Syria: Nie widać końca przemocy

Radio Watykańskie/ PAP/ jk

publikacja 28.08.2012 18:35

„Wojenne doniesienia są coraz bardziej przerażające. Nie widać końca przemocy” – piszą łacińscy biskupi w regionach arabskich. Szacuje się, że w ciągu minionych trzech tygodni w Syrii zginęło 4 tys. ludzi.

Syria: Nie widać końca przemocy Pomoc Kościołowi w Potrzebie Syria: 12 tys. osób odciętych od ponad dwóch tygodni od wszelkiej pomocy humanitarnej. Są to mieszkańcy leżącego na pograniczu z Libanem miasteczka Rableh, które otoczone jest szczelnym kordonem, utworzonym przez odziały rządowe i powstańcze.

„Konflikt w Syrii wywołuje coraz większe zatroskanie o przyszłość tego kraju” – czytamy w apelu Konferencji Biskupów Łacińskich w Regionach Arabskich (CELRA), którzy jednoznacznie potępiają wzrost przemocy rozlewającej się także na sąsiednie kraje. Wzywają jednocześnie chrześcijan na całym świecie do modlitwy o to, by wspólnota międzynarodowa była w stanie wypracować porozumienie między syryjskim rządem a opozycją.

Biskupi wyrażają solidarność z cierpiącymi w Syrii chrześcijanami. Przypominają, że wskutek eskalacji przemocy kraj musiał opuścić m.in. melchicki arcybiskup Aleppo Jean-Clément Jeanbart, a jego siedziba została splądrowana. „Wojenne doniesienia są coraz bardziej przerażające. Nie widać końca przemocy” – piszą łacińscy biskupi w regionach arabskich. Wskazują, że w bratobójczych walkach giną tysiące ludzi, inni uciekają za granicę. Miliony Syryjczyków żyją w biedzie, nie wiedząc zupełnie, jaka czeka ich przyszłość.

„Syria zstępuje do piekieł. Dzieje się to w taki sposób, że trudno dostrzec światełko w tunelu” – tymi słowami abp Mario Zenari komentuje dramat tego kraju targanego coraz krwawszym konfliktem. Nuncjusz apostolski w Syrii wyznaje, że sytuacja z każdym dniem się pogarsza.

„Broń powoduje zniszczenia i śmierć. My, jako chrześcijanie musimy użyć innego oręża” – podkreśla abp Zenari, apelując o światową modlitwę w intencji pokoju w Syrii. Znalazło to już oddźwięk m.in. w szczególnie doświadczonym w konflikcie Aleppo, gdzie wieczorami chrześcijanie spotykają się na wspólnym różańcu o pokój. Nuncjusz apostolski przestrzega zarazem zachodnie społeczeństwa, uciekające się do zbytnich uproszczeń, by na to, co się dzieje w Syrii nie patrzeć przez pryzmat konfliktu religijnego.

Co najmniej 200 tys. syryjskich uchodźców schroniło się w Turcji, Libanie, Jordanii i Iraku. Wśród nich jest wielu nieletnich i dzieci pozbawionych opieki. Sytuacja humanitarna zaostrzyła się w ostatnich dniach, kiedy to Syryjczycy na masową skalę zaczęli uciekać z kraju, co było odpowiedzią na eskalację przemocy. Szacuje się, że w ciągu minionych trzech tygodni w Syrii zginęło 4 tys. ludzi.

Podwoiła się liczba Syryjczyków w obozie dla uchodźców w północnej Jordanii, dokąd w ostatnim tygodniu przybyło ponad 10 tysięcy ludzi, niemal tyle samo czeka przy granicy z Turcją na przystosowanie obiektów dla nowych uciekinierów - podały we wtorek agencje.

"Sądzimy, że to może być początek głównego, znacznie większego napływu (Syryjczyków) do Jordanii" - powiedziała na briefingu w Genewie rzeczniczka urzędu Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) Melissa Fleming.

WEJDŹ by pomóc

Według władz tureckich około 10 tysięcy uchodźców syryjskich czeka na możliwość przekroczenia granicy z Turcją, która musi przygotować dla nich nowe obozy. Liczba syryjskich uchodźców w Turcji podwoiła się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy i wzrosła do ok. 80 tysięcy.

