Zrozum? Raczej przeżyj

Andrzej Macura

Nie chcę się mądrzyć. Po prostu dzielę się spostrzeżeniami bardziej doświadczonych.

Zrozum? Raczej przeżyj

No i znowu będzie materiał na komentarz – powiedział z  uśmiechem jeden z księży, gdy po coniedzielnym spotkaniu na probostwie kapłanów i szafarzy Komunii – często toczymy wtedy całkiem ciekawe rozmowy na tematy ogólnokościelne – wychodziliśmy już na mszę. Zaskoczony uwagę tylko się uśmiechnąłem i bąknąłem, że moja kolej dopiero za tydzień, a że pamięć mam dobrą lecz krótką, do tego czasu na pewno zapomnę. Temat powrócił jednak na kolędzie w rozmowie z innym wikarym (tak tak, w naszej parafii już się rozpoczęła, a ministranci swoimi okołomutacyjnymi głosami pięknie śpiewali, że „Chrystus Królem, Chrystus Panem"). Gdy więc nasz niedzielny komentator zawiadomił, że wypełnia ważną misję odgrywania świętego Mikołaja dla polskich dzieci w Rzymie i niczego nie da rady napisać, pomyślałem sobie, że może być w tym palec Boży. Nieładnie byłoby się wymawiać.

O czym powinienem napisać? Otóż podczas rozmowy dotyczącej sposobu na rozbudzenie i umocnienie wiary w parafianach jeden z księży zwrócił uwagę na wartość... przeżyć. Nie ma w tym niczego nowego. Od dawna wiadomo, że przeżycia potrafią mocniej ukształtować ludzkie postawy, niż najmądrzejsze kazanie. To dlatego np. staramy się pięknie sprawować liturgię, podczas modlitwy śpiewać pieśni podnoszące ducha, organizujemy nabożeństwa z indywidualnym błogosławieniem każdego Najświętszym Sakramentem, wybieramy się piesze pielgrzymki i tak dalej. Sam mógłbym wskazać całkiem sporo takich wydarzeń w swoim młodzieńczym życiu, bo na oazie, która w dużej mierze mnie ukształtowała, takich nabożeństw i „przeżyciowych katechez” nie brakowało. Tymczasem można jednak odnieść wrażenie, że ten element oddziaływania trochę poszedł w zapomnienie.

Podejrzewam nawet dlaczego. Kojarzy się to z graniem na uczuciach, a więc manipulacją. Poza tym wiadomo, że uczucia to rzecz zmienna i tak zbudzonej wierze brakuje korzenia więc szybko usycha. Jestem jednak przekonany, że chcąc pomóc Bożej łasce w budzeniu wiary i w umacnianiu jej mimo wszystko nie powinniśmy całkiem od takich spraw stronić. Bo nie jest manipulacją, gdy to, co wiadomo w teorii, przekazuje się też drugiemu za pomocą znaków. Same mądrości i najbardziej błyskotliwe argumenty, to za mało. Świeca trzymana w ręku podczas odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, zwykle podejście podczas nabożeństwa do chrzcielnicy i zanurzenie w niej ręki którą potem zrobi się znak krzyża, czy związanie stułą rąk małżonków odnawiających przyrzeczenia małżeńskie potrafią zerwać łuski z oczu. To, co się niby wie, prawdy, które się usłyszało, ale które nigdy nie dotarły z głowy do serca,  stają się w takich chwilach moimi prawdami.

Jako zaangażowany w „duszpasterstwo internetowe” – chyba się nie pomylę, gdy powiem, że całkowicie pozbawione możliwości dostarczania przeżyć – nie mogę oczywiście specjalnie się mądrzyć i oburzać na nieumiejętność innych. Dlatego tylko zwyczajnie się dzielę spostrzeżeniem naszego wikarego i własnym doświadczeniem.  Naprawdę, spotykanie się z ludźmi, słuchanie ich, traktowanie ich jako osoby a nie element tłumu mogą bardzo wiele.