Największy zbiornik święconej wody na świecie?

Rzeczpospolita/a.

publikacja 13.08.2004 14:24

Jeszcze niedawno wydawało się, że Parafia świętego Jana Jerozolimskiego za Murami w Poznaniu jest bliska otrzymania od miasta odszkodowania za zabraną ziemię - informuje Rzeczpospolita.

Sporny grunt leży pod sztucznym Jeziorem Malta - najlepszym w Polsce i jednym z najlepszych na świecie torów regatowych. Niedawna uchwała Sądu Najwyższego zmniejszyła szanse parafii na rekompensatę. - Nie wyciągamy rąk po cudze, lecz po swoją własność, której kiedyś bezprawnie nas pozbawiono - tłumaczy ksiądz prałat Kazimierz Królak, proboszcz parafii. Żądania parafii popiera poznańska kuria. - To własność domniemana - odpowiadają miejscy urzędnicy. Kawalerowie i damy Kościół Jana Jerozolimskiego jest jednym z najstarszych w Poznaniu. Ponad sześćset lat należał do joannitów. Od 1187 roku aż do połowy dziewiętnastego wieku prowadzili oni w tym miejscu przytułek oraz szpital dla pielgrzymów, ubogich i chorych. Kilkanaście lat temu zakon maltański - jak nazwano potem joannitów - powrócił do parafii. Członkowie odrodzonego Związku Polskich Kawalerów Maltańskich mają tu swoją siedzibę. Ubrani w czarne płaszcze z białymi krzyżami kawalerowie i damy zakonu uświetniają co ważniejsze uroczystości kościelne. - Ale jesteśmy nie tylko od parady - mówi należący do zakonu maltańskiego polityk Prawa i Sprawiedliwości Marcin Libicki. Zakon otworzył przy parafii przychodnię onkologiczną "Pomoc Maltańska". Z darmowych badań korzysta tu miesięcznie blisko pół tysiąca osób. W sporze parafii z miastem Libicki nie ma wątpliwości, po czyjej stronie jest racja. - Jasne, że po stronie parafii - tłumaczy. - Władze tylko się ośmieszają, przeciągając sprawę. Jezioro poświęcone Latem 1990 roku na sąsiadującym ze świątynią Jeziorze Maltańskim odbyły się z wielką pompą kajakarskie mistrzostwa świata. Ówczesny arcybiskup poznański Jerzy Stroba odprawił w kościele św. Jana dla uczestników zawodów mszę i poświęcił nowoczesny tor regatowy. Złośliwi komentowali, że Jezioro Maltańskie to największy zbiornik święconej wody na świecie. - Nie wszyscy wiedzieli, że obiekt leży na kościelnej ziemi, której miasto nie chce nam oddać - mówi ksiądz Królak. Przed wojną w tym miejscu były należące do parafii łąki. W 1930 roku proboszcz u św. Jana wydzierżawił 18 hektarów parafialnej ziemi na 30 lat Albinowi Borowiczowi z Małych Garbar w Poznaniu. Dzierżawca założył na łąkach stawy rybne. - W zamian zobowiązywał się wypłacać parafii sześć tysięcy złotych rocznie oraz dostarczać na stół proboszczowski dwanaście funtów ryb na Boże Narodzenie i Wielkanoc oraz po dwa funty co tydzień - ksiądz Królak streszcza podpisaną 74 lata temu umowę dzierżawną. Po trzydziestu latach urządzenia stawów rybnych miały przejść na własność parafii.

