Polacy Kościołowi na Wschodzie

KAI

publikacja 20.08.2004 04:53

Trzy osoby świeckie, dwóch braci zakonnych, 16 sióstr i siedmiu księży - taka grupa Polaków wyjechała pomagać Kościołowi w Rosji, na Białorusi, Ukrainie, w Gruzji, Mołdawii, Kazachstanie i na Litwie.

Z wyjeżdżającymi na Wschód spotkał się prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" prof. Andrzej Stelmachowski. Uwrażliwiał ich na konieczność znajomości historii i bieżącej sytuacji kraju, do którego się wyjeżdża, a także dobrej znajomości języka rosyjskiego. Za niedopuszczalny uznał "globalizm w podejściu do Wschodu", nieuwzględniający faktu, że choć "wszystkie przeorał komunizm", to jednak Rosja, Białoruś czy Ukraina to "zupełnie inne kraje". Apelował też, by nie przenosić żywcem wzorców z Polski na tamte tereny, gdyż wschodnia pobożność jest różna od zachodniej, bardziej mistyczna, a mniej dogmatyczna, inne jest tam poczucie sacrum. - Istnieją formy pobożności tam wypracowane i trzeba je respektować - podkreślił Stelmachowski. - Obecność Kościoła katolickiego w Rosji polega nie na pracy misyjnej, lecz na pracy duszpasterskiej - zauważył bp Tadeusz Pikus, przewodniczący Rady Programowej Zespołu Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie. - Katolicy byli w Rosji od XIII w., ale nie byli to Rosjanie - podkreślił bp Pikus. Również prof. Stelmachowski tłumaczył, że Kościół katolicki był zawsze Kościołem mniejszości narodowych, głównie Polaków, ale także Niemców i Ormian, gdyż do 1905 r. obowiązywał formalny zakaz przechodzenia z prawosławia na inne wyznanie. Rosjan katolików się nie spotykało, za wyjątkiem pojedynczych osób z elit intelektualnych. Słowo "katolik" było niemal równoznaczne ze słowem "Polak", dlatego odradzanie się Kościoła katolickiego po 1990 r. wywołało antypolonizm. Dziś do Kościoła katolickiego przechodzą głównie młodzi inteligenci w większych miastach; nieraz wręcz nie chcą być nazywani katolikami, by nie zostali uznani za Polaków. Jednak więcej niewierzących wstępuje do Kościoła prawosławnego, zaś najwięcej staje się buddystami - poinformował szef "Wspólnoty Polskiej". Zdaniem bp. Pikusa, Rosja jest papierkiem lakmusowym stosunków między katolikami i prawosławnymi. Tamtejsza sytuacja znajduje odzwierciedlenie w całym prawosławiu. Próbując wyjaśnić przyczyny napięć i nieporozumień między obu Kościołami, przypomniał że od 1054 do 1965 r. pozostawały one w stanie ekskomuniki, w związku z czym traktowały się nawzajem jako heretyckie i nie uznawały możliwości zbawienia poza własną społecznością. - My na Soborze Watykańskim II nazwaliśmy Kościół prawosławny siostrą, natomiast prawosławni nie mieli jeszcze swojego Vaticanum II - tłumaczył bp Pikus. W 1990 r. uchwalono prawo o wolności religijnej w Rosji. Religia przestała być uważana za złą, a jej wyznawanie nie było już przestępstwem. - Dokonało się nawrócenie Rosji, ale nie Rosjan - stwierdził biskup. Pojawiła się za to "nawałnica misjonarzy". Tymczasem Kościół prawosławny czuł się odpowiedzialny za naród rosyjski, z którym był związany tak mocno jak Kościół katolicki z narodem w Polsce. Bp Pikus przestrzegł wyjeżdżających na Wschód przed patrzeniem na siebie jako na zbawców, którzy "podbiją" i "nawrócą" tamte narody oraz przed nawracaniem ludzi na Kościół i własną pobożność, zamiast na Boga. Religia to nie to samo co kultura i przekaz narodowy - podkreślił.

Więcej na następnej stronie

Radził wyjeżdżającym na Wschód, by korzystali ze "środków ubogich", a nie zaczynali od przywożenia złotych kielichów, zakładania radiostacji i rozprowadzania darów z Zachodu przez Caritas, gdyż Kościół katolicki może być wtedy odbierany jako jedna z "importowanych sekt". Jego zdaniem nie sprawdza się tam duszpasterstwo masowe, trzeba pracować z każdym indywidualnie, docierając do niego w takim języku, jaki on rozumie. Wśród uczestników spotkania była "katechetka emerytka", jak mówi sama o sobie. S. Ładysława Łakomska ze Zgromadzenia Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi wcześniej pracowała na Ukrainie. Teraz jedzie do Wilna. Dołączy do jedynej siostry mieszkającej w tamtejszym domu zgromadzenia, dzięki czemu nie zostanie on zamknięty. Będzie pomagać w pracy z bielankami przy katedrze, ale na razie nie zna języka litewskiego. Justyna Skrzypek była już w Mołdawii i na Uralu. Pytana o kierujące nią motywacje, mówi, że chce pomagać tamtejszym ludziom "w formie świeckiej", jako nauczyciel języka polskiego. Inni świeccy wyjeżdżają na Wschód jako psychologowie czy lekarze. Angażując się w życie świeckie, są jednocześnie czynni w Kościele, np. w katechezie czy szkółce niedzielnej. Mężczyźni często jadą do pracy fizycznej, by pomagać w budowie kościołów. Werbista, br. Jarosław Hryniewicz uda się do Rosji, skąd pochodzi rodzina obojga jego rodziców; dziadek był zesłańcem na Syberii. Pracował już na Białorusi, ale zawsze marzył, żeby pojechać do Rosji, gdzie werbiści mają swoją regię (zaczątek prowincji). Choć powstali jako zgromadzenie typowo misyjne, są - jak mówi br. Jarosław - "organizmem żywym", dziś angażują się również w "nową ewangelizację". Jedzie do Sankt Petersburga, ale jeszcze nie wie, na czym dokładnie będzie polegała jego praca. S. Aleksandra Dąbrowska wraz z drugą siostrą będzie zakładać na Ukrainie pierwszą placówkę misjonarek klaretynek na wschód od Bugu. Podejmie pracę wśród diaspory katolickiej "za Krymem", nie w parafii, lecz zajmując się działalnością humanitarną, pomagając wszystkim, nie tylko katolikom. Było to pierwsze spotkanie osób wyjeżdżających do pomocy Kościołowi katolickiemu na Wschodzie. Odbywało się ono w dniach 17-19 sierpnia w warszawskim Centrum Formacji Misyjnej. Wyjeżdżają oni na zaproszenie Kościoła katolickiego na Wschodzie. Tamtejsi biskupi kierują zaproszenie np. do poszczególnych zakonów, a władze zakonne delegują daną osobę - wyjaśnia ks. dr Józef Kubicki TChr, dyrektor Biura Zespołu. Rolą Zespołu, oprócz organizacji dorocznego Dnia Modlitwy za Kościół katolicki na Wschodzie i za tych, którzy tam pracują, jest wspieranie ich m.in. w tym, aby swą pracę prowadzili w duchu ekumenizmu, z poszanowaniem hierarchii nie tylko Kościoła katolickiego, ale także prawosławnego. Biuro odwiedzane jest rocznie przez około tysiąca osób ze Wschodu, którym świadczy się pomoc liturgiczną, katechetyczną, materialną itd.