Skandal wokół badań

KAI

publikacja 03.06.2004 06:03

Złamanie praw rodziców, pogwałcenie psychiki młodych ludzi, zła metodologia - takie padają opinie na temat badań prowadzonych wśród młodzieży ponadgimnazjalnej pod kierunkiem prof. Zbigniewa Izdebskiego.

Rzecznik praw dziecka uważa, że zostały złamane konstytucyjne prawa rodziców, rodzice ślą protesty do ministerstwa edukacji, zaś grupa parlamentarzystów zapowiedziała złożenie do prokuratury doniesienia o popełnieniu przestępstwa przez autorów badań. Skandal wokół badań prof. Izdebskiego ujawnił program publicystyczny "Rozmawiać Warto", wyemitowany 31 maja w drugim programie TVP. Badania noszą tytuł" "Młodzież o sobie. Opinie, postawy i zachowania młodzieży wobec ważnych spraw życiowych". Zostało nimi objętych 5 tys. uczniów szkół ponadgimnazjalnych w całej Polsce. Rodzice uczniów niepełnoletnich otrzymywali informację o badaniu i specjalny druk, na którym musieli wyrazić zgodę na udział w nim dziecka. Problem polega na tym, że z informacji do rodziców, czy wstępu skierowanego do dzieci w żaden sposób nie można było zorientować się czego naprawdę dotyczą badania. Kierownik naukowy projektu prof. Izdebski ujawnił w czasie programu "Warto rozmawiać", że chodziło mu o zbadanie patologii wśród polskiej młodzieży, m.in. dziecięcej prostytucji czy pedofilii. Badania są częścią międzynarodowego programu badawczego przeprowadzanego wśród młodzieży 12 krajów nadbałtyckich, m.in. Dani, Szwecji czy Norwegii. W Polsce odbywały się pod egidą Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu, tymczasem przedstawicielka ministerstwa przyznała, że nie zna treści ankiety, która trafiła do dzieci. Tymczasem rodzice otrzymali informację, że "celem badania jest poznanie poglądów i doświadczeń młodzieży związanych z różnymi sprawami: między innymi dotyczącymi rodziny, szkoły, przyjaciół. Pytamy też o doświadczenia i relacje między młodymi ludźmi oraz ryzykowne zachowania przez nich podejmowane". Ostre protesty rodziców, nauczycieli i wielu wybitnych pedagogów wzbudziła metodologia badań i treść ankiet. Przy części pytań młodzież miała zaznaczyć odpowiedź w pięciopunktowej skali od: "Całkowicie się zgadzam, do całkowicie się nie zgadzam" po przeczytaniu różnych stwierdzeń, na przykład: "Niektóre 13-letnie dzieci są już na tyle dojrzałe, że nie ma nic złego w tym, jeśli będą współżyć z osobą dorosłą", "Wiele chłopców nieświadomie pragnie zgwałcić dziewczynę". Były też pytania, na które młodzież miała odpowiedzieć "tak" lub "nie", np.: - "Czy onanizowałeś (aś)/masturbowałeś (aś) się kiedykolwiek", - "Ile razy świadczyłeś (aś) płatne usługi seksualne na przykład za pieniądze, jedzenie, ubrania, kosmetyki?". Są wreszcie bardzo szczegółowe pytania o uprawianie seksu analnego czy oralnego. Ostatnie pytania dotyczą stosowania środków antykoncepcyjnych, w tym metod zabronionych przez polskie prawo. Rzecznik Praw Dziecka Paweł Jaros po zapoznaniu się z okolicznościami przeprowadzenia badań i treścią ankiet zwrócił uwagę, że naruszają one konstytucyjne prawo rodziców do decydowania o wychowaniu swoich dzieci, wprowadzają również w błąd rodziców, którzy nie mieli możliwości zapoznania się z ankietami.

Więcej na następnej stronie

Rodzicie i nauczyciele z wielu szkół wysłali do ministra edukacji narodowej i sportu Mirosława Sawickiego protesty, w których m.in. oskarżają autorów badań o "słowne molestowanie nieletnich" i wprowadzanie w błąd rodziców. Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli i Wychowawców postuluje o natychmiastowe zaprzestanie tych badań oraz zakaz opracowania i opublikowania dotychczas zebranych informacji. Red. Jan Pospieszalski, autor programu "Rozmawiać warto", powiedział KAI, że po obejrzeniu jego audycji grupa parlamentarzystów poinformowała go, że ma zamiar złożyć doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez autorów badań. - To jest bubel metodologiczny, nikt się do niego nie przyznaje, ministerstwo nie zna treści ankiet, kuratoria nie mają nic do gadania, a badania mogą poważnie zaszkodzić dzieciom. Do tego jest wiele pytań sugerujących odpowiedź - taką opinię na temat badań prof. Izdebskiego sformułował dla KAI dyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu prof. Aleksander Nalaskowski. Zwraca on uwagę, że nie spełniają one podstawowego paradygmatu badań społecznych, który mówi, że nie wolno zmieniać obiektu badanego, czyli badany po wypełnieniu ankiety musi wyjść bez uszczerbku, nie może być ofiarą badania. Tymczasem młody człowiek po wypełnieniu ankiety prof. Izdebskiego może potrzebować pomocy psychologa czy pedagoga - uważa prof. Nalaskowski. Na pewno wśród ankietowanych byli ludzie, którzy nie mieli w ogóle świadomości tego, co to jest np. masturbacja, seks oralny czy analny. Jak zauważa prof. Nalaskowski nazywanie patologii po imieniu i oczekiwania wobec młodych ludzi, aby się do tych patologii ustosunkowali jest "molestowaniem ich niewinności". Analizując pytania dostrzega on, że wynikają one ze specyficznego spojrzenia na świat, który, według autorów badania, składa się głównie ze zboczeńców, molestantów, przestępców stosujących przemoc seksualną itd. Za bardzo niebezpieczny uważa on fakt, że nie wiadomo, kto jest autorem tych badań, prof. Izdebski ujawnia jedynie, że są one częścią programu międzynarodowego, natomiast tak naprawdę nie wiadomo kto za nimi stoi. Do tego są one skrzywione metodologicznie, ankieta ma aż 75 pytań, a jeśli kwestionariusz jest za długi to przy odpowiedziach pojawiają się automatyzm. Prof. Krystyna Ostrowska z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z KAI, że zwróciła uwagę na etyczny aspekt badań prof. Izdebskiego. Jak zauważyła wchodzą one bardzo głęboko w sferę intymną i być może dla dużej grupy młodzieży problemy w nich poruszane są zupełnie nie znane. "Stąd nie ma potrzeby wprowadzać ich w tę rzeczywistość i to do tego od strony patologii i dewiacji" - zauważyła.