Pół gazety o Kościele

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 13.08.2004 13:12

Bardzo dużo uwagi poświęca piątkowa Gazeta Wyborcza tematom kościelnym, m. in. sprawie zamknięcia w St. Pölten seminarium duchownego.

Szybka decyzja Watykanu w sprawie skandalu z dziecięcą pornografią w austriackim seminarium duchownym: apostolski wizytator bp Klaus Küng zdecydował wczoraj o natychmiastowym zamknięciu seminarium w St. Pölten - informuje Gazeta. Dziś odbędzie się proces byłego polskiego seminarzysty oskarżonego o posiadanie dziecięcej pornografii. Dziecięca pornografia ściągnięta z polskiego internetu i zdjęcia seminarzystów z wykładowcami uczelni w niedwuznacznie seksualnych pozach, znalezione w komputerach seminarium duchownego w St. Pölten niedaleko Wiednia, wstrząsnęły w lipcu austriacką opinią publiczną. Kilka spośród rzekomo 40 tys. zarekwirowanych przez policję zdjęć opublikował tygodnik "Profil". Przedstawiały rektora seminarium sięgającego ręką do rozporka studenta i sekretarza biskupa w objęciach z innym seminarzystą. Choć miejscowy biskup Kurt Krenn bagatelizował aferę jako "sztubackie wygłupy", Kościół potraktował sprawę bardzo poważnie. Zbyt dobrze bowiem w Austrii pamięta się aferę kardynała Hansa Hermanna Groera, którego w połowie lat 90. były wychowanek oskarżył o molestowanie seksualne. Groer milczał, mimo że z podobnymi zarzutami wystąpili także inni klerycy. Po kilku miesiącach podał się do dymisji i przeszedł na emeryturę. Sprawa Groera skłoniła jednak Kościół w Austrii do wypracowania zasad postępowania z przypadkami seksualnych nadużyć duchownych. Hierarchia nie zwleka już z reakcją, w diecezjach uruchomiono poradnie dla ofiar, a w diecezji Linz opracowano zalecenia, w jaki sposób pomagać ofiarom pedofilii ze strony duchownych. Grzechy biskupa Krenna Tylko bp Krenn uchylał się z wprowadzeniem nowych regulacji, np. w seminarium w St. Pölten nie obowiązywał roczny okres próbny dla kandydatów na seminarzystów tak jak w całej Austrii. Krenn, który zanim w 1991 r. objął diecezję St. Pölten, współpracował z Groerem w Wiedniu, do końca bronił kardynała. 68-letni Krenn jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych austriackich duchownych. Należy do skrajnie konserwatywnego skrzydła w Kościele, znany jest też z niewyparzonego języka, uporu i samowoli. Podczas wizyty Papieża w St. Pölten w 1998 r. przeciwnicy Krenna demonstrowali i apelowali do Jana Pawła II o odwołanie go z urzędu. Teraz, po ujawnieniu afery w seminarium, wiedeński kardynał Christoph Schönborn zdradził, że od dawna informował Watykan o tym, co się dzieje w St. Pölten, ale otoczenie Papieża zwlekało z decyzją. Dla Watykanu wstrząsem stały się dopiero niedawne pedofilskie afery w Kościele w USA. Dlatego teraz do St. Pölten błyskawicznie, bo już w połowie lipca, wysłano apostolskiego wizytatora bp. Klausa Künga, który po zaledwie trzytygodniowym dochodzeniu podjął wczoraj surową decyzję: trzeba natychmiast zamknąć seminarium, w którym studiuje w tej chwili 36 alumnów, i rozpocząć procedurę przyjęć od początku. Już wcześniej do dymisji podało się kierownictwo seminarium, a episkopat Austrii wszczął własne śledztwo w sprawie wydarzeń w St. Pölten. Obserwatorzy uważają też, że wkrótce nastąpi dymisja bp. Krenna. Grzeszne Stosunki Bp. Küng przyznał wczoraj, że w seminarium istniały panował homoseksualizm (biskup użył neologizmu, mówiąc o stosunkach homofilnych), i ocenił, że w przeszłości zbyt mało uwagi poświęcano właściwemu doborowi studentów. Doszło do "wypaczeń", takich jak ściąganie pornograficznych materiałów z internetu przez co najmniej jednego z seminarzystów.

