publikacja 14.03.2013 00:15
Przed śmiercią prezydent Wenezueli przyjął sakrament chorych. Od dawna Toczył walkę z rakiem. O wiele cięższą niż jego wieloletnia wojna z „imperializmem kapitalistów”. Z chorobą przegrał w zeszłym tygodniu.
pap/EPA/DAVID FERNANDEZ
Hugo Chávez, prezydent Wenezueli. Był żołnierzem, ale chodził ubrany po cywilu. Dokładnie odwrotnie niż jego ideowy sojusznik Fidel Castro
Rewolucjonista, który nie doszedł do władzy na drodze rewolucji. I chyba trochę tego zazdrościł Fidelowi Castro, z którym łączyły go bliskie relacje. Jako wojskowy dowódca próbował wprawdzie w 1992 roku dokonać zamachu stanu przeciwko prezydentowi Carlosowi Andrésowi Perézowi, ale skończyło się to porażką i więzieniem. Upragnioną władzę zdobył za to kilka lat później, gdy jako popularny lider rewolucji boliwariańskiej (od Simóna Bolívara, XIX-wiecznego bohatera walk o wyzwolenie Ameryki Południowej od Hiszpanów) wygrał demokratyczne wybory prezydenckie.
Reformator czy satrapa?
Nie można mu było odmówić charyzmy. Doskonale trafiał w nastroje społeczeństwa, zmęczonego skorumpowanymi rządami prawicy i socjaldemokratów. Obiecał ludziom, że skończy z ich biedą – i dzięki ropie, która posłużyła do redystrybucji bogactwa w formie dotacji na żywność, pozornie osiągnął ten cel. A przynajmniej zmniejszył liczbę obywateli żyjących poniżej granicy ubóstwa. Jednocześnie jednak stworzył system, który de facto pogrążył Wenezuelę gospodarczo. Dzięki ogromnym wpływom z wydobycia ropy naftowej Chávezowi udało się zbudować państwowy moloch, który miał stwarzać pozory dobrobytu i który w oficjalnej propagandzie można było przedstawić jako sprawnie funkcjonujący aparat. W rzeczywistości był to sztucznie utrzymywany przy życiu twór, który równie sztucznie zaniżał wskaźniki bezrobocia – na skutek masowego zatrudniania urzędników na zupełnie zbędnych stanowiskach. Efektem zżerającej państwo korupcji był zastój m.in. w edukacji i służbie zdrowia (krytycy Cháveza pytali, jak to możliwe, by tak bogatego w złoża naftowe kraju nie było stać na profesjonalne szpitale i lekarzy – sam prezydent leczył się na Kubie), w budowie dróg i całej infrastruktury.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.