Demoralizacja w szkołach i przedszkolach?

Nasz Dziennik/a.

publikacja 09.09.2004 07:03

Rozbicie rodzin i podtrzymanie spadku urodzeń pozostaje w dalszym ciągu sztandarowym celem lewicowego obozu rządzącego - alarmuje Nasz Dziennik.

Gazeta pisze: Pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn chce wprowadzić do szkół edukację seksualną, a do przedszkoli "pogadanki o integralności cielesnej". Eksperci biją na alarm. Według nich, rząd narusza prawa rodziców i chce w ten sposób zdemoralizować dzieci. Magdalena Środa, pełnomocnik ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, zapowiedziała walkę o tzw. prawo do aborcji. Do tego potrzebna jest - według niej - refundacja środków antykoncepcyjnych i szeroka edukacja seksualna w szkołach, a w przedszkolach "pogadanki o integralności cielesnej". Uważa, że jest to konieczne po ujawnieniu przypadków molestowania seksualnego i pedofilii. Rzeczywiście, problem jest poważny. Dziecko nie powinno być bezbronne wobec tych zagrożeń, ale to rodzice mają prawo i obowiązek wychowania dzieci. Jeśli Środzie zależy na dobru dzieci, to pogadanki powinny być przeznaczone dla rodziców. Podejście pełnomocnik do problemu pokazuje, jakimi kieruje się intencjami. Środa, doktor filozofii i etyki, w wywiadach prasowych nie ukrywa swojego prawdziwego oblicza. Szczyci się tym, że była członkiem "Solidarności" do czasu, gdy związek zadeklarował, że będzie opierać się na społecznej nauce Kościoła. Na pytania o swoje ostatnie propozycje odpowiada, że zdaje sobie sprawę, iż dzieci mogą źle zinterpretować zachowanie rodziców. - Musimy być gotowi na to, co stracimy - taka edukacja może ograniczyć naszą spontaniczność wobec dzieci. Możemy paść ofiarą ich wyobraźni. Lecz jestem przekonana, że zyski będą większe od strat - twierdzi Środa. - To jest chore, jak wiele propozycji z ich strony - tak wypowiedź Środy komentuje senator LPR Jan Szafraniec, doktor nauk medycznych, psycholog i psychiatra. Według niego, pełnomocnik chce umocnić opiekę instytucjonalną, a nie rodzinną nad dziećmi, a przez to oderwać dzieci od rodziców. Zauważa, że jeśli zapewnimy opiekę instytucjonalną, to wtedy pozbawimy dziecko wielu uczuć i wartości, które niesie ze sobą rodzina. - Nie tędy droga do umysłów i psychiki młodych ludzi, którzy z racji wieku są niedojrzali emocjonalnie i niedojrzali w sensie osobowym. W związku z tym takie de facto wprowadzenie uświadomienia seksualnego po prostu przyspieszy rozwój biologiczny, ale opóźni rozwój psychiczny - stwierdził Szafraniec. Według niego, ludzie ci nie zdają sobie sprawy z tego, że psychika i tak rozwija się niekiedy z 10-letnim opóźnieniem.

Więcej na następnej stronie

Senator Szafraniec zasygnalizował, że propozycje Środy wskazują, iż zapowiadany przez rząd program będzie realizowany. - Będą promowane nowe wzorce osobowe, które mają powoli likwidować obecny model rodziny, rolę mężczyzny i kobiety. Mało tego, w szkołach będą zatrudniane pielęgniarki, które będą służyły poradami, jak uchronić się od niechcianej ciąży. Jednym słowem: bardzo niebezpieczny program, który w gruncie rzeczy deprecjonuje i dewastuje rodzinę - podkreślił Szafraniec. W podobnym tonie wypowiada się Ewa Kowalewska, prezes Forum Kobiet Polskich. Według niej, propozycja wprowadzenia edukacji seksualnej i demoralizacji dzieci, zwłaszcza od szkoły podstawowej, narusza prawa rodziców i nie jest nowym pomysłem. - Należy zwrócić uwagę na podstawową sprawę. To nie chodzi o uświadomienie naszych dzieci, bo ile czasu można uświadamiać dziecko, jeśli chodzi o sprawy dotyczące płciowości. Jeśli mają być to zajęcia, które się będą odbywały co najmniej dwa razy w tygodniu, już od szkoły podstawowej, a nawet już od przedszkola, to chodzi o zmianę w świadomości ideologicznej naszych dzieci - podkreśla Kowalewska. Zauważa, że jest to próba indoktrynacji ideologicznej dzieci pod pretekstem uświadamiania. - Znamy to z innych krajów i wiemy, o co chodzi. Chcą, aby dzieci przyzwyczaiły się do tego, że sprawy dotyczące seksu nie są objęte żadną regułą i odpowiedzialnością. Chcą, aby korzystały i stały się klientami tych, którzy produkują antykoncepcję, również żeby później zaakceptowały tzw. aborcję. Mówimy zdecydowane i stanowcze: nie! - stwierdziła. Pieniędzy na dłuższe urlopy macierzyńskie czy zasiłki wspierające rodziny rząd nie potrafił znaleźć. Teraz chce promować dewiacje i rozwiązłość. Miliony na deprawację Wydatki skrajnie zideologizowanego urzędu Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn za rok 2003 i pierwszy kwartał tego roku, kiedy kierowała nim obecna wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka, sięgnęły 2,2 mln zł. Ponad 500 tys. zł kosztowały podatników podróże pracowników biura. Wszystko w imię rzekomego równouprawnienia, które jest w istocie finansowaną z kieszeni Polaków demoralizacją. "Skrajnie ideologiczny, obojętny wobec prawdziwych problemów kobiet, a często wręcz szkodliwy" - tak Forum Kobiet Polskich oceniało "Krajowy program działań na rzecz kobiet - II etap wdrożeniowy", przygotowany w 2003 r. przez biuro pełnomocnika. Sprzeciw i protesty polskich kobiet wzbudzają wszystkie posunięcia kosztownego urzędu. Wystarczy wspomnieć bulwersującą informację dotyczącą sytuacji kobiet w Polsce, przedstawioną w marcu br., która udowodniła niezbicie, iż postkomunistyczny rząd nie jest w stanie wypracować rozwiązań rzeczywiście służących kobiecie i rodzinie. Mimo że sytuacja zdrowotna Polek się pogarsza, co wykazało nawet ostatnie rządowe sprawozdanie z realizacji ustawy o planowaniu rodziny, informacja dotycząca sytuacji kobiet w Polsce poświęciła temu zagadnieniu zaledwie pół strony. - Kobiety coraz częściej nie mają dostępu do badań profilaktycznych. Są zmuszane do płacenia za wszystko - badanie cytologiczne, mammografię, USG. Skrócono urlopy macierzyńskie. Opieka nad matką oczekującą dziecka jest już praktycznie wyeliminowana. Skutki są natychmiastowe i bezpośrednie: coraz więcej dzieci rodzi się z małą masą ciała, coraz więcej ciąży jest rozwiązywanych nieprawidłowo - zauważa Ewa Kowalewska. Kobieta nie może urodzić dziecka w normalnych warunkach, bez ponoszenia dodatkowych opłat, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje porodów rodzinnych. Fundusz nie kontraktuje także usług świadczonych przez szkoły rodzenia. Jednocześnie budżet państwa znajduje miliony na działanie pełnomocnika służącego interesom wąskiej grupy feministycznej.