Otrzeźwienie przychodzi za późno

Andrzej Macura

Wiara powinna kształtować ludzkie życie. Niedobrze, gdy staje się narzędziem dla postawienia na swoim.

Otrzeźwienie przychodzi za późno

Czy katolicy i luteranie będą wspólnie obchodzić 500 lecie reformacji w 2017 roku? Rozmowy na ten temat toczą się w Niemczech. Katolicy uważają, że świętowanie rozbicia Kościoła to pomysł – delikatnie mówiąc – niezbyt szczęśliwy. Proponują raczej wspólne nabożeństwo pokutne. Ewangelicy – okazuje się – nie mówią nie. Przewodniczący Rady Ewangelickiego Kościoła w Niemczech (EKD) Nikolaus Schneider próbuje niechęć katolików przełamać i zauważa, że reformacja była próbą zwrócenia Kościoła ku Chrystusowi, a to już na pewno świętować można. Problem jednak w tym, że z perspektywy Kościoła katolickiego była to próba nieudana. To znaczy taka, która przyniosła więcej szkody niż pożytku. Czy jest tu jeszcze miejsce na jakieś kompromisowe rozwiązanie?

Nie wiem. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że reformacja była odpowiedzią na całkiem spore nieporządki w Kościele. Naprawił je dopiero Sobór Trydencki i wprowadzone po nim reformy. Ale wtedy było już – niestety – za późno. Podział był już faktem. I marna pociecha w tym, że do dziś protestanci są dla katolików przypomnieniem potrzeby zwracania się ku Słowu Bożemu, zaufania Bożej łaskawości czy większej prostoty w relacjach między hierarchią i wiernymi. Niestety, brak jedności postawił pod wielkim znakiem zapytania świadectwo, jakie chrześcijanie powinni dawać światu.

A jako że historia jest nauczycielka życia tę bolesną sprawę odnoszę też do naszych dzisiejszych podziałów w społeczeństwie i Kościele. Czy trzeba przypominać, że raz wykopane doły bardzo trudno zasypać? Czy naprawdę musimy hołdować ekstremizmom i w czambuł potępiać wszystko, co nie jest idealnie po naszej myśli?

Ot, przykład z dzisiaj. Awantura o krzyż na Rysach. Ktoś postawił go nie pytając nikogo o zgodę. TPN, przy poparciu kustosza sanktuarium na Wiktorówkach o. Marcina Dąbkowicza zdemontował go i przeniosł właśnie tam.  „Był poświęcony!” grzmi „Gazeta Polska Codziennie” dopatrując się w czynie profanacji. „Chcemy by błogosławił Polsce” – twierdzą ci, którzy tam go postawili. „Jako duszpasterz słucham głosu swoich wiernych, dlatego poświęcę każdy krzyż i w każdym miejscu, w którym zechcą go postawić" – twierdzi anonimowy kapłan, który krzyż poświęcił.

Czy naprawdę krzyż można stawiać i zaraz poświęcać wszędzie, nie pytając o zgodę właściciela terenu? Czy chrześcijaninowi godzi się w takich sprawach stawiać na swoim bez liczenia się z innymi, przecież też mającymi dobre intencje ludźmi?

Bardzo to wszystko smutne. Pokazuje – podobnie jak historia reformacji – że dla postawienia na swoim potrafimy użyć nawet wiary i jej świętości. Dokąd to nas zaprowadzi?