Biedroń przed sądem

PAP |

publikacja 08.01.2013 14:11

We wtorek ruszył proces Roberta Biedronia, oskarżonego o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta podczas zatrzymania go 11 listopada 2010 r. Posłowi Ruchu Palikota grozi do 3 lat więzienia; nie przyznaje się do zarzutu.

Biedroń przed sądem PAP/Tomasz Gzell Robert Biedroń na sali rozpraw.

Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście Biedroń oświadczył, że nie uderzył policjanta, a zarzut "jest kuriozalny". Dodał, że to on sam został pobity podczas zatrzymania przez policję, która naruszyła wiele procedur. Policjant Tomasz B. podtrzymał przed sądem, że został uderzony w twarz przez Biedronia.

Chodzi o zamieszki podczas demonstracji narodowców w dniu Święta Niepodległości w Warszawie 2010 r. Biedroń - według policji - był wśród osób, które rzucały kamieniami i racami w stronę marszu narodowców. Policja próbowała nie dopuścić do konfrontacji. Z zeznań policjantów wynika, że Biedroń chwycił jednego z nich, Tomasza B., i próbował mu wyrwać pałkę, a potem uderzył go w twarz.

W 2011 r. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście skierowała do sądu akt oskarżenia. Czyn zarzucany Biedroniowi zagrożony jest karą grzywny, karą ograniczenia wolności lub do 3 lat pozbawienia wolności. Sąd może odstąpić od kary, jeśli czyn wywołało "niewłaściwe zachowanie funkcjonariusza".

Prokurator nie stawił się w sądzie. Akt oskarżenia odczytała protokolantka.

W wyjaśnieniach przed sądem Biedroń powiedział, że był obserwatorem kontrmarszu ONR z ramienia Kampanii Przeciw Homofobii. Dodał, że w pewnym momencie policyjny kordon zaczął energicznie spychać kontrmanifestację z ulicy. Spowodowało to, że osoby postronne zmieszały się z uczestnikami kontrmarszu, którzy nie mieli się gdzie odsunąć, bo blokowały to stojące auta.

"Policjant Tomasz B. złapał mnie za płaszcz i wyrwał z tłumu" - zeznał poseł, według którego B. usiłował też kopnąć go w krocze. "Próbował mnie popychać pałką, co mnie bolało; nie chwytałem za nią; nie uderzyłem go też w twarz" - oświadczył Biedroń. Dodał, że nigdy nie używa przemocy, zwłaszcza wobec policji, a ponadto waży mniej od B.

"Zostałem przejęty przez innych funkcjonariuszy, którzy chwycili mnie za ręce i nogi, i przenieśli jak worek ziemniaków" - zeznał poseł, okazując obrazujące to zdjęcia. "Używano przemocy, która sprawiała mi olbrzymi ból; krwawił mi nos" - powiedział Biedroń. Gdy spytał policjantów, za co go zatrzymują, usłyszał: "Za jajco!" (według B. nie powiedzieli tego policjanci).

Według Biedronia Tomasz B. zaczął ciągnąć go za szalik, co sprawiło, że zaczął się dusić. "Poprosiłem, by tego nie robił; ale on nie reagował" - dodał poseł. Podkreślił, że gdy skuty kajdankami znalazł się w radiowozie, B. uderzył go ręką w twarz i w brzuch. "Mówił, że +mnie zaj...e+" - zeznał Biedroń.

Na komendzie prosił policję o pomoc lekarza i umożliwienie kontaktu z bliskimi oraz z adwokatem. Lekarz polecił odwieźć go do szpitala (Biedroń skarżył się na ból w okolicach szyi, brzucha i nosa, otarcia itp.), skąd odwieziono go w kołnierzu ortopedycznym do komendy; spędził noc w izbie zatrzymań.

Biedroń odmówił podpisania policyjnego protokołu zatrzymania, bo jego zdaniem był sfałszowany (wpisano w nim, że na nic się nie skarżył). Zdaniem posła policja naruszyła wiele procedur zatrzymania; m.in. nikt go nie poinformował o jego prawach; uniemożliwiono mu kontakt z adwokatem i z bliską osobą. "Sąd potem stwierdził wiele nieprawidłowości w moim zatrzymaniu" - dodał poseł.

Tomasz B., który jest oskarżycielem posiłkowym, zeznał, że Biedroń nie wykonał polecenia cofnięcia się, wobec czego zaczął spychać go, trzymając oburącz pałkę przed sobą. Sam Biedroń mówił, że nie miał się dokąd cofać, bo był wśród gęstego tłumu, a ktoś go trzymał za szyję.

"Oskarżony chwycił pałkę i próbował mi ją wyrwać; szarpnąłem się do tyłu, wtedy pan Biedroń puścił pałkę i uderzył mnie w policzek" - zeznał B. "Krzyknąłem +k...a, dostałem, zatrzymujemy go!+" - dodał policjant. Dlatego Biedroń został wyciągnięty z tłumu. "Szarpał się; ciężko było mu założyć kajdanki; został też poinformowany o swych prawach i o tym, czemu jest zatrzymany" - powiedział B., podkreślając, że "sytuacja była dynamiczna".

Wypytywany przez obronę, B. przyznał, że Biedroń sygnalizował, że się dusi oraz że na zdjęciu to jego ręka jest na szaliku Biedronia. Dodał, że nie widział krwi na twarzy Biedronia. Według B., łapiąc za jego pałkę, nie bronił się on przed bólem przez nią powodowanym - jak mówił obrońca. B. podkreślił też, że Biedroń nie był wtedy znaną osobą (nie był jeszcze posłem).

Proces odroczono do 18 lutego.

Mec. Jacek Dubois, adwokat Biedronia, powiedział PAP, że prokuratura umorzyła śledztwo z doniesienia Biedronia ws. nadużycia prawa przez policję. Wtedy poseł złożył przeciw B. prywatny akt oskarżenia. W grudniu 2012 r. stołeczny sąd umorzył tę sprawę wobec "braku cech przestępstwa". Mec. Dubois odwołuje się.

11 listopada 2010 r. "Marsz Niepodległości" zorganizowany przez Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolską przeszedł przez Warszawę mimo kontrmanifestacji środowisk antyfaszystowskich. Narodowcy zostali zmuszeni do zmiany trasy przemarszu. Łącznie na ulicach stolicy protestowało kilka tysięcy osób; doszło do bójek i przepychanek. Zatrzymano 33 osoby.