Aż do końca

Andrzej Macura

Czyli o czym w tym roku nie napisali biskupi.

Aż do końca

Przed nami szli kursanci. By im nie przeszkadzać zatrzymałem się kawałek poniżej nich. Zarzuciłem pętlę na maleńką turniczkę, a w znajdują się obok niej szczelinę wrzuciłem kostkę. Stanowisko gotowe. Andrzej, tego dnia mój partner od liny, niebawem wyłonił się z czeluści. A jako że kursanci męczyli się na zamykającej w tym miejscu komin przewieszce, z nudów zaczął przymierzać się do okolicznych ścianek. Chwycił też za ową turniczkę. Zaparł się i mocno pociągnął.

I wtedy coś stęknęło. Głaz, który wydawał mi się mocno zakleszczony wśród innych okazał się z leksza ruchomy. Nie sprawdzaliśmy jak bardzo. W jednej chwili okazało się, że bezpieczne stanowisko właściwie przed niczym nas nie ochroni. Szybko urządziliśmy wszystko na nowo. Ale Andrzej był wściekły. „Mogłeś nas pozabijać”. Ano przy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności mogłem. Co miałem powiedzieć? Kłótnia nie miała sensu. Obrażenie się na siebie tym bardziej. Musieliśmy tę drogę skończyć razem. Innego wyjścia nie było. I zanim skończyliśmy pretensje poszły w niepamięć. Trudno, stało się, mamy nauczkę.

Co by było, gdybyśmy tych kilkadziesiąt metrów niżej mieli możliwość powiedzenia sobie „do widzenia”?

Myślę że ta historia jest dobrą ilustracją dla plagi rozwodów, która coraz bardziej dotyka nasze rodziny. Do rozwodów dochodzi, bo... małżonkowie dopuszczają możliwość rozejścia się. Gdyby zakładali, że taka możliwość nie istnieje, musieliby się jakoś dogadywać. Szukać kompromisu nawet wtedy, gdy wydaje się on niemożliwy, bo mąż/żona wydają się skrajnie nieodpowiedzialnymi i zapatrzonymi w siebie egoistami. Niestety, przykład tych, którzy już się rozwiedli i łatwość, z jaką nieraz sądy w takich sprawach orzekają sprawia, że rozwód stał się wygodną alternatywą dla szukania porozumienia i odbudowywania zruinowanej doświadczeniami miłości. Zwłaszcza gdy ma się pomysł na dalsze życie.

Nie twierdzę, że każde małżeństwo na każdym etapie rozkładu miłości da się uratować. Ale myślę, że to całe gadanie o niezgodności charakterów, o niedopasowaniu się małżonków  to zwyczajne dyrdymały. Kiedy się chce, zawsze się można z drugim człowiekiem dogadać. Zwłaszcza że małżeństwa nie zawiera się drogą losowania kandydatów, ale przez świadomy i dobrowolny wybór kogoś, kogo się – przynajmniej na tym etapie znajomości – kocha.

W dzień, w którym wspominamy Świętą Rodzinę z Nazaretu życzę wszystkim małżonkom odwagi. By chcieli być razem mimo nie zawsze łatwych sytuacji. We wspólnym życiu bywają chwile trudne. Jak podczas górskiej wspinaczki. Ale jaki sens ma rezygnować z tego powodu z tak ekscytującego i pięknego zmierzania razem do kresu życia?