Melak: Kopacz zabroniła otwierania trumien

Wojciech Teister

publikacja 27.09.2012 15:40

- Jeszcze w Moskwie minister Kopacz powiedziała nam kategorycznie, że po powrocie do Polski trumny pod żadnym pozorem nie będą mogły być otwierane. Zapewniła przy tym, że w sekcjach dokonanych w Rosji biorą udział polscy prokuratorzy i lekarze. Uwierzyliśmy wtedy, że mamy wsparcie najwyższych polskich władz. – mówi dla serwisu Gosc.pl Andrzej Melak, którego brat zginął w katastrofie smoleńskiej.

Melak: Kopacz zabroniła otwierania trumien Chancellery of the President of the Republic of Poland / CC 1.0 Rodziny ofiar zaprzeczają temu, co mówi Ewa Kopacz

- Ministrowie Kopacz i Arabski byli w tym czasie najwyższymi przedstawicielami władz obecnymi w Moskwie – dodaje. – My, bliscy ofiar, byliśmy w wielkim szoku. To zrozumiałe, że w traumie zaufaliśmy słowom minister. Takie wsparcie było nam potrzebne. Niestety zawiedliśmy się na nich.

Melak nie kryje swojego oburzenia tym, że prokuratura nie zareagowała w żaden sposób:

- Wszyscy bliscy ofiar byli w szoku. Ale prokuratorzy, minister, urzędnicy? Oni nie mogą zasłaniać się traumą. Powinni zlecić ponowne otwarcie trumien i wykonanie w Polsce sekcji zwłok. Takie czynności były potrzebne, aby wyjaśnić zdarzenie, były potrzebne w celach procesowych. Prokurator musi działać trzeźwo. Emocje go nie usprawiedliwiają. My – rodziny ofiar – mogliśmy uwierzyć pani Kopacz, ale prokuratura nie miała takiego prawa. Prokuratura jest od tego, żeby badać fakty, a nie wierzyć na słowo.

Po ekshumacji ciała znajdującego się w grobie Anny Walentynowicz, 25 września prokuratura ogłosiła, że znajdujące się w trumnie ciało nie należy do legendarnej działaczki solidarności. Prokuratura już zapowiedziała kolejne cztery ekshumacje. Marszałek Ewa Kopacz podczas konferencji prasowej 26 września, pytana, czy przekazywała w Rosji rodzinom ofiar informację o zakazie otwierania trumien, odpowiedziała: "Wręcz przeciwnie, jedyną rzeczą, o której informowałam to taka, żeby się nie spieszyli, stąd m.in. 21 ciał, które przyjechały po rozpoznaniu genetycznym, a nie po rozpoznaniu przez osoby, które tam były".