądz – Wojciech Lemański, zestawiony z Szymonem Hołownią, z którym w środku polemizuje. Tym oto sposobem doszło do paradoksu: Hołownia opuścił „Newsweeka” z powodu przegięć w traktowaniu księży, a „Newsweek” na odchodne zaatakował go księdzem. I niech ktoś jeszcze gada, że ksiądz nie jest dobry na wszystko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.