Pustynna pułapka

Jacek Dziedzina

GN 04/2013 |

publikacja 24.01.2013 00:15

Konflikt w Mali może okazać się nierozwiązywalny. Czy Zachód wpakował się w wojnę, z której nie ma powrotu?

 Islamscy  bojownicy  na północy Mali east news/ROMARIC OLLO HIEN Islamscy bojownicy na północy Mali

Z medialnych przekazów wyłania się prosty scenariusz: Francja na prośbę władz Mali wysłała swoje wojska, by walczyć z radykalnymi islamistami, którzy opanowali północną część kraju i zagrażają nie tylko jego jedności, ale całemu regionowi Afryki Zachodniej. A w konsekwencji mogą zagrozić Europie. Tymczasem sytuacja w Mali i regionie jest tak skomplikowana, lokalne interesy i sojusze tak niejasne, że ich ignorowanie może skończyć się dla Zachodu długą i bezsensowną wojną.

My, naród

Do niedawna przeciętny mieszkaniec Europy wiedział o Mali tyle, ile farmer z Teksasu o Koniakowie w Beskidzie Śląskim. Tylko co jakiś czas w europejskiej i amerykańskiej prasie można było przeczytać, że po obaleniu dyktatora to wzorowy przykład demokratycznych przemian na wyjątkowo trudnym afrykańskim terenie. Po tych pozytywnych recenzjach nie ma dziś śladu. Od roku kraj pogrąża się w coraz większym chaosie. Jednak również wcześniejszy zachodni zachwyt postępami kraju był mocno przeszacowany. Ale po kolei. Kluczem do zrozumienia obecnego konfliktu są m.in. aspiracje Tuaregów, jednego z najliczniejszych ludów z obszaru Sahary. Północna część dzisiejszego Mali traktowana jest przez nich jako ojczyzna o nazwie Azawad. Ich celem od lat było stworzenie tam własnego państwa. Nadzieja na to pojawiła się w momencie wyjścia kolonialistów francuskich i utworzenia niepodległego Mali w 1960 r. Tyle że wyznaczający linijką granice dyplomaci północne tereny włączyli do nowego państwa. Automatycznie dla Tuaregów nowy twór polityczny stał się wrogiem numer jeden. Już w 1963 r. wybuchło pierwsze powstanie, brutalnie stłumione. Kolejne powstania kończyły się albo porażką Tuaregów, albo pozornymi ustępstwami ze strony rządu Mali. Składane obietnice – jak dostęp do niektórych urzędów i funkcji – nigdy jednak nie były realizowane.

Pakt z diabłem

Sytuacja zmieniła się pod koniec 2011 roku. Po upadku Kaddafiego w Libii, gdzie Tuaregowie służyli jako najemnicy satrapy, większość z nich wróciła na swoje tereny. Tym razem powstańcy tuarescy byli doskonale wyposażeni w broń, którą zrabowali z arsenałów obalonego Kaddafiego. Jeśli dodać do tego zdobyte w Libii doświadczenie bojowe, mogli czuć się dużo pewniej niż podczas poprzednich rebelii. I już w połowie stycznia 2012 r. przeprowadzili pierwsze ataki na pozycje armii malijskiej. Zawiązali też Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu (MNLA).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.