Według danych ONZ-u w czterech krajach sąsiadujących z Syrią (Jordania, Irak, Liban, Turcja) zarejestrowano 214 120 Syryjczyków, którzy uciekają przed konfliktem zbrojnym w swym kraju. To więcej niż przewidywał urząd UNHCR, który szacował, że syryjskich uchodźców będzie w tym roku około 185 tysięcy.

Urząd UNHCR przewiduje, że jeśli konflikt w Syrii będzie się pogłębiał, do Turcji może uciec do 200 tysięcy syryjskich uchodźców. Przedstawicielka UNHCR powiedziała, że urząd współdziała z rządem tureckim w sprawie pomocy dla syryjskich uchodźców.

Mówiąc o uchodźcach trzeba pamiętać także o tych, którzy pozostali w Syrii, ale zostali zmuszeni do opuszczenia swych domów. Szacuje się, że mowa jest o 1,2 mln ludzi. Organizacje humanitarne alarmują, że natychmiastowej pomocy potrzebuje, co najmniej drugie tyle Syryjczyków.

Trzeba przypomnieć, że o pomoc apeluje organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie wraz z Caritas Libanu. Na pierwsze wsparcie, gdy chodzi o zapewnienie żywności potrzeba ok. 50 tys. euro”. Chodzi o 12 tys. osób odciętych od ponad dwóch tygodni od wszelkiej pomocy humanitarnej. Są to mieszkańcy leżącego na pograniczu z Libanem miasteczka Rableh, które otoczone jest szczelnym kordonem, utworzonym przez odziały rządowe i powstańcze. Nie wpuszczają one do środka pomocy i strzelają do każdego, kto próbuje uciec. Mimo to cały czas podejmowane są próby dotarcia do oblężonych.

Co  na to wszystko ci, którzy są władni rozwiązać konflikt?

Po serii tajnych spotkań w Berlinie syryjscy opozycjoniści porozumieli się w sprawie planu na okres po upadku reżimu prezydenta Baszara el-Asada - informuje agencja dpa. Nie określono, kiedy i w jakich okolicznościach Asad mógłby stracić władzę.

Powstał dokument zatytułowany po angielsku "The Day After", który we wtorek oficjalnie przedstawiono w Berlinie. Ponad 40 przeciwników Asada, którzy uczestniczyli w jego opracowaniu, postuluje m.in. powołanie w Syrii zgromadzenia konstytucyjnego, utworzenie rządu tymczasowego i likwidację wszystkich tajnych więzień.

WEJDŹ by pomóc

Przeciwnicy reżimu Asada jednoznacznie opowiadają się za poszanowaniem praw człowieka i za demokracją. Podkreślają, że Syria musi przekształcić się z państwa rządzonego przez despotę w państwo prawa.

Plan na okres po zakończeniu władzy obecnego reżimu przewiduje także reformy sił zbrojnych, wymiaru sprawiedliwości i aparatu bezpieczeństwa. Podkreślono, że nowe kierownictwo musi jasno opowiedzieć się za politycznymi zasadami i procedurami, demonstrującymi zerwanie z "autorytarną spuścizną".

Dokument przygotowano podczas sześciu spotkań opozycjonistów syryjskich w Berlinie - ujawnia dpa. W spotkaniach tych uczestniczyli przedstawiciele Narodowej Rady Syryjskiej, a także reprezentanci "różnych obozów politycznych, etnicznych i religijnych". Spotkania utrzymywano w tajemnicy w obawie przed służbami specjalnymi reżimu Asada.

Agencja dpa informuje, że prace syryjskiej opozycji wspierała niemiecka fundacja Nauka i Polityka, zajmująca się problematyką polityki zagranicznej. Wsparcie finansowe zapewniły resorty spraw zagranicznych Szwajcarii i USA oraz dwie niezależne od rządów organizacje z Holandii i Norwegii.

Mieszkający we Francji syryjski krytyk reżimu Asada, politolog Salam Kawakibi podkreśli, że dokument "The Day After" powinien stać się podstawą "otwartej dyskusji z udziałem wszystkich Syryjczyków".

