Arcybiskup pisał do prałata, a kto go szantażuje?

Rzeczpospolita/Dziennik Bałtycki/a.

publikacja 06.09.2004 08:17

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski wezwał ks. Henryka Jankowskiego do odejścia z parafii św. Brygidy. List w tej sprawie przekazał mu jeszcze w sierpniu - ujawnia Rzeczpospolita.

Wtedy też jego treść poznali biskupi - dodaje dziennik. Dlaje czytamy: Mimo że od napisania listu minęły już dwa tygodnie, dopiero teraz jego sprawa wyszła na jaw. Naciski abp. Gocłowskiego, by prałat Jankowski odszedł na emeryturę, były znane wcześniej. Tymczasem, jak się dowiadujemy nieoficjalnie ze źródeł kościelnych, ta decyzja zapadła już przed 20 sierpnia. Wtedy to ks. Jankowski dostał od arcybiskupa wezwanie do ustąpienia z funkcji proboszcza. Jednocześnie arcybiskup zapowiadał w piśmie, że jeżeli prałat nie ustąpi sam, podejmie kroki zgodne z kodeksem prawa kanonicznego. Decyzję uzasadnił zachowaniem ministrantów na plebanii, niszczeniem życia rodziny Sławomira R. W liście nie oznaczono daty spodziewanej rezygnacji prałata, a jedynie znalazło się wspomnienie, że dobrym czasem byłyby "sierpniowe dni". Arcybiskup Gocłowski nie chciał wczoraj wypowiadać się w tej sprawie dla "Rz". Nie odejdzie List z wezwaniem ks. Jankowskiego do rezygnacji abp Gocłowski odczytał biskupom zebranym na Jasnej Górze 25 i 26 sierpnia. Jego treść została przez nich dobrze przyjęta, jako pisana z wielką miłością do stanu kapłańskiego i do Kościoła w ogóle. Nie udało nam się wczoraj dodzwonić do ks. Jankowskiego. Tydzień temu w niedzielę mówił, że z parafii św. Brygidy, gdzie służy od 34 lat, nie odejdzie. Arcybiskup zaś, twierdził prałat, nie ma powodów, by go odwołać. Wczoraj pod koniec mszy prosił wiernych, by się za niego modlili, bo dostaje szantażujące go telefony. Dziennikarzom nie wyjaśnił, kto go szantażuje. Media od lipca wymieniają nazwisko ks. Jankowskiego, kiedy to okazało się, że prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie o molestowanie seksualne nieletnich. Matka Sławomira R., ministranta z parafii św. Brygidy, powiedziała w innym śledztwie, że być może jej syn był molestowany przez księdza. Kilka kroków prawnych Prawo kanoniczne pozwala biskupowi odwołać proboszcza, który wezwany sam nie chce ustąpić. Sposób postępowania w takich sytuacjach jest jednak ściśle określony. Jeżeli biskup na podstawie zebranych materiałów uzna, że są powody do odwołania, musi najpierw omówić sprawę z dwoma innymi proboszczami. Dopiero wtedy, podając argumenty, może "po ojcowsku" poradzić, by proboszcz ustąpił w ciągu 15 dni. Gdy ksiądz tego nie uczyni, biskup drugi raz wzywa go do ustąpienia. Jeśli i tym razem wezwany nie podporządkuje się ani nie przytoczy powodów swego uporu, biskup wydaje dekret usunięcia. Jeżeli jednak proboszcz podważy decyzję biskupa, podając motywy dla biskupa nieprzekonujące, ten ostatni musi pozwolić proboszczowi przejrzeć akta i przedstawić kontrargumenty i dowody. Następnie biskup powinien ponownie rozważyć sprawę z dwoma proboszczami i podjąć ostateczną decyzję: usuwa proboszcza czy nie. Według prawa kościelnego proboszcz może być usunięty z kilku powodów. Gdy sposób jego postępowania przynosi wspólnocie kościelnej "poważną szkodę lub zamieszanie", działa nieudolnie, choruje permanentnie; gdy utracił "dobre imię u uczciwych i poważnych parafian" albo wzbudza w nich niechęć, która szybko nie ustanie; gdy wreszcie poważnie zaniedbał lub naruszył swoje obowiązki, źle zarządza dobrami doczesnymi ze szkodą dla Kościoła. Natomiast Dziennik Bałtycki donosi: Są jakieś telefony i szantaże ze Szczecina, ale nie przerażam się. Mam to w ciężkim poważaniu - powiedział wczoraj na zakończenie sumy w bazylice św. Brygidy prałat Henryk Jankowski. Pytany przez reportera "Dziennika", prałat nie chciał rozwinąć tej myśli. Zapowiedział jedynie, że odda sprawę prokuraturze. Poinformowanie o szantażu to jedyny mocniejszy akcent mszy w słynącej z atrakcyjnych nabożeństw bazyliki św. Brygidy. Ksiądz, któremu matka jednego z byłych ministrantów zarzuca molestowanie seksualne jej syna, od momentu upublicznienia tej wiadomości w swoich kazaniach ostro krytykuje "niepolskie media". We wczorajszej homilii prawie jednak nie odnosił się do "ataków na Kościół i jego kapłanów", jak zwykle określa zainteresowanie dziennikarzy swoją osobą. Mówił za to o zagrożeniach czyhających na naród polski. Zdania brzmiące w bazylice obco ("Niechaj nie liczy się pochodzenie, nie liczy się wyznanie czy światopogląd") wypowiadał na przemian z tymi, które są tam typowe ("Nie dajcie sobie wyrwać polskich, katolickich korzeni"). Unikał jednoznacznych nawiązań do pogłosek mówiących, że arcybiskup Tadeusz Gocłowski ma zamiar usunąć go z parafii. Wierni klaskali jednak, kiedy na koniec odprawianej w łacinie mszy, poinformowawszy o szantażu powiedział: - Jest to walka o Polskę, o Kościół polski. Ja z tej walki nie ustąpię. Po mszy nie odbył się tradycyjny wiec poparcia dla prałata. Brama prowadząca na dziedziniec plebanii była zamknięta.