Więcej na nastepnej stronie

Ten 27-letni Polak stanie dziś przed sądem w St. Pölten pod zarzutem posiadania pornografii dziecięcej. Setki takich materiałów znaleziono w jego laptopie. Grozi mu za to do dwóch lat więzienia. Mimo skandalu w St. Pölten przeważająca większość Austriaków - 92 proc. - nadal uważa Kościół za ważną instancję moralną w Austrii - wynika z sondażu agencji prasowej APA. Tylko co czwarty ankietowany sądzi, że Kościół będzie ze wszystkich sił próbował zatuszować skandal, za to dwie trzecie ufa, że Kościół potrafi wyjść z tego kryzysu obronną ręką. Zadziwiająco swój komentarz do sprawy zatytułował Jan Turnau: „Kościół pokornieje”. Komentator dziennika napisał: Decyzja austriackiego biskupa mianowanego papieskim wizytatorem jest wydarzeniem niebywałym. Oto z własnej woli Kościoła zostaje przerwana działalność ważnej instytucji kościelnej. Co więcej - instytucji kształcącej księży, a wiadomo, że Kościół katolicki na Zachodzie przeżywa dotkliwy brak powołań duchownych. Wysłannik Watykanu, zapewne nie bez zgody katolickiej centrali, podjął decyzję radykalną. Można twierdzić, że nic dziwnego: przecież nie chodziło o jednego profesora czy nawet rektora, więc wielka skandaliczność sprawy jest oczywista. Można też przypominać skandale amerykańskie i mówić, że po prostu przebrała się miarka. Można wreszcie bąknąć: lepiej późno niż wcale - w końcu świństwo nie zaczęło się wczoraj, a Watykan wiedział o tym nie od dziś. A jednak - święta sensacja. Kościół katolicki pokornieje. Popatrzmy zresztą na austriacką sprawę z polskiego punktu widzenia. Pamiętajmy, ile trzeba było wysiłków nad Wisłą i Wartą, żeby ustąpił ze stanowiska jeden arcybiskup, do tego bez oficjalnego potwierdzenia, czym zawinił. A sprawa Tylawy? Tam tym bardziej nie było wyznania winy. Na tle Polski decyzja Watykanu i Kościoła austriackiego to przykład moralnego radykalizmu. Obszernie gazeta pisze o rozpoczynającym się dziś w Austrii procesie jednego z seminarzystów St. Pölten: Dziś w Austrii rozpocznie się proces polskiego seminarzysty z St. Pölten oskarżonego o posiadanie na swym komputerze pornografii dziecięcej. Grożą mu nawet dwa lata więzienia To pokłosie afery obyczajowej z lipca, która doprowadziła wczoraj do zamknięcia "grzesznego seminarium". Przed sądem landowym w St. Pölten stanie w południe pochodzący z Polski 27-letni były seminarzysta, na którego laptopie policja wykryła skasowane pornograficzne zdjęcia dzieci, ściągnięte z polskich stron internetowych. Za posiadanie dziecięcej pornografii grozi w Austrii do dwóch lat więzienia. - W aktach sprawy jest segregator gruby na jakieś pięć centymetrów pełen takich zdjęć - powiedział "Gazecie" rzecznik sądu w St. Pölten Kurt Leitzenberger. - Podczas dochodzenia były seminarzysta tłumaczył, że kupił używany laptop w Polsce i że materiały już były na dysku. Zobaczymy, co o tym, kiedy te materiały ściągnięto z internetu, powiedzą policjanci prowadzący dochodzenie powołani jako świadkowie. Zdaniem sądu sprawa Polaka zapowiada się jasno i wyroku można spodziewać się od razu w piątek. Zdaniem Leitzenbergera będzie to prawdopodobnie jedyna sprawa sądowa w skandalu wokół seminarium w St. Pölten. Dochodzenia prowadzone przeciwko siedmiu innym klerykom umorzono, gdyż nie można było ustalić, do kogo należał komputer, na którym je znaleziono. Był on bowiem ogólnodostępny i nie stosowano żadnych indywidualnych haseł.

