To nie jest stracone pokolenie

GN 35/2012 |

publikacja 30.08.2012 00:15

To nie jest stracone pokolenie – mówi ks. Maciej Kucharzyk, saletyn, w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem.

 Ks. Maciej Kucharzyk od lat organizuje Saletyńskie Spotkania Młodych w Dębowcu archiwum spotkań młodych w dębowcu Ks. Maciej Kucharzyk od lat organizuje Saletyńskie Spotkania Młodych w Dębowcu

Marcin Jakimowicz: Przed kilku laty Josh McDowell powiedział w katowickim Spodku: rośnie ostatnie pokolenie chrześcijan. Przesadził?

ks. Maciej Kucharzyk: – Trochę przesadził. Tak łatwo bym się nie poddał... Myślę, że sporo do powiedzenia ma tu Opatrzność. Nie znamy przecież Bożych zamierzeń... Widzę dokoła sporo znaków nadziei, które jasno pokazują, że to nie jest stracone pokolenie.

W kościołach wielkich miast coraz rzadziej widać gimnazjalistów. Poza przypadkami, gdy przychodzą przed bierzmowaniem po obowiązkową parafkę katechety.

– Na pierwszy rzut oka tak to wygląda. Ale gdy przyjrzymy się bliżej, zobaczymy mnóstwo młodych zaangażowanych w Kościół we wspólnotach i ruchach. Zgadzam się jednak, że jest to czas powalczenia o młodych. Zwłaszcza o gimnazjalistów. Jeśli prześpimy czas tej walki, to obudzimy się w kościołach, w których nie będzie nastolatków. Widzę, że do wspólnoty wracają często ludzie po studiach, już pracujący, ale nie można czekać na te powroty i trzeba już teraz walczyć o gimnazjalistów.

89 proc. młodych chrześcijan w USA twierdzi, że jedynym sposobem na poznanie prawdy jest sprawdzenie, czy „to działa”.

– Pamiętam, jak bardzo dotknęły mnie słowa Emiliana Tardifa, który cytował przesłanie Soboru Watykańskiego II: „Świat nie potrzebuje nauczycieli, ale świadków”. Gdy przeczytałem to zdanie na studiach (prawie 20 lat temu!), wiedziałem, że to będzie motto mojego życia. Mamy dość ludzi, którzy w kółko o czymś nawijają. Czekamy na tych, którzy opowiedzą o tym, co przeżyli.

To niezbyt komfortowa sytuacja dla statystycznego polskiego kapłana. Rzadko „odsłania się” na kazaniach. Powie homilię ale – broń Boże – nie piśnie słówka o swoim doświadczeniu Boga. A potem przychodzą do niego młodzi...

– …mówią pokaż, „jak to działa” i zaczynają się schodki. Myślę, że dziś kapłan to ten, który ściąga zbroję, nadstawia klatę i mówi: „Tu jest moje serce. Zobaczcie, co jest pod tą klatką”. Kapłan, który zmaga się ze swą słabością, zupełnie inaczej podejdzie do sakramentu pojednania. W tym roku na spotkaniu młodych w Dębowcu w czasie dnia pojednania spowiadało ponad 100 kapłanów! To był fenomenalny dzień. Posługiwali przez 5 godzin na łące, pod drzewami, na krawężnikach. To nie były spowiedzi „ze skarbczyka”, „z formułką”. Wielu młodych mówiło mi potem: wreszcie ktoś mnie wysłuchał!

Dokładnie to samo mówili mi kapłani pracujący z młodzieżą. Opowiadali: za maskami luzu czy ironii, za nacinanymi żyletkami rękami kryje się jeden wielki krzyk: wysłuchaj mnie!

– Wiem dobrze, o czym mówisz. Kiedyś późnym wieczorem dostałem krótkiego SMS-a: „Moja poduszka jest ciężka od łez. Jest to mój jedyny przyjaciel. Jedynie ona zna moje zdanie. Nikt mnie nie słucha, nikt na mnie nie patrzy, oceniają mnie jedynie na podstawie ocen, jakie przynoszę”.

Pisał facet czy dziewczyna?

– Dziewczyna. Takich głosów słyszałem sporo. Świat wtłacza młodych w swe ramy. Muszą być wyluzowani, uśmiechnięci na totalnym chilloucie. Wracają do domów, gdzie nikt ich nie widzi i nie muszą już udawać. Pokazują prawdziwe oblicze. Krzyczą: „Wysłuchaj mnie!”, bo w wirtualnym świecie nie ma na to czasu. Wszyscy czytają krótkie notki. W świecie komórek obowiązuje język skrótów. Czasami czytając SMS-y od młodych mam wrażenie, że czytam grepsy z więzienia (śmiech). A potem ci sami młodzi ludzie spotykają kapłana i okazuje się, że chcą się wygadać. Nie ma dla nich tematów tabu. Oni często zawstydzają swymi pytaniami naszych prelegentów. Mówią z głębi serca, bez obciachu. Podziwiam ich odwagę i otwartość.

„To musi być spotkanie dla młodych, a nie odgórnie sterowana impreza zorganizowana przez ludzi w koloratkach. Kiedy przygotowywałem tak spotkanie, zauważyłem jedno: mijamy się. My spacerowaliśmy sobie po trzecim piętrze duchowości, a oni potrzebowali mleczka” – opowiada Ksiądz o Dębowcu.

– To prawda. Po każdym spotkaniu wysypujemy z koszów listy młodych ludzi zebrane na poprzednich rekolekcjach i czytamy ich sugestie i opinie. To nie może być spotkanie przygotowane przy biurku przez księży. Taka impreza nie wypali.

Tyle że trzeba pokornie zejść do poziomu gimnazjalisty...

– Jako kapłan z 16-letnim stażem wiem, że musimy wsłuchać się w to, co mówią młodzi, wykorzystywać ich talenty i potencjał. Musimy realizować ich pomysły. Są one zazwyczaj szalone, trochę – jak to się mówi – „strzelił, a nie nabił”, ale nie można od razu kasować tej spontaniczności. Wiem jedno: jeśli młodzi zobaczą, że wykorzystamy ich własne pomysły, że kapłan, siostra zakonna, katecheta są kimś, kto im towarzyszy, a nie jest tylko mądralą życiowym, który kasuje ich na starcie udzielając złotych porad w stylu „jak ja byłem w twoim wieku...”, to zaufają ci i wejdą w to, co robisz na maksa, na 100 procent. Na spotkaniach w Dębowcu dokonuje się duchowy detoks. Odtrucie, oczyszczenie organizmu z toksyn. Myślę, że dziś duch jest bardzo zatruty.

Wszystko jest względne? Prawdopodobnie jest jeden Bóg, który prawdopodobnie jest sędzią sprawiedliwym – recytują jak z nut młodzi, sącząc prawdopodobnie najlepsze piwo na świecie?

– Jest jeszcze coś. To pokolenie gadżetu. Oni mają w kieszeniach po dwa telefony, nieustannie siedzą w internecie, na uszach mają słuchawki, w dłoniach pilota...

Nie przyjeżdżają zagubieni? Na co dzień są bombardowani tysiącem często sprzecznych z sobą informacji. Wpaja im się, że wszystko zależy od punktu widzenia, nie istnieje ponadczasowa prawda...

– Przyjeżdżają zagubieni, poszukujący. Przez sześć dni żyją bez telewizji, internetu. I dostrzegają że ten wirtualny świat z muzyką wpiętą w uszy nie jest prawdziwy. To nie jest real. Tu zderzają się z prawdziwym życiem. Przecież oni na spotkaniach w grupach opowiadają takie rzeczy, że głowa boli... „Ojciec pije” – opowiada jedna z dziewczyn i mówi rozgoryczona, że rodzina jest na zakręcie. A siedząca obok niej cichutko koleżanka dopowiada: „Gdyby mi ktoś głowę odkręcił i dał tej dziewczynie, powiedziałabym to samo”. Po spotkaniu zaczęły rozmawiać: „Masz te same problemy co ja. Mieszkamy 500 kilometrów od siebie, a ja wreszcie znalazłam siostrę!”. Dla mnie takie spotkania to odtrutka na to, co proponuje wirtualny świat. Staramy się dać młodym nadzieję, że ich świat może wyglądać inaczej. Bardzo poruszają mnie ich świadectwa. Nagrywamy je po spotkaniach. Opowiadają o tym, co przeżyli. Przyjechał po młodą dziewczynę ojciec. Musiał ją wziąć wprost z koncertu Tymoteusza, bo wyjeżdżali razem na wakacje. Człowiek nie zaglądał do kościoła od ponad dziesięciu lat. Po kilku dniach, już znad morza dziewczyna pisze do mnie: „Tato przez całą drogę męczył mnie pytaniami. Był zdumiony tym, co zobaczył. Prosił, bym opowiedziała o tym, co przeżyłam. Mówił, że zobaczył inne oblicze Kościoła. Ja takiego Kościoła nie znałem – opowiadał poruszony”.

„Nie wierzę w nawrócenia pod wpływem rozmyślań. Nawrócenia są tylko na siłę, z przymusu – twierdzi o. Wojciech Ziółek. – Jak masz nóż na gardle to trudno pokręcić głową i powiedzieć »Nie«, bo sam sobie poderżniesz gardło”. I tu zaczyna się problem. Niewielu młodych ma nóż na gardle.

– To prawda. Choć tak naprawdę nie wiemy, jakie problemy przywożą. Bardzo często spotykam młodych wyluzowanych, rozrywkowych, zatopionych kompletnie w tym świecie, trwających w wiecznym tańcu. Tyle że ta ich rozrywkowość i taniec nikną, gdy wyłączy się prąd. Pytam: „Czy jesteś taki radosny, gdy muzyka przestaje grać i zostajesz w ciszy?”. Okazuje się, że nie. Widzę od lat, że gdy pokaże się im zabawę bez używek, szaleństwo przy muzyce chrześcijan, gdy zobaczą, że taniec nie musi być wyuzdany jak na większości teledysków, ale piękny, czysty z szacunkiem dla drugiej osoby, to młodzi to „kupują”. Dla wielu z nich nieprawdopodobnym przeżyciem był tegoroczny koncert Love Story. Na scenie ich rówieśniczka Magda Frączek śpiewała o czystości. Padały mocne teksty o wierności, dziewictwie, szacunku do siebie. Magda była dla tych młodych znakiem.

Zanim ks. Rafał Jaroszewicz zaangażował młodych do wysłania SMS-ów z biblijnymi cytatami, poprosili go o… billing. „OK, jest ksiądz czysty, nie ma żadnej prywaty” – ocenili. Myślę, że kilkanaście lat temu oazowicze nie ośmieliliby się tak sprawdzać kapłana. Czuje się Ksiądz kontrolowany?

– Weszliśmy w świat, który żąda potwierdzenia tego, co się mówi. Gdy nowy trener bierze zespół (przerabiamy to intensywnie przez ostatnie lata), spotyka się z reakcją: „Jeżeli nie pokażesz nam szybko wyników, to znaczy, że się nie nadajesz”. Nie dziwę się, że młodzi spytali Rafała o billing. Chcieli zobaczyć, czy to, co mówi, jest prawdą, a nie jakąś ściemą. Zbyt wiele razy zostali już nabrani na różne reklamy, promocje hochsztaplerów, którzy obiecywali im cuda. Gdy widzę, że ktoś promuje hasło, że chce coś zrobić dla młodych, a jednocześnie ma zamiar na nich zarobić, krew mnie zalewa. Młodym trzeba oddać serce. Nie oburzajmy się, że chcą nas – dorosłych – zweryfikować. Może byli już wiele razy oszukani?​

Na pytanie: „Ilu masz przyjaciół?” ankietowani uczniowie odpowiadali: 400, 500. Niektórzy mówili wprost: „Nie mam przyjaciół. Nie jestem zalogowany na Facebooku”. Jak im opowiedzieć o tym, że Jezus jest przyjacielem?

– Nieprzypadkowo nazywam spotkanie w Dębowcu detoksem. Już na jednej z pierwszych konferencji mówimy o tym, że te 500 osób, z którymi „przyjaźnisz się” na Facebooku to jedynie znajomi. Przyjaciół ma się dwóch, trzech. Mówimy młodym: Na ludzkiej przyjaźni możesz się „przejechać”. Z przyjacielem musisz zjeść beczkę soli. Jezusa nie musisz testować. Spójrz na krzyż. To ramiona, które cię zawsze przygarną. Jego dłonie nie są zaciśnięte w pięść, lecz otwarte. Jezus jest przyjacielem ponad ludzkie wyobrażenia. Przypieczętował tę przyjaźń krwią.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.