Wolny nie potrzebuje oklasków

Joanna Kociszewska

Media o Kościele i sprawach okołokościelnych, czyli subiektywny przegląd prasy.

Wolny nie potrzebuje oklasków

W „Rzeczpospolitej” materiał o powołaniach do kapłaństwa. Nie jest gorzej, czyli antyklerykalne akcje nie działają. Mogą co najwyżej opóźniać decyzję, bo młodzi „muszą się zmierzyć z krytyką środowiska kapłańskiego, […] muszą się liczyć z poczuciem wstydu, że dokonali wyboru, który w odczuciu wielu nie jest atrakcyjny”.

Statystyk nie ma co analizować, natomiast fakt, że kapłaństwo nie jest wyborem, do którego młodzi mężczyźni są pchani przez społeczeństwo specjalnie mnie nie martwi. Zdecydowanie lepiej, by do seminarium wstępowali ludzie na tyle wolni, by nie ulegać presji środowiska. Kapłaństwo, podobnie jak życie konsekrowane, wybiera się dla Boga, nie dla większego szacunku społecznego.

Ludzie chorzy i niepełnosprawni w prawach nie różnią się od zdrowych – przypomina poseł PO Jacek Żalek w „Rzeczpospolitej”. „Musimy zachować żelazną konsekwencję” - także wtedy, gdy chodzi o ludzi jeszcze nienarodzonych – dodaje. „Inaczej dotknie nas społeczna paranoja i będziemy zezwalać na nieludzkie regulacje zakorzenione w barbarzyńskiej hipokryzji.”

Całkowita zgoda. Segregacja ludzi ze względu na stan zdrowia jest niedopuszczalna niezależnie od ich wieku.

"Gazeta Wyborcza" naciska na pełnomocnika rządu ds. równego traktowania. W sprawie korekty płci osób transpłciowych, w sprawie ratyfikacji konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i w sprawie „dyskryminacyjnych” podręczników szkolnych. W rozmowie pada kilka stwierdzeń, które warto zauważyć.

Kwestia ubezpłodnienia przed decyzją o zmianie płci metrykalnej. Dziennikarka przypomina, że Rada Europy uznaje wymuszanie interwencji chirurgicznych na osobach transpłciowych za niehumanitarne. Pani pełnomocnik pyta: jeśli ktoś formalnie będzie kobietą, ale fizycznie pozostanie płodnym mężczyzną, to jako kto ma być wpisany w papierach? Jako matka?

To tylko jeden z problemów, które wygeneruje zmiana płci metrykalnej. Dużo prościej jest jej nie zmieniać, dopuszczając tylko możliwość posługiwania się w dokumentach płcią zgodną z dokonaną już zmianą (chirurgiczną/ hormonalną) i zamieszczenia adnotacji na metryce.

Kwestia podręczników, w których „o homoseksualizmie mówi się jako o zboczeniu, o rodzinach niepełnych jako o generujących patologię” (cytat z pytania dziennikarki). Okazuje się, że: ekspert od praw człowieka recenzujący podręczniki jest za drogi, MEN proponuje szkolenia dla recenzentów m.in. z udziałem Kampanii przeciw Homofobii. A Pani pełnomocnik pyta: „Czy na pewno chcemy, by minister mógł ingerować w treści podręczników, podważać opinie rzeczoznawców? Może prawo do podważania opinii rzeczoznawców w zakresie przestrzegania praw człowieka powinien mieć ktoś inny niż minister edukacji?” W domyśle: nie polityk? PAN, RPO, RPD?

Cały konglomerat problemów. Po pierwsze, dziecko potrzebuje pełnej rodziny złożonej z ojca i matki, kobiety i mężczyzny. Dzieci z rodzin niepełnych są w sytuacji trudniejszej i są bardziej zagrożone patologią. Taka jest prawda. Nazywanie jej dyskryminacją jest nieuczciwe. Po drugie: skoro szkolenia mają prowadzić przedstawiciele jednej strony, może powinno się zaprosić także przedstawicieli np. głównych religii? Chrześcijan, żydów, muzułmanów? I w końcu, niebagatelne pytanie które wypada tylko powtórzyć bez komentarza: czy naprawdę to politycy mają decydować o kształcie podręczników? Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech się zastanowi, czy zgadza się, by decydowali o nich politycy każdej partii?

Uchwała katolikom niepotrzebna – pisze Katarzyna Wiśniewska. Chodzi o uchwałę, która stwierdza, że katolicy mają prawo głosu w debacie publicznej. Tak duchowni, jak świeccy.

Cóż... Nic o tym nie wiem, by przynależność do Kościoła katolickiego pozbawiała mnie praw publicznych i ludzkich. O ile wiem, mam takie same prawa jak każdy człowiek i obywatel państwa polskiego. Supozycja, że potrzebuję dla wypowiadania się czyjejś zgody jest wręcz obraźliwa.

O. Tomasz Dostatni OP martwi się z kolei o spustoszenie w umysłach i duchowe, jakiego dokona marsz „Obudź się Polsko”. To niebezpieczne podpalanie Polski – pisze. „Apeluje się do stowarzyszeń i ruchów katolickich o włączanie się w organizację marszu. […] Kościół, poprzez swoje ruchy i media oraz środowiska z nim związane bardziej lub mniej formalnie jest wciągany instrumentalnie i świadomie w działalność czysto polityczną” – czytam w felietonie.

Nie da się ukryć, że podejmowane są próby wciągania Kościoła w rozgrywki polityczne. Zgadzam się, że Kościół (instytucja) ma prawo oceniać inicjatywy i programy, ale nie powinien popierać żadnego ugrupowania politycznego. Dotyczy to także mediów kościelnych. Ale nie oznacza to, że katolicy mają być apolityczni czy że nie powinni wypowiadać się publicznie w formie demonstracji.

Nie zachęcam i nie zniechęcam. Każdy ma swój rozum i swoje sumienie i jest władny sam podjąć decyzję o uczestnictwie w marszu lub nie. Jedno wydaje mi się pewne: nie ma powodu do alarmu. Spokojnie, to tylko normalność.