Więcej na nastepnej stronie

Także Kościół stara się jak najszybciej zamknąć sprawę skandalu w seminarium w St. Pölten. Równolegle do prokuratury własne śledztwo wszczął austriacki episkopat, ale wobec oporu kierującego diecezją St. Pölten biskupa Kurta Krenna Watykan delegował do St. Pölten biskupa Feldkirch Klausa Künga, aby wyjaśnił sytuację. Bp. Küng jest związany z Opus Dei, w austriackim episkopacie opiekuje się rodzinami, jest też konsultantem papieskiej Rady ds. Rodziny. Znany jest jako bezkompromisowy przeciwnik antykoncepcji i aborcji. Celem jego wczorajszej decyzji o zamknięciu seminarium jest "prawdziwy nowy początek". Dlatego wszyscy dotychczasowi seminarzyści jak i przyszli studenci będą musieli poddać się surowej procedurze selekcji kandydatów na księży. Austriacki episkopat praktykuje roczny okres próbny dla chętnych na studia w seminarium duchownym, ale bp. Krenn nie podporządkował się tej regulacji. Po wykryciu afery w seminarium bp. Krenn bagatelizował ją jako "sztubackie wygłupy" i nadal odmawia podania się do dymisji. Teskt uzupełnia komentarz dziekana Wydziału Teologicznego w Wiedniu prof. Paula Michala Zulehnera: Decyzja o zamknięciu seminarium w St. Pölten to spełnienie postulatu nadzwyczajnego posiedzenia austriackiego episkopatu, które odbyło się 22 lipca. Nareszcie także tu będzie się sprawdzać, czy kandydaci nadają się do stanu kapłańskiego, a seminarzyści przyjęci na studia będą mieszkać u parafian, a nie w seminarium. To będzie trzecie na świecie po Paryżu i Wiedniu seminarium, w którym seminarzyści mieszkają w parafii. Mam nadzieję, że to już koniec błędnej polityki personalnej Rzymu przy nominacjach biskupich w Austrii. Już od lat Watykan powoływał nowych biskupów takich jak Groer [zmarły w ub.r. kardynał Hans Hermann Groer, oskarżony w latach 90. o molestowanie seksualne swych uczniów - red.] i Krenn, nie oglądając się na protesty wiernych. Wiedeński kardynał Christoph Schönborn ujawnił niedawno, że od wielu miesięcy starał się przekonać Watykan do odwołania Krenna i zrobienia porządków w diecezji St. Pölten, ale bezskutecznie. Przysłanie apostolskiego wizytatora i jego szybka decyzja to znak, że Watykan wreszcie dostrzegł potrzebę zmian. Myślę, że dni urzędowania bp. Krenna są policzone. A to szansa na odnowę w tej diecezji. W tym samym numerze można przeczytać komentarz Haliny Bortnowskiej do niedawnej wypowiedzi abpa Gocłowskiego: W sprawie wypowiedzi metropolity gdańskiego, arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego: "Ja nie odpowiadam za wszystkich, którzy mi podlegają, za ich, na przykład, głupotę..." ("Gazeta" z 12 sierpnia). Abp Gocłowski komentował wypowiedź ks. Henryka Jankowskiego, który oznajmił w niedzielę, że jest ofiarą "spisku judeokomuny wymierzonego w Kościół". Niestety, takiej właśnie postawie zawdzięczamy długie trwanie niszczących skandali. Nie tylko w Kościele. Wszędzie trzeba odpowiedzialności nie tylko za siebie. Dyrektor może nie odpowiadać za to, że nauczyciel w jego szkole okaże się np. głupcem. Ale jest odpowiedzialny moralnie i służbowo za stanowczą i szybką likwidację skutków głupoty nauczyciela. Nie wypada, by dyrektor tłumaczył się, że od lat apelował, by ten nauczyciel nie mówił w klasie o tym, co drażliwe... aby nie uczył "głupoty". Czy trzeba przypominać, że istnieje odpowiedzialność za tolerowanie zgorszenia? Widocznie trzeba. Piszę ten list dlatego, że przyjmuję swoją współodpowiedzialność członka Kościoła za to, co jest w nim tolerowane. Jestem jednak bezsilna: ja rzeczywiście mogę tylko znów apelować, by posiadający władzę zaprzestali tolerowania zła, zła zgorszenia, a nie tylko "głupoty" - to określenie zdecydowanie za słabe i nietrafne. Zgorszenie to krzywda dla ludzi. Tę krzywdę toleruje się wbrew przestrodze Ewangelii.

Więcej na nastepnej stronie

Jest w Gazecie Wyborczej fotoreportaż o pielgrzymowaniu na Jasną Górę uzupełniony takim tekstem: Pielgrzymki 2004 . Mają swoją służbę zdrowia i porządkowych. Sklepiki, które za nimi jadą, kuchnie i przenośne toalety. Niektóre grupy - także prysznice. Duże pielgrzymki wspomagają sponsorzy W tym tygodniu codziennie do Częstochowy dochodzą tysiące pielgrzymów zdążających na przypadające 15 sierpnia święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. - Gdy szłam 20 lat temu, było inaczej - wspomina 38-letnia Grażyna z Żurowa koło Tarnowa. - Organizacja jest teraz dużo lepsza. - To bardzo poważne przedsięwzięcie - przyznaje ks. Jan Przybocki, jeden z organizatorów krakowskiej pielgrzymki. - Żeby można było wyruszyć w sierpniu, już we wrześniu poprzedzającego roku trzeba zacząć przygotowania. By 8610 krakowskich pątników mogło dotrzeć bezpiecznie na miejsce, potrzeba było pracy blisko 400 osób: prawie 200 księży, kleryków, diakonów i zakonnic, 11 lekarzy, 145 wolontariuszy z medycznej służby maltańskiej. Wśród pielgrzymów cały czas krążyły karetki pogotowia. Każda z 37 grup miała co najmniej sześciu porządkowych kierujących ruchem oraz samochód, który ją pilotował. - Jest też sztab ludzi w tzw. służbie czystości, która zbiera śmieci po pielgrzymach i zawozi je na wysypisko - wylicza dalej ks. Przybocki. - Zaopatrzeniowcy zapewniali na każdym postoju wrzątek na kawę i herbatę oraz cysternę z zimną wodą, żeby można było się opłukać. Fenomenem wędrujących przez wiele dni tłumów interesują się też różne firmy. - Część samochodów wypożyczyli nam dilerzy aut różnych marek - mówi ks. Przybocki. - Wystarcza im umieszczona na samochodzie informacja z adresem. Pielgrzymów wspierają też producenci napojów, żywności. Dziękujemy im potem oficjalnie. Nie słyszałem jednak, żeby sponsorzy przekazywali pieniądze. Pomagają za Bóg zapłać. Młodzież akademicką wędrującą z Warszawy na Jasną Górę postanowił wzmocnić producent preparatu witaminowego Vigor. Każdy ze studentów w "niezbędniku pielgrzyma" obok modlitewnika znalazł dwa opakowania musujących tabletek. Firma zapowiada, że pomyśli o innych specyfikach przydatnych pielgrzymom. - Mimo tych wszystkich udogodnień pielgrzymka i tak jest wielkim wysiłkiem - przekonuje 27-letni Janusz. - Mamy bąble na nogach, idziemy niezależnie od pogody, czy jest burza, czy skwar. Nocujemy, gdzie się da... Inni pątnicy mówią, że takie wędrowanie to niezwykłe przeżycie. - Czasem grupa ma iść w milczeniu przez kwadrans - opowiada 25-letnia Marta. - I nagle łapiemy się za głowy, że nie pamiętamy, kiedy było tyle czasu na zastanowienie się nad sobą, życiem. I kiedy ostatni raz zauważyliśmy, że ludzie są dobrzy. Wśród ponad 150 tysięcy osób, które co roku pieszo wędrują na Jasną Górę dominuje młodzież. Są jednak i osoby starsze, nawet pod osiemdziesiątkę. - Świetnie idzie się z tymi młodymi - zapewnia Irena, lat 59. - Człowiek sam młodnieje, gdy razem z nimi śpiewa te nowe pieśni. - Ale te tradycyjne też śpiewają. I też razem - zapewnia ks. Józef Gubała prowadzący jedną z grup. - Godzą się. A gdyby się nie pogodzili, na ostatnim przed Częstochową postoju każdy każdego prosi o przebaczenie. Żeby jakiejś drzazgi ze sobą na Jasną Góre nie wnosić. Tekst uzupełnia wypowiedź Józefy Hennelowej: - Zmiany w sposobie pielgrzymowania wynikają z doświadczeń organizatorów. Nie wiem, czy prysznice są konieczne, ale mówię to w moim chłodnym mieszkaniu, a oni idą w upale. Toalety jadące za pielgrzymami to moim zdaniem bardzo dobry pomysł - ze względu na tych, którzy idą i tych, którzy mieszkają w mijanych przez pielgrzymkę miejscowościach. Nawet jeżeli pątnicy wykąpią się codziennie, póki idą pieszo, niezależnie od pogody, ciągle pozostaje im wiele trudnych chwil, które mogą ofiarować Panu Bogu. Co innego, gdyby ktos powiedział, że pójdzie na Jasną Górę, ale pod warunkiem, że będą prysznice. Nie ma także raczej niczego złego w tym, że jakaś firma chce wspomóc pielgrzymów, na przykład darowując im preparaty witaminowe. Inna rzecz, gdyby w zamian żądała niesienia swojego logo razem z krzyżem. A tak naprawdę dla pielgrzymek i ich duchowości najgroźniejsze byłoby, gdyby starać się przemieniać je np. w polityczne wiece.