Problemy nieistniejące

Franciszek Kucharczak

GN 42/2012 |

publikacja 18.10.2012 00:15

Ludziom będzie w Kościele niewygodnie, dopóki nie uklękną

Problemy nieistniejące

Na synodzie biskupów w Rzymie wśród wielu głosów pojawił się postulat, żeby jakimiś mocnymi gestami podkreślić ważną rolę kobiet w Kościele. Prymas Belgii stwierdził, że dwie trzecie aktywnych członków Kościoła to właśnie kobiety, a one czują się w Kościele dyskryminowane. Że trzeba im wyjaśnić, dlaczego nie święci się ich na kapłanów.

Tylko po co wyjaśniać to, co zrozumiałe i zaradzać temu, co nie jest problemem? Gdyby się kobietom w Kościele nie podobało, to by nie stanowiły większości wiernych. To już bardziej brak mężczyzn w Kościele powinien wzbudzić pytanie o przyczyny tego stanu. Może czują się za mało dyskryminowani?

Kobiety wcale nie pchają się do kapłaństwa i nie trzeba im tego wyjaśniać. Pchają się feministki (najchętniej niewierzące), ale to absolutny margines. To zazwyczaj osoby przekonane, że zmiana sytuacji sprawia zmianę człowieka. Wydaje im się, że w człowieka wstąpi pokój, gdy sobie przemebluje pokój. Nawet Kościół chcą obstawić parytetami, rozdzielić równo posługi i – po prostu – mieć dostęp do władzy.

Nie ma to nic wspólnego z duchem Chrystusa. Nikt nie ma prawa do żadnych posług w Kościele. Faceci też. Jezus wybrał do kapłaństwa tych, których sam chciał, a chciał mężczyzn. Ale przecież też nie wszystkich. To On decyduje. Bóg wybrał na matkę swojego Syna tylko jedną osobę – a była to kobieta. Czy to nie dyskryminacja mężczyzn? I w ogóle całej ludzkości poza tą jedną kobietą? Czemu nie było castingu, przetargu jakiegoś?

Krzykliwość bardzo nielicznej grupy ludzi i ich medialna przepustowość nie powinna skłaniać nikogo w Kościele do czynienia im „awansów”. Zanim komuś przyjdzie do głowy wierzyć telewizji, niech zrobi prywatny test w swoim otoczeniu. Niech popyta swoich ciotek, kuzynek, sąsiadek i innych pań, czy chcą być księżmi. To się dowie, że – poza wyjątkami – nie chcą. Bo na szczęście świat wciąż jeszcze obraca się w jedną, konkretną stronę i kobiety wciąż w większości są kobietami, zaś mężczyźni zasadniczo są jeszcze mężczyznami.

Jazgot świata, który bez Boga nie potrafi sobie znaleźć miejsca, nie powinien wpływać na decyzje ludzi Kościoła. I co z tego, że ktoś ma ochotę chodzić w Kościele w nie swoich butach? Nie tędy prowadzą ścieżki wiary. Jeszcze nigdy duchowa odnowa nie przyszła drogą nadskakiwania oderwanym od Chrystusa upodobaniom jakiejś grupy ludzi. Bo to właśnie takie jest: oderwane od Chrystusa. Nie ma tam pytania: „Co, Jezu, chcesz, abym czynił?”. Tam jest nasilający się krzyk: „Rób to, czego sobie życzę!”. Tam jest walka o władzę, o urzędy, tam jest robienie kariery, promocja siebie.

Kościół odnawia się nie przez ustępowanie ludzkim zachciankom, tylko przez nową gorliwość w realizowaniu woli Bożej. Ona jest wyraźnie określona w Tradycji Kościoła i w Piśmie Świętym. Trzeba zaufać słowu Bożemu, a nie ludzkiemu gadaniu. A jakie jest słowo Boże? No właśnie – to może trzeba wstać pół godziny wcześniej i codziennie się na nim skupić?

Premier pacyfista

Statystycznie każdego dnia zgodnie z prawem okrutnie zabija się w Polsce dwoje chorych dzieci. Starania o zmianę tego stanu podjęli posłowie Solidarnej Polski. O dziwo, projekt ustawy nie został odrzucony. Było to możliwe, bo 40 posłów PO zagłosowało inaczej, niż chciał ich pryncypał. Premier pozwala w takich sprawach głosować zgodnie z sumieniem, ale nie radzi. Co prawda tym razem nie było dyscypliny klubowej przeciw życiu (jak była pół roku temu), jednak po głosowaniu Tusk się wściekł i powiedział, że zakaz mordowania dzieci chorych „naraża Polaków na wojnę aborcyjną. To jest dla mnie nie do zaakceptowania. Dlatego oczekuję od posłów Platformy, aby ten ewidentny – moim zdaniem – błąd naprawili i to w trybie tak szybkim, jak to jest możliwe” – domagał się. Patrzcie państwo, jaki ten nasz premier pokojowy człowiek: wojny się boi. Nawet takiej, w której się ludzi nie zabija, tylko ratuje.

Zmienił im poglądy

Posłowie PO, którzy głosowali za życiem, postraszeni przez pryncypała, jęli gremialnie „zmieniać poglądy”. Wśród nich znalazł się i poseł Godson. Napisał tak: „Oświadczam, iż wycofuję się z dalszego popierania zmiany w obowiązującym prawie aborcyjnym. Dotychczas popierałem dyskusje nad zmianą, gdyż uważam, że powinno się dać szanse urodzić się i żyć dzieciom niepełnosprawnym. (...) Dyskusja ta jednak przerodziła się w walkę światopoglądową. Wykorzystywanie tak delikatnej sprawy, jaką jest życie dziecka w walce politycznej jest niegodziwe i cyniczne. Uważam to za szkodliwe zwłaszcza w dobie kryzysu, kiedy powinnyśmy skupiać na rozwiązywaniu istotnych problemów społecznych i gospodarczych”, bla, bla, bla. Panie Godson – a na czym to polega, że „dyskusja przerodziła się w walkę”? Skrzyczał pana ktoś? Sponiewierał? Zgadnijmy: Donald Tusk? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.