Marsz tolerancji?

KAI

publikacja 07.05.2004 06:57

W Krakowie odbywają się dni kultury gejów i lesbijek "Kultura dla tolerancji". Festiwal, w trakcie którego zaplanowano "Marsz Tolerancji", budzi wiele kontrowersji.

- Takie demonstracje są w pewnym sensie nieuniknione - powiedział KAI ks. Mieczysław Kożuch, jezuita, związany z lubelską grupą "Odwaga". Podkreśla on, że zadaniem katolików jest przede wszystkim mówić prawdę o homoseksualizmie. Początkowo "Marsz Tolerancji" miał się odbyć tego samego dnia, co tradycyjna procesja z Wawelu na Skałkę z relikwiami św. Stanisława a więc 9 maja. Ostatecznie jednak organizatorzy imprezy "Kultura dla tolerancji" zmienili termin parady na 7 maja. - Musimy na takie akcje mądrze reagować - mówi o ks. Mieczysław Kożuch. Mądra reakcja to nie agresja czy próby poniżania osób homoseksualnych. Takie zachowania "napędzają" bowiem przekonanie środowisk gejowskich o ich prześladowaniu - mówi ksiądz. Psycholog i psychoterapeuta, związany z lubelską grupą "Odwaga", która stara się pomagać homoseksualistom zwraca uwagę, że parady środowisk homoseksualnych w pewnym sensie są nieuniknione, ponieważ organizują je ci, którzy chcą pewne idee "przepchać". - Tych ludzi trzeba kochać, co nie znaczy zgadzać się z nimi. Z naszej katolickiej strony musimy mówić prawdę o homoseksualizmie - stwierdza ks. Kożuch. Jezuita podkreśla, że w całej sprawie najważniejszy jest szacunek. - Należy nawzajem się szanować, ale i reagować z tym tylko zastrzeżeniem, aby była to reakcja spokojna, nie zgadzając się jednocześnie merytorycznie - mówi. Faktem jest, przyznaje jezuita, że nie zawsze heteroseksualiści dobrze zachowują się względem gejów i lesbijek, ale to nie upoważnia do agresywnych zachowań środowisk gejowskich. Zdaniem zakonnika tego typu parady są bardzo niebezpieczne szczególnie dla młodzieży, propagują bowiem pewien styl życia, powodując u młodych "wiele wewnętrznego zamieszania". Jednak, dodaje, w żaden sposób nie wolno ich zabronić. Środowiska homoseksualne są agresywne przede wszystkim dlatego, iż wewnętrznie są to ludzie bardzo niepewni siebie, uważając, że koniecznie muszą się bronić przed heteroseksualistami - mówi ks. Kożuch. Dr Mirosława Grabowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że marsze tolerancji zdejmują ze środowiska homoseksualnego część społecznego odium, w tym sensie, iż pokazują jego istnienie. - Po takich wydarzeniach trudno udawać, że problem nie istnieje - mówi. Jej zdaniem uczestnicy parad gejowskich stawiają sobie za cel oswojenie społeczeństwa ze swoim istnieniem. - W Polsce mamy do czynienia z pewnym stereotypem homoseksualisty czy lesbijski, obraz ten jest zdecydowanie negatywny - uważa socjolog. Dr Grabowska podkreśla, że jeśli demonstracja nie ma za zadanie "atakować i szokować", np. wyuzdanym strojem, to należy dopuścić do jej zorganizowania. Jej zdaniem próba zorganizowania marszu w tym samym czasie, gdy odbywa się tradycyjna procesja z Wawelu na Skałkę, musiała spowodować ostrą reakcję. - Homoseksualiści domagają się szacunku w sferze publicznej, ale jednocześnie muszą uszanować prawo do przeciwstawiania się tego typu zachowaniom - dodaje. Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki podkreśla, że istnieje konstytucyjne prawo, które pozwala na swobodę obywateli w organizacji marszów i manifestacji. - Ewentualny zakaz prowadził by do zwiększenia napięcia - powiedział KAI ks. Boniecki. - Zastanawiam się czy marsz jest skutecznym sposobem budzenia w społeczeństwie tolerancji, albo czy różne akcje, podejmowane w celu utrudnienia organizacji parady, nie przynoszą skutku przeciwnego - dodał szef "Tygodnika Powszechnego". Gdyby wokół całej sprawy nie było hałasu, problem "Marszu Tolerancji" nie pojawiłby się w mediach - dodaje. Ks. Boniecki przyznał, że gejowskie parady nie budzą pozytywnych skojarzeń, często godzą bowiem w poczucie estetyki życia społecznego i stanowią agresywne wystąpienie przeciwko Kościołowi. Nasza reakcja powinna być "przepełniona dystansem", "nie można dać się sprowokować" - uważa.