Więcej na następnej stronie

Albin Borowicz nie miał szczęścia. W 1939 roku hitlerowcy odebrali mu dzierżawę i rozpoczęli budowę sztucznego zbiornika. Akwen powiększono w latach 50. - Tak powstało Jezioro Malta - tłumaczy ksiądz Królak. - Gdyby nie stawy rybne założone przez pana Borowicza, prawdopodobnie nie mielibyśmy w tym miejscu toru regatowego. O budowie toru zaczęto myśleć w latach 80. Poznański Ośrodek Sportu i Rekreacji zwrócił się z prośbą do ówczesnego proboszcza księdza Władysława Koperskiego o zgodę na prace przy pogłębieniu czaszy Jeziora Maltańskiego. Proboszcz zgody nie wyraził. "Przez szereg lat różne instytucje oraz kolejni użytkownicy nieruchomości eksploatowali ją, czerpiąc z niej dochody, bez zgody dotychczasowego właściciela, narażając probostwo na wysokie straty przez pozbawienia dochodów z tytułu własności" - odpisał ksiądz Koperski. I dalej dodał, że może się zgodzić "tylko pod warunkiem podpisania umowy dzierżawy na korzystanie z terenów przez was zajmowanych". Ksiądz Królak: - Umowy nie było, a mimo to i tak dokonywano modernizacji Malty. Miało być łatwiej Kiedy szesnaście lat temu ksiądz Królak objął po księdzu Koperskim czteroipółtysięczną parafię Jana Jerozolimskiego, czekało na niego rozporządzenie ministra sprawiedliwości: założyć nowe księgi wieczyste dla własności, które miały wpis sprzed 1947 roku. - Wtedy zobaczyłem, że grunty parafialne zajmuje Skarb Państwa i miasto - opowiada prałat. - I od początku mojego proboszczowania o nie walczę. O zwrot ziemi proboszcz Królak pertraktował najpierw z Andrzejem Wituskim, ostatnim peerelowskim prezydentem Poznania. - Rozmowy nie były łatwe i nie rozwiązały problemu - wspomina proboszcz. W ostatnią niedzielę maja 1990 roku w całej Polsce odbyły się pierwsze wolne wybory samorządowe. W Poznaniu większość miejsc w radzie miasta zdobyli kandydaci Komitetu Obywatelskiego związanego z "Solidarnością" i Kościołem. Ksiądz Królak: - Liczyłem, że zmieni się atmosfera w prowadzeniu rozmów. Koniecznie w cudzysłowie Wojciech Szczęsny Kaczmarek, pierwszy po wojnie demokratycznie wybrany prezydent Poznania, powiedział jasno: - Jak będę miał wyrok sądu, sprawę uregulujemy. - To poszedłem do sądu - tłumaczy prałat Królak. W połowie 1996 roku parafia wniosła pozew przeciwko miastu o odszkodowanie za bezumowne korzystanie z jej gruntu. Tymczasem Zarząd Miasta zwrócił się do Urzędu Rejonowego o zmianę zapisu w księgach wieczystych, powołując się na decyzje wywłaszczeniową z 1953 roku. Pozbawiała ona parafię tytułu własności. Parafia złożyła apelację i wygrała: sąd nie pozbawił jej własności. Również Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast w Warszawie wydał dekret unieważniający decyzję z 1953 roku.

Więcej na następnej stronie

Zmieniły się władze miasta. Po dwóch kadencjach Kaczmarka prezydentem został jego bliski współpracownik Ryszard Grobelny. W sprawie Malty impas pozostał. - Pełnomocnik parafii prosił kilka razy o spotkanie z panem Grobelnym, żeby zażegnać konflikt, ale na próżno - żali się proboszcz Królak. Po kilku latach procesowania się Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał w końcu racje parafii i nakazał miastu oddać kościelną ziemię. Miasto miało też zapłacić parafii ponad 2,7 mln złotych odszkodowania za bezumowne korzystanie z gruntów. Miasto odwołało się do Sądu Apelacyjnego. Ten zaś poprosił o pomoc Sąd Najwyższy. Nie było jak dojechać W urzędzie miasta o konflikcie nikt rozmawiać nie chce. Zgodzono się tylko odpowiedzieć na pisemne pytania. Zarząd Geodezji i Katastru Miejskiego twierdzi, że winę za to, iż sprawy nie załatwiono polubownie, ponosi parafia "wskutek nieprzyjęcia propozycji wykupu, a potem zamiany gruntów i braku woli (...) jakichkolwiek ustępstw finansowych w przedmiocie żądania zapłaty za korzystanie z tych gruntów, będących ogólnie dostępnymi terenami rekreacyjnymi". - Nie chcemy pozbawiać poznaniaków terenów rekreacyjnych. Chcemy tylko uregulowania prawa, które jest po naszej stronie - odpowiada proboszcz. Przypomina sobie, że miasto proponowało parafii trzy działki zamienne. Dwie nie miały uregulowanego prawa własności, a do trzeciej nie było dojazdu. - Więc zrezygnowaliśmy - mówi. - Innym zaś razem dostaliśmy pismo, że byłoby najlepiej, gdybyśmy rozważyli możliwość nieodpłatnego przekazania miastu naszych gruntów - opowiada dalej ksiądz Królak. - Niech pan to zapisze w cudzysłowie, bo znam ten dokument na pamięć - proboszcz nie kryje irytacji. - Odpisałem im, że oczekuję merytorycznej odpowiedzi - dodaje. Miejscy prawnicy podważają powoływanie się parafii na wpis do księgi wieczystej. Zarząd Geodezji i Katastru twierdzi, że zapis ten "podobnie jak każdy inny wpis prawa własności do ksiąg wieczystych, wprowadza jedynie domniemanie zgodności z rzeczywistym stanem prawnym". Miasto powołuje się na dekret wywłaszczeniowy z 1953 roku, kiedy to państwo przejęło parafialną ziemię, i na prawo wodne z 1962 roku. Stanowiło ono, że grunty pod wodami płynącymi przechodzą "z urzędu" na Skarb Państwa. Ksiądz Królak: - Przecież sąd już dawno uznał, że wywłaszczenia nie było. Marcin Libicki: - Powoływanie się na dekret stalinowski jest smutne i żałosne. O tym, jak interpretować prawo wodne sprzed ponad 40 lat w przypadku Jeziora Maltańskiego, miał ostatecznie rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Dla Sądu Apelacyjnego sprawa nie była jasna. - Tutaj samo państwo poprzez swoją ingerencję, czyli sztuczne spiętrzenie wód, zalało cudzy teren - tłumaczył swoje wątpliwości sędzia.

Więcej na następnej stronie

Prezydent na odpuście W wielkanocny poniedziałek do kościoła Jana Jerozolimskiego przyjechał jak co roku prezydent Grobelny. Razem z rodziną uczestniczył w tradycyjnym odpuście Emaus. Nazwa odpustu wzięła się od czytanego w tym dniu kawałka Ewangelii, który opowiada, jak dwaj uczniowie w drodze z Jerozolimy do wsi Emaus spotkali zmartwychwstałego Jezusa. Na zakończenie odpustowej sumy Grobelny szedł w procesji za Najświętszym Sakramentem obok prałata Królaka. Potem był na świątecznym obiedzie. - Zapraszam co roku prezydenta na nasze uroczystości, bo to miejski odpust - tłumaczy proboszcz. - A pan Grobelny i jego rodzina są dla mnie przedstawicielami mieszkańców Poznania. O sporze, jaki parafia toczy z miastem o grunty, proboszcz z prezydentem na odpuście nie rozmawiał. - Jako kapłan potrafię rozróżnić sferę życia religijnego od administracyjnej - tłumaczy dyplomatycznie prałat Królak. Nie proboszcza, lecz parafii Pod koniec kwietnia Sąd Apelacyjny miał wydać wyrok. - Miałem nadzieję, że to się nareszcie skończy - mówi ksiądz Królak. Kiedy wychodził z plebanii do sądu, listonosz przyniósł mu potwierdzenie zapisu własności w księdze wieczystej. W sądzie oczekiwał pomyślnego dla parafii werdyktu. Tymczasem rozstrzygnięcie sporu znów odroczono. Proboszcz zapowiada, że jeżeli wyrok nie będzie po myśli parafii, odwoła się. - To nie proboszczowska ziemia, lecz parafialna. Ale jako zarządca parafii jestem odpowiedzialny za jej stan majątkowy i nie mogę dopuścić do jego uszczuplenia - odpowiada. - Gdybym zostawił tę sprawę, popełniłbym grzech zaniechania. -

Sąd Najwyższy: ziemia nie należy do parafii Wody płyną po publicznym gruncie Parafia św. Jana Jerozolimskiego za Murami utraciła przed laty prawa do ziemi pod jeziorem Malta i nie jest już jej właścicielem - wynika z uchwały Sądu Najwyższego. Sąd odpowiedział w ten sposób na pytanie zadane mu przez Sąd Apelacyjny, przed którym toczy się proces. Uchwała ma charakter wiążący. Roszczenia parafii w części dotyczącej gruntów stanowiących dno jeziora Malta nie mogą być uwzględnione - uznał Sąd Najwyższy. Z uchwały podjętej 23 lipca 2004 r. (sygn. III CZP 34/04) wynika jednoznacznie, że rozwiązania zagadnienia prawnego należało szukać nie w prawie wodnym z 1962 r., lecz w ustawie wodnej z 1922 r., która obowiązywała w okresie tworzenia zbiornika wskutek zalewnia gruntów wodami Cybinki. Dla sądu II instancji było niewątpliwe, że wody Jeziora Malta mają z tego powodu charakter wód płynących zarówno w rozumieniu prawa wodnego z 1962 r., jak i ustawy wodnej z 1922 r. oraz aktualnego prawa wodnego z 2001 r. Nie odbiera im bowiem takiego charakteru to, że znajdują się w zbiorniku powstałym w sposób sztuczny. Sąd Najwyższy stwierdził, że grunt, który znalazł się pod sztucznym zbiornikiem wodnym, utworzonym na skutek spiętrzenia wody rzecznej w okresie przed wejściem w życie prawa wodnego z 1962 r., przeszedł na własność państwa na podstawie art. 13 ust. 1 ustawy wodnej z 19 września 1922 r. (Dz. U. z 1928 r. nr 62, poz. 574 ze zm.). Wedle tego przepisu, jeżeli woda publiczna (do nich należały rzeki) opuści dotychczasowe łożysko i utworzy nowe, to nowe łożysko staje się dobrem publicznym (czyli własnością państwową).