Prezydent Francji wezwał w poniedziałek syryjską opozycję do utworzenia rządu tymczasowego i zapowiedział, że Paryż taki rząd uzna. Hollande wystąpił z tym wezwaniem w dorocznym przemówieniu do ambasadorów Francji. Jego przemówienie jest postrzegane jako nowa presja na reżim prezydenta Baszara el-Asada w czasie, gdy w Syrii następuje eskalacja krwawego konfliktu.

Ponadto media relacjonowały, że w trakcie poniedziałkowego przemówienia Hollande oświadczył też, że użycie przez siły reżimu Asada broni chemicznej przeciwko oponentom uzasadniałoby interwencję militarną w Syrii. W podobnym tonie już tydzień wcześniej wypowiadał się prezydent USA Barack Obama. Zagroził interwencją wojskową w Syrii, jeśli reżim Asada użyje broni chemicznej przeciwko rebeliantom lub nawet jeśli do użycia takiej broni będzie się przygotowywał.

Według nieoficjalnych informacji, także amerykańskiego wywiadu, Syria ma największy na Bliskim Wschodzie arsenał broni chemicznej i biologicznej. CIA szacuje, że Syria dysponuje znaczną ilością chemicznych środków bojowych, w tym gazem musztardowym, powodującym rozległe oparzenia skóry, oraz tabunem i sarinem - gazami działającymi na układ nerwowy człowieka. USA podejrzewają, że przy produkcji tych środków reżimowi w Damaszku pomagał Iran.

WEJDŹ by pomóc

Komentatorzy zwracają jednak uwagę, że syryjska opozycja jest wciąż bardzo podzielona, trudno więc ocenić szanse na utworzenie tymczasowego rządu w najbliższym czasie. Taki krok za przedwczesny z racji zbyt wielkich podziałów w syryjskiej opozycji uznali także przedstawiciele władz amerykańskich, na których powołuje się agencja Associated Press, nie określając ich bliżej.

O zjednoczenie się do syryjskich opozycjonistów, którzy po serii tajnych spotkań w Berlinie porozumieli się w sprawie planu na okres po upadku reżimu prezydenta Baszara el-Asada zaapelował natomiast we wtorek szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle.

"Trzeba, by syryjska opozycja zebrała się pod wspólnym dachem i opowiedziała za demokracją, tolerancją i pluralizmem - podkreślił Westerwelle w oświadczeniu. - Popieramy taką wspólną platformę jako wiarygodną alternatywę dla reżimu Asada".

Westerwelle określił jako ważny wkład w tworzenie nowej Syrii raport przedstawiony we wtorek w Berlinie przez obradującą tam syryjską opozycję.

Z kolei KE zaleciła we wtorek ostrożność w interpretacji poniedziałkowej wypowiedzi prezydenta Francji Francois Hollande'a o ewentualnej interwencji zbrojnej w Syrii. Prezydent zaznaczył, że nie będzie żadnej interwencji bez rezolucji ONZ - powiedział rzecznik KE.

"Odnotowaliśmy przemówienie prezydenta Hollande'a, było bardzo interesujące, ale trzeba być ostrożnym w kwestii tego, co dokładnie powiedział" - oświadczył podczas codziennej konferencji prasowej w Komisji Europejskiej rzecznik szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton, Michael Mann. Dodał, że prezydent Francji "zaznaczył wyraźnie, że nie będzie żadnej militarnej interwencji bez rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ".

W opinii rzecznika, Hollande miał na myśli jedynie, że Francja jest gotowa rozmawiać np. o tureckim pomyśle z marca bieżącego roku w sprawie utworzenia w Syrii tzw. strefy buforowej, czyli strefy bezpieczeństwa dla syryjskich uchodźców. "W kwestii uznania opozycyjnego rządu Syrii, (prezydent) uzależnił je od utworzenia pełnego rządu na uchodźstwie" - powiedział Mann.

Rzecznik podkreślił, że jeśli chodzi o uznanie opozycyjnego rządu Syrii, to UE jako taka nie uznaje rządów, lecz robią to poszczególne kraje unijne. Zapewnił jednak, że kwestia Syrii jest "stale na agendzie UE".

Przewodniczący Narodowej Rady Syryjskiej (głównej grupy opozycyjnej Syrii) Abdel Basset Sida skrytykował we wtorek przedstawicieli amerykańskich władz za wypowiedź, że jest za wcześnie na mówienie o tymczasowym rządzie syryjskim.

Abdel Basset Sida oświadczył, że opozycja czyni "poważne" przygotowania i prowadzi konsultacje, by ogłosić utworzenie rządu przejściowego, lecz przyznał, że nie nastąpi to szybko.

W wywiadzie telefonicznym dla AP Sida powiedział, że amerykańskie komentarze pokazują, że społeczność międzynarodowa nie jest gotowa do podejmowania stanowczych decyzji w kwestii Syrii.

WEJDŹ by pomóc

W sprawie konfliktu wypowiedział się też syryjski minister spraw zagranicznych Walid el-Mu'allim. Oświadczył on w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Independent", że USA są "głównym graczem" w syryjskim konflikcie, które w ten sposób dążą do ograniczenia wpływów Iranu.

Mu'allim oświadczył w wywiadzie opublikowanym we wtorek, że Stanom Zjednoczonym udało się zastraszyć kraje Zatoki Perskiej w sprawie irańskiego arsenału nuklearnego i przekonać je do kupowania broni od USA.

"Sądzimy, że USA są głównym graczem przeciwko Syrii, a pozostali są tylko ich narzędziami" - ocenił minister. Powołał się na raport amerykańskiego ośrodka Brookings Institution, w którym napisano, że "jeśli chce się zapanować nad Iranem, należy zacząć od Damaszku".

Jak ocenił, na początku kryzysu "zachodni wysłannicy" mówili, że "stosunki między Syrią i Iranem, Syrią i Hezbollahem oraz Syrią i Hamasem są kluczowymi czynnikami stojącymi za tym kryzysem". "Nikt nam jednak nie powiedział, dlaczego Syria nie może utrzymywać stosunków z Iranem, podczas gdy większość, jeśli nie wszystkie, krajów Zatoki Perskiej utrzymuje bardzo ważne relacje z tym krajem" - mówił brytyjskiej gazecie szef syryjskiej dyplomacji. Iran jest oskarżany o udzielanie pomocy syryjskiemu reżimowi w rozprawie z rebeliantami walczącymi z siłami Baszara el-Asada.

Mu'allim oskarżył także Stany Zjednoczone o dostarczanie rebeliantom środków łączności, co w istocie oznacza, jego zdaniem, wspieranie terroryzmu. Oświadczył, że "być może 60 proc. przemocy w Syrii pochodzi zagranicy, z Turcji, Kataru i Arabii Saudyjskiej, przy czym Stany Zjednoczone wywierają wpływ na wszystkich pozostałych".

Wyraził też opinię, że dla syryjskiego MSZ kryzys rozpoczął się "uprawnionymi żądaniami" ludności, za którymi poszły "reformy i nawet nowa konstytucja". Po czym pojawiły się "zagraniczne elementy", które wykorzystały te uprawnione żądania, by "przejąć pokojową agendę narodu" - tłumaczył.

Na pytanie o broń chemiczną, Mu'allim zaznaczył, że "nigdy nie zostanie ona użyta przeciwko własnemu narodowi". "Walczymy z uzbrojonymi ugrupowaniami w Aleppo, na przedmieściach Damaszku, a wcześniej w Hims i Idlibie, a to oznacza walki wewnątrz syryjskich miast - co oznacza, że jesteśmy odpowiedzialni za ochronę naszych obywateli" - oznajmił w rozmowie.

Syryjscy rebelianci poinformowali, że w nocy z poniedziałku na wtorek syryjskie myśliwce dokonywały nalotów na przedmieścia Damaszku, w których zginęło co najmniej 60 osób. Według tego źródła co najmniej dwa myśliwce obrały sobie za cel dwie podmiejskie dzielnice. W jednej z nich Wolna Armia Syryjska wcześniej w poniedziałek opanowała blokady drogowe. Obie te dzielnice są ubogie i zamieszkane głównie przez sunnitów, którzy stanowią większość w Syrii i w ruchu opozycji przeciwko Asadowi.

WEJDŹ by pomóc