Trzeba pamiętać o poległych

PAP |

publikacja 16.12.2012 22:49

O konieczności czczenia pamięci robotników, którzy zginęli w grudniu 1970 roku, mówił metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź w niedzielę podczas mszy św. w kościele św. Brygidy w Gdańsku.

Trzeba pamiętać o poległych Adam Warżawa/PAP Były prezydent RP, Lech Wałęsa (drugi z prawej) i jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej, Jerzy Borowczak (z prawej), złożyli kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku, z okazji 42. rocznicy Grudnia '70.

"W 42. rocznicę Grudnia nie dość przypominania o tych wszystkich, którzy życie oddali, aby Polska żyła. Trzeba wciąż czynić serca wrażliwymi i na pamięć o tych, co polegli, i na pamięć o tych, co żyją" - mówił abp Głódź.

Wspominając zdarzenia z 1970 r. ale też Solidarność, która powstała później, Głódź zaznaczył, że siła tego ruchu polegała na tym, że jego uczestnicy działali razem, "nie wygrywając jednych przeciwko drugim". "A dzisiaj? Czy to nie obraz naszego czasu, kondycji moralnej politycznych elit, których członkowie jakże często zapominają, że ich początek był w ruchu Solidarność. Każdy po swojemu się licytuje, nie wychodzą ze studia telewizyjnego dniami i nocami" - mówił metropolita, dodając, że "ta licytacja przypomina nawet nie bazar, ale targowisko".

Metropolita dodał, że więź między obywatelem a państwem "jest potargana i trzeba ją scalić". "I potrzebny jest głos i Kościoła i Solidarności, bo inaczej dialogu się nie zbuduje" - mówił.

Po mszy kilkuset jej uczestników, w tym abp Głódź, szef Solidarności Piotr Duda i przedstawiciele władz lokalnych, w tym prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, przemaszerowali ulicami miasta pod Pomnik Poległych Stoczniowców, gdzie odbyła się kolejna część gdańskich uroczystości.

Pod pomnikiem, gdzie zebrało się około 400 osób, odbył się apel pamięci ku czci zabitych w grudniu 1970 r., odmówiono modlitwę, złożono wieńce i zapalono znicze. Głos zabrał Duda, który przypomniał, że przedstawiciele Solidarności zjawiają się pod pomnikiem co roku "z potrzeby serca".

"Dziękujmy za to, że nasi bohaterowie, nie bacząc na zdrowie, a - jak widać z historii - i życie, wyszli na ulice, zastrajkowali za tym, byśmy mogli nie tylko żyć w wolnym kraju, ale aby godność człowieka, godność pracownika w Polsce była na jak najwyższym poziomie" - mówił Duda, dodając, że wolność powinna wiązać się też z zapewnieniem bezpieczeństwa socjalnego. "A z tym niestety w naszym kraju jest coraz gorzej" - dodał Duda.

Przypomniał, że w 1970 r. robotnicy walczyli o to, by "za ciężką pracę można było utrzymać siebie i rodzinę". "Dzisiaj mówimy tylko o samej wolności, a dla nas jest ważne, aby dbać też o te inne sprawy" - powiedział przewodniczący związku, krytykując rząd za brak starań o zapewnienie Polakom bezpieczeństwa socjalnego.

Adamowicz przypomniał pod pomnikiem, że tuż obok niego buduje się Europejskie Centrum Solidarności, którego działalność ma służyć m.in. upamiętnieniu wydarzeń związanych zarówno z Grudniem'70, jak i Sierpniem'80.

Wbrew prośbie metropolity gdańskiego, który w czasie nabożeństwa zwrócił się do wiernych o zachowanie powagi i szacunku pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców, przemówieniu Adamowicza towarzyszyło buczenie, gwizdy i okrzyki wznoszone przez część obecnych.

Jeszcze przed mszą w kościele św. Brygidy przedstawiciele Solidarności, lokalnych władz oraz mieszkańcy zapalili znicze pod tablicą upamiętniającą Ofiary Grudnia'70, znajdującą się na budynku, gdzie niegdyś miał swoją siedzibę Komitet Wojewódzki PZPR w Gdańsku; dziś mieści się tam prokuratura okręgowa.

Kwiaty i znicze złożono też na skwerze naprzeciwko budynku LOT-u, oddając w ten sposób hołd Antoniemu Browarczykowi - pierwszej śmiertelnej ofierze stanu wojennego w Gdańsku. 17 grudnia 1981 roku został on zastrzelony w tym miejscu przez MO podczas demonstracji związanej z rocznicą Grudnia'70.

Przed południem kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców złożył także b. prezydent Lech Wałęsa, któremu towarzyszyli członkowie niedawno reaktywowanego Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców.

W grudniu 1970 r., w proteście przeciw podwyżkom cen wprowadzonym przez władze PRL, przez Wybrzeże przetoczyła się fala strajków i demonstracji. W Gdańsku i Szczecinie protestujący podpalili gmachy Komitetów Wojewódzkich PZPR. Aby stłumić protesty władze zezwoliły milicji i wojsku na użycie broni. Według oficjalnych danych w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od